Czuję, że już to samo w sobie stanowi ważne odkrycie.
Dopóty, dopóki zdolny będę do pisania, będę również kontynuować pisanie mego dziennika. To jedna z moich nielicznych przyjemności. Jednakże — wedle wszelkiego prawdopodobieństwa — mój własny regres umysłowy będzie postępował bardzo gwałtownie.
Zaobserwowałem już u siebie symptomy niestabilności emocjonalnej i roztargnienia — pierwsze oznaki wypalania się mego umysłu.
10 czerwca. Regres postępuje. Stałem się roztargniony. Algernon zdechł dwa dni temu. Sekcja potwierdziła moje przewidywania — jego mózg stracił na wadze, nastąpiło wygładzenie zwojów mózgowych, jak również poszerzenie i pogłębienie bruzd w mózgu.
Jak się spodziewam, takie same zmiany rychło zaczną występować i u mnie. Teraz, kiedy już jestem pewien, że tak się stanie — nie chcę tego. Nie chcę.
Włożyłem ciałko Algernona do pudełka po serze i pochowałem go na podwórzu. Płakałem.
25 czerwca. Dr Strauss znów przyszedł mnie dziś odwiedzić. Nie otworzyłem drzwi i powiedziałem mu, żeby sobie poszedł. Chcę, żeby mnie zostawiono samego. Stałem się drażliwy, skory do irytacji. Widzę już nadciągającą ciemność. Trudno uwolnić się od myśli o samobójstwie. Wciąż powtarzam sobie, że ta kronika retrospekcji będzie bardzo ważna.
To dziwne uczucie, kiedy bierze się książkę, czytaną kilka tygodni wcześniej i stwierdza się, że się jej nie pamięta. A przecież tak wielki wydawał mi się John Milton… Lecz kiedy wziąłem do ręki Raj utracony — w ogóle go nie zrozumiałem. Tak się zirytowałem, że rąbnąłem nią o podłogę.
Muszę się starać zatrzymać coś z tego. Kilka z tych rzeczy, których się nauczyłem. Och, Boże, proszę, nie zabieraj mi tego wszystkiego!
19 czerwca. Czasami, w nocy, wychodzę na spacer. Ostatniej nocy nie mogłem sobie przypomnieć, gdzie mieszkam. Do domu przyprowadził mnie policjant. Mam dziwne uczucie, że wszystko to zdarzało się już kiedyś — kiedyś dawno temu. Nadal wmawiam sobie, że jestem jedyną osobą na świecie, która może opisać to co się z nią dzieje.
21 czerwca. Dlaczego nie jestem w stanie pamiętać? Muszę walczyć. Całymi dniami leżę w łużku i nie wiem ani kim jestem ani gdzie jestem. Potem wszystko nagle, jak grom, powraca. Fugi amnezji. Symptomy starości — drugiego dzieciństwa. Mogę je obserwować, jak nadciągają. To jest okrutne w swej logice. Nauczyłem się tak wiele i tak szybko. A teraz mój umysł gwałtownie słabnie. Nie pozwolę żeby to się stało. Będę walczył. Nie mogę powstrzymać się przed rozmyślaniem o tym chłopaku z restałracji, o tępym wyrazie twarzy, głupkowatym uśmiechu, ludziach naigrawających się z niego… Nie… proszę… nie teraz jeszcze…
22 czerwca. Zapominam rzeczy, których dopiero co się nauczyłem. To klasyczny syndrom: ostatnie rzeczy, jakie się nabyło, są pierwszymi jakie się zapomina. Ale czy to jest syndrom? Lepiej chyba będzie jeśli zajrzę jeszcze raz…
Przeczytałem ponownie mój artykuł Efekt Algernona-Gordona i doznałem dziwnego uczucia, jakby został napisany przez kogoś innego. Są tam miejsca, których nawet nie rozumiem.
Zmalała aktywność motoryczna. Stale się o coś potykam i coraz trudniejsze staje się pisanie na maszynie.
23 czerwca. Zupełnie dałem sobie spokój z pisaniem na maszynie. Moja koordynacja ruchowa jest zła. Czuję, że poruszam się coraz wolniej. Wczoraj doznałem strasznego wscząsu. Wziąłem do ręki kopię artykułu Kriigera Uber psychische Ganzheit, z którego korzystałem podczas moich badań. Chciałem sprawdzić, czy to by mi nie pomogło w zrozumieniu tego, co zrobiłem. Początkowo pomyślałem, że coś złego stało się z moimi oczyma. Potem uśfiadomiłem sobie, że nie potrafię już czytać po niemiecku. Sprawdziłem inne języki. Nie znam już żadnego.
30 czerwca. Po tygodniu ośmieliłem się znuw coś napisać. Wszystko pszecieka jak piasek pomiędzy palcami. Większość z książek jakie mam są już za trudne dla mnie. Rozłościłem się okropnie bo wiem że je pszecież czytałem jeszcze kilka tygodni temu.
