— Nudzić się to ty potrafisz, prawda? To chyba trochę nie fair… No, właściwie to chciałem ci zrobić piękny, zwięzły wykład na temat współczesnej struktury ekonomicznej, co może miałoby dosyć wątpliwą wartość, ale kto wie? Shaw powiedział podobno u schyłku życia, że młodość jest piękna; jaka szkoda, że trzeba ją było zmarnować na młodych! Bo jego pogląd — jak to obszerniej wyjaśnia w „Z powrotem do Matuzalema” — jest taki, że „tylko mądrość nabyta wraz z przeżytymi latami umożliwiłaby człowiekowi maksymalne wykorzystanie energii młodości”.
Dobson rzucił okiem na pokój, tak jakby objął umysłem całość, podsumował i zdyskwalifikował wszystko, za co Page zaryzykował trzy stulecia. Page zadrżał i ostro ponaglił go do kończenia pogadanki.
Dobson ożywił się.
— Dobrze. A więc, nawet żyjąc w takim zamkniętym, psychicznie kazirodczym kręgu kompanów od zabaw musiałeś słyszeć o tym, że skolonizowaliśmy jeszcze dwie planety naszego układu, i że wyruszamy na podbój planet innych układów?
— Chyba było coś na ten temat w trójwizji — powiedział Page z ironią w głosie.
— No tak. Co więcej, mamy wysoką stopę życiową opartą na racjonalnej bazie ekonomicznej, którą uważamy za jedyne prawdziwe i niezawodne kryterium obliczania kosztu zainwestowanej energii ludzkiej.
— Moje życie kosztowało mnie trzysta lat — mruknął Page. - Czy masz dla mnie może jakieś mniej zwietrzałe nowości?
— Bądź cierpliwy! — Dobson podniósł swą szczupłą rękę. - Jak ci już mówiłem, zobowiązano mnie do wykonania tego zadania. Nawet gdybym musiał przez te twoje przerywniki strawić na tym całą noc.
— To już słyszałem! Według mnie taki wykład na tematy aktualne nie ma żadnego sensu. Czy to znaczy, że chcesz mnie jakoś przygotować do wiadomości, że mają mnie wysłać na Marsa albo gdzie indziej, żebym wypruwał z siebie żyły przy cholernych konstrukcjach? — Też pewnie było coś na ten temat w trójwizji — podsunął Dobson z kwaśną uprzejmością. - Nie, nie wyślą cię na Marsa. Praca jest już tam prawie na etapie automatyzacji, a w przyszłości znajdzie się tam miejsce tylko dla ludzi z kwalifikacjami. Czy dasz mi kiedyś dojść wreszcie do sedna sprawy, czy może tak bardzo lubisz brzmienie własnego głosu, że wolałbyś zaczekać z tym do rana?
Page wzruszył ramionami i opadł na oparcie krzesła.
— Dziękuję — powiedział Dobson. - Podczas ostatniego roku nauki w szkole, kiedy powinieneś już w zasadzie być na tyle dorosły, aby móc podjąć jakąś rozumną decyzję, pouczono cię o formach współczesnego społeczeństwa. Powiedziano ci na przykład o kredycie, którym możesz dysponować przynajmniej do ukończenia trzydziestki, i że ten kredyt się spłaca, jak zresztą każdy wydatek obecnie, opierając się na standardowej skali indywidualnej pracy. Chodzi tylko o czas. Oczywiście nie ma mowy o tym, żeby człowieka niezdolnego do wysoko wykwalifikowanej pracy zmuszano, by zwracał wiele lat niewykwalifikowanej harówki — tylko po to, aby rachunki się zgadzały. Jesteśmy bardzo bogaci. Nie musimy być małostkowi w takich sprawach.
Powiedziano ci, na jakiej zasadzie opiera się ten system. Mówiono ci też — i jak większość dorastających z pewnością nie wierzyłeś — że nie kończące się pasmo przyjemności i pozwalania sobie na wszystko stanie się w końcu nudne, i sadzono, że do chwili otrzymania ostrzeżenia o spłacie społeczeństwu kredytu, który zaciągnąłeś, będziesz chciał zrobić bardziej konstruktywny użytek ze swojego życia. Powiedziano ci wprawdzie, że to tylko od ciebie zależy. Istnieje pewne nieprzenośne minimum kredytu, z którego może korzystać każdy do końca życia, tak że używając życia oszczędnie, można praktycznie w nieskończoność być panem własnego losu. Tę drogę obierają głównie ludzie o buntowniczym i twórczym usposobieniu, ci, którzy wolą raczej uprawiać działkę ziemi na skraju pustyni i malować zachody słońca niż podjąć regularne stanowisko dorosłego w społeczeństwie. Nawiasem mówiąc, nie zamierzam krytykować tych ludzi; cały model ewolucji naszego gatunku dążył do rozwinięcia naturalnej dla człowieka zdolności do przedłużania okresu zabawy coraz dalej, w wiek dorosły.
Nienawykły do siedzenia i słuchania Page zaczął się denerwować.
— Oczywiście, że mi o tym wszystkim powiedziano — wybuchnął ze złością — ale nie byłem przekonany i nadal nie jestem! Żyje mi się cholernie fajnie i żeby mnie ktoś teraz samowolnie brał za głowę i…
— Nie samowolnie — wtrącił Dobson z emocją w głosie, jakiej Page dotąd u niego nie zaobserwował. - Uprzedzano cię, nawet jeżeli nie zwracałeś na to uwagi.
— O czym uprzedzano? Że, jak to ująłeś, „nie kończące się pasmo przyjemności” skończy się tym, że będę znudzony! Do diabła! Jedyne chwile, kiedy się naprawdę nudzę, to takie chwile jak ta — gdy jakiś zacofany dorosły zaczyna mi prawić morały! — Wstał i poszedł nalać sobie brandy.
— Fakt pozostaje faktem — ciągnął dalej. - Nie dam się tak łatwo ogłupić jak większość ludzi. Czy wiesz, że oni się prawie mnie boją? Tak jakbym zrobił coś specjalnego! A ja po prostu przejrzałem na wylot te głupoty o „moim długu wobec społeczeństwa”! I jak się już przyznałem, nie czułem się za dobrze, gdy sobie uświadomiłem, że dobiłem trzydziestki z długiem sięgającym trzech stuleci. Później odzyskałem równowagę. Bylibyście przerażeni, gdybyście dopadli mnie właśnie wtedy, tego dnia, w którym przekroczyłem dozwolony limit. Ludzie powiedzieliby: „To oszustwo! Hal Page dostał ostrzeżenie, bo używał życia tak, jak chciał, i miał w nosie czas, który zużył. Do licha, jeżeli z nami też tak w końcu postąpią — to używajmy, dopóki się da”. Czy nie tak? — odwrócił się do Dobsona z wyzwaniem w oczach.
— Myślisz, że całe twoje pokolenie wydaje kredyt tak, jak ty — powiedział półgłosem Dobson. - Naprawdę myślisz, że to miałoby jakieś znaczenie? Mówiłem ci już, że jesteśmy bogaci. Nawet nie masz pojęcia jak bardzo bogaci! Nauczyliśmy się niczego nie marnować, musieliśmy się tego nauczyć! Gdyby każdy z gości, których przyjmowałeś na swoich wystrzałowych przyjęciach, gdyby każdy gość na każdym przyjęciu, na którym byłeś — gdyby nawet całe twoje pokolenie zdecydowało się szafować wydatkami tak swobodnie i rozrzutnie jak ty — to, aby to wyrównać, trzeba by po prostu przeliczyć ich wydatki na efektywną pracę, której mielibyśmy pełne prawo od nich wymagać w ciągu następnych lat ich życia. Ale jesteśmy nieprawdopodobnie bogaci, Hal! Ostatnio rzadko nawet wysyłamy ludziom ostrzeżenia. Na ogół po przekroczeniu trzydziestki stają się niespokojni — tracą zainteresowanie samym „pasmem przyjemności” i pewnego dnia przychodzą i proszą, żeby im wynaleźć jakieś prawdziwe zajęcie. Sam postąpiłem w ten sposób.
— Ale ja nie jestem taki, jak ty — chrapliwym głosem powiedział Page. Pogarda, jaką chciał zawrzeć w tym stwierdzeniu, zabrzmiała sztucznie.
— Ciągle jednak chodzi tu o sedno sprawy — przerwał Dobson. - Wykorzystując zasoby, które są do naszej dyspozycji, napotykamy trudności. Na dziesięć osób dobijających obecnie do trzydziestki, dziewięć straciło już ochotę na przelotne przyjemności; zaczęli studiować lub też zajęli się badaniami naukowymi na małą skalę, niektórzy postanowili założyć rodzinę — jednym słowem zachowali się jak dorośli. A my teraz musimy sobie radzić z tym kolosalnym napływem twórczej energii, pokierować nią, starać się wykorzystać jak najlepiej… Dlatego właśnie wyruszamy do gwiazd. Upłynie jeszcze cholernie dużo czasu, zanim lot na gwiazdy stanie się czymś tak zwyczajnym jak podróż na Księżyc. Przyda się to jednak bardzo — po prostu, aby nie zmarnować tej energii, którą społeczeństwo aż tryska.