Nadał wmawiam sobie że muszę dalej pisać ten Dziennik żeby inni mogli wiedzieć co się ze mną działo. Ale coraz trudniej pszychodzi składać słowa i pszypominanie sobie pisowni. Muszę teraz sprawdzać w słowniku nawet proste słowa. Robię się przez to niecierpliwy.
Dr Strauss prawie co dziennie do mnie wpada ale powiedziałem mu że nie chcę z nikim rozmawiać. Ale też nikogo nie potępiam. Wiedziałem, że to się może zdążyć. Tylko jak to boli.
7 lipca. Nie wiem nawet gdzie się ten tydzień podział. Dzisiaj jest niedziela. Wiem to bo widzę przez okno ludzi jak idą do kościoła. Myślę że przez cały tydzień byłem w łużku ale pamiętam jak Pani Flynn pszynosiła mi kilka razy jedzenie. Wmawiam sobie bez końca że muszę coś robić ale potem zapominam albo może po prostu łatfiej jest nie robić tego co zamieżałem robić.
Myślę teraz o mojej matce. I o ojcu. Znalazłem ich zdjęcie zemną. Na plaży. Ojciec czyma pod ręką wielką piłkę a matka czyma mię za rękę. Nie pszypominam sobie ich na tej plaży. Wszystko co pamiętam to to że mój ojciec przez większoś czasu pił i dyskutował z matką o pieniądzach. Zafsze był nie ogolony jak czeba i jak mię ściskał to mię drapał po tfarzy. Matka powiedziała że umarł ale Kuzyn Miltie powiedział że słyszał jak jego starzy mówili że mój ojciec uciek z inną kobietą. Jak zapytałem o to matkę to udeżyła mię w tfarz i powiedziała że mój ojciec umarł. Nie wydaje mi się żebym się kiedy koi wiek dowiedział jaka była prawda ale za bardzo to mi na tym niezależy. (Powiedział że mię zabierze na farmę żebym zobaczył krowy ale tego nie zrobił. Nigdy nie doczymywał obietnic).
10 lipca. Moja gospodyni Pani Flynn bardzo się o mnie martfi. Mówi że jak tak leżę na okrągło cały dzień i nic nie robię to jej pszypominam jej syna zanim go wyżuciła z domu. Powiedziała że nie lubi prużniaków. To że jestem chory to jedna sprawa a,że jestem prużniak to inna nie musi o tym wiedzieć. Powiedziałem jej że jestem chory.
Prubuję co dziennie po trochu czytać. Głuwnie opowiadania. Ale czasem muszę czytać tą samą rzecz raz, po raz bo nie wiem co znaczy. Wiem że powinienem zajżeć do słownika ale to jest za uciążliwe a ja cały czas taki jestem zmęczony.
Potem to pszyszła mi do głowy taka myśl żeby używać tylko łatfych słów zamiast trudnych. To pozwala oszczędzić czas. Jakoś tak raz na tydzień kładę kfiatki na grobie Algernona. Pani Flynn myśli że jestem szaleniec że kładę kfiaty na grobie myszy. Powiedziałem jej że Algernon był specjalny.
14 lipca. Znowu jest niedziela. Nie mam nic do roboty żadnego zajęcia bo telewizor nawalił i nie mam pieniędzy żeby go dać donaprawy. (Po mojemu to musi co zgubiłem czek z laboratorjum za ten miesiąc. Nie pamiętam). Dostałem strasznych buli głowy i aspiryna mi za bardzo nie po maga. Pani Flynn rozumie żem na prawdę chory i jest jej bardzo pszykro z tego powodu. Ona to jest fspaniała kobita jak ktoś jest chory.
22 lipca. Pani Flynn zawołała do mnie jakiegoś dziwnego Doktora. Bała się żebym jej nie umar. Powiedziałem mu żem nie taki znowu chory tylko że czasem to zapominam. Zapytał mię czy mam jakiś pszyjaciuł albo krewnych to powiedziałem że nie nie mam żadnych. I powiedziałem że miałem pszyjaciela ktury się nazywał Algernon ale on był mysz. Razem mieliśmy wyścigi. Popaczył na mnie jakoś dziwnie jakby myślał żem wariat. Jak mu powiedziałem że byłem genjusz to się tak dziwnie uśmiechnoł. Rozmawiał zemną jak z dzieckiem i pomrugiwał do Pani Flynn. Zezłościłem się i wypędziłem go bo sobie ze mnie robił cyrk jak inni.
24 lipca. Nie mam więcej pieniędzy i Pani Flynn muwi że muszę iść gdzieś do pracy żeby płacić za ten pokuj bom już nie płacił zgurą dwa miesiące. Nie znam żadnej pracy tylko tą robotę tam w Zakładach Opakowań Plastikowych u Donnegana. Nie chcę tam spowrotem iść bo oni fszyscy znali mię jak byłem mondry i może będą się teraz ze mnie śmiali. Ale nie wiem co jeszcze mugłbym robić żeby mieć pieniądze.