Выбрать главу

Żadne z dzieci na Stacji nie mogło mu w tym pomóc — albo były zajęte zabawą w Sali Rekreacyjnej, albo ślęczały nad lekcjami.

— Co ci jest, Abel — zawołała za nim Zenna Peters widząc, że idzie do pustego magazynu na Pokładzie D. - Znów jesteś smutny.

Abel zawahał się na widok jej serdecznego, pełnego troski uśmiechu, po czym wsadził ręce w kieszenie i zbiegł szybko po żelaznych schodkach, żeby za nim nie poszła. Kiedyś wśliznęła się do magazynu nieproszona i wtedy wyrwał żarówkę z oprawki i trzy tygodnie warunkowania poszło na marne. Doktor Francis był wściekły.

Spiesząc korytarzem Pokładu D chłopak pilnie wypatrywał doktora, który miał go ostatnio na oku: zawsze w Sali Rekreacyjnej obserwował go uważnie zza plastykowych modeli. Może matka Abla mówiła mu coś o sennych koszmarach chłopaka, o tym, jak budzi się zlany potem, z oczyma utkwionymi w płonący krąg.

Gdybyż tylko doktor Francis potrafił go uleczyć!

Co jakieś sześć jardów Abel zatrzymywał się, przekraczał kolejną grodź i od niechcenia dotykał ciężkich skrzyń z aparaturą po obu stronach przejścia. Świadomie broniąc się przed skupieniem odcyfrował niektóre litery nad przełącznikami

M-T-R SC-N

ale jak tylko usiłował odczytać całe zdanie, zlewały mu się w jedno. Warunkowanie było za mocne. Przyłapana przez niego w magazynie Zenna zdołała odczytać kilka napisów, ale doktor Francis przegnał ją, zanim zdążyła je powtórzyć. Kiedy wróciła w parę godzin później, nic już nie pamiętała.

Wszedł do magazynu i jak zwykle odczekał kilka sekund, nim zapalił światło. Przed oczyma miał niewielki płonący krążek, który we snach rozrastał się wypełniając mu cały mózg niby tysiąc lamp łukowych. Krąg wydawał się nieskończenie daleki, a jednak obdarzony potężną tajemniczą siłą magnetyczną, która rozbudzała uśpione rejony świadomości Abla, zbliżone do tych, które reagowały na obecność jego matki.

Krąg zaczął się powiększać” i chłopak nacisnął guzik wyłącznika.

Ku jego zdumieniu pokój pozostał ciemny. Kiedy znów szukał po omacku wyłącznika, mimo woli z jego ust wydarł się cichy okrzyk.

Nagle rozbłysło światło.

— Jak się masz, Abel — powiedział doktor Francis od niechcenia, prawą ręką wciskając żarówkę. - Niespodzianka, co? — Oparł się o metalową skrzynię. - Wiesz co, Abel, chciałbym z tobą porozmawiać o twoim wypracowaniu. - Abel siadł sztywno, a doktor Francis wyjął zeszyt ze swojej białej plastykowej teczki. Pomimo poważnego uśmiechu i ciepłego spojrzenia było w doktorze Francisie coś takiego, że Abel zawsze miał się przed nim na baczności.

A może doktor Francis też wie?

— „Zamknięte społeczeństwo” — odczytał doktor. - To dziwny temat wypracowania.

Abel wzruszył ramionami.

— Temat był dowolny. Przecież chyba o to chodzi, żeby wybrać coś niebanalnego.

Doktor Francis uśmiechnął się.

— Bystra odpowiedź. Ale tak na serio, Abel, dlaczego właśnie ten temat?

Abel przebierał palcami po zaworach swego skafandra. Nie służyły one właściwie żadnym praktycznym celom, ale można było nadmuchać przez nie skafander.

— Próbowałem jakoś scharakteryzować życie na Stacji, nasze wzajemne stosunki. O czym jeszcze można pisać? Nie uważam, żeby to było takie dziwne.

— Może masz rację. Dlaczego miałbyś nie pisać o Stacji? Pozostała czwórka też o tym pisała. Ale ty zatytułowałeś swoją pracę „Zamknięte społeczeństwo”. Przecież Stacja nie jest zamknięta, Abel, jak uważasz?

— Jest zamknięta w tym sensie, że nie możemy wydostać się na zewnątrz — wyjaśnił Abel powoli. - Nic innego nie miałem na myśli.

— Na zewnątrz — powtórzył doktor Francis. - Ciekawy problem. Musiałeś sporo nad nim myśleć. Kiedy zacząłeś się tą sprawą interesować?

— Po tym, jak miałem sen — odparł Abel. Doktor Francis celowo zaakcentował to jego,na zewnątrz” i chłopak zastanawiał się, jak by to inaczej wyrazić. W kieszeni czuł mały pion murarski, z którym się nie rozstawał. - Doktorze, czy mógłby mi pan odpowiedzieć na jedno pytanie? Dlaczego Stacja się obraca?

— Obraca się? - Doktor Francis się ożywił. - Skąd wiesz?

Abel przyczepił pion do filara wspierającego sufit.

— Odległość pomiędzy ciężarkiem a ścianą jest około jedną ósmą cala większa na dole niż na górze. Siła odśrodkowa. Obliczyłem, że Stacja obraca się z szybkością około dwóch stóp na sekundę.

Doktor Francis z namysłem skinął głową.

— Tak, słusznie — powiedział rzeczowo wstając. - Chodźmy do mojego gabinetu. Czas, żebyśmy porozmawiali poważnie.

Stacja miała budowę czteropoziomową. Na dwóch niższych poziomach znajdowały się pomieszczenia dla załogi: dwa koliste pokłady z kabinami mieszkalnymi dla czternastu przebywających na Stacji osób. Najstarszym rodem byli Petersowie, na czele z kapitanem Teodorem, potężnym, surowym, małomównym mężczyzną, który rzadko opuszczał Sterownię. Ablowi nie wolno było tam wchodzić, ale syn kapitana, Matthew, często opowiadał o kopulaste sklepionym pomieszczeniu ze świetlistymi tarczami i mrugającymi lampkami, wypełnionym dziwną cichą muzyką.

Wszyscy męscy przedstawiciele rodu Petersów pracowali w Sterowni — dziadek Peters, siwy starszy pan o wesołych oczach, był kapitanem, zanim się Abel urodził — i wraz z żoną obecnego kapitana i Zenną stanowili elitę Stacji.

Grangerowie jednak, rodzina Abla, była, jak się chłopak zorientował, pod wieloma względami znacznie ważniejsza. Choćby taki codzienny rozkład zajęć — dokładne planowanie alarmów ćwiczebnych, rozkłady dyżurów, aprowizacja — za to wszystko odpowiedzialny był ojciec Abla Matthias. Bez jego silnego, ale elastycznego kierownictwa Bakerowie, którzy zajmowali się sprzątaniem kabin i prowadzeniem kuchni, byliby bezradni. Albo wspólne rekreacje celowo przez ojca obmyślane — gdyby nie one, Bakerowie i Petersowie w ogóle by się nie widywali; po prostu nie wytykaliby nosa ze swoich kabin.

No i był jeszcze doktor Francis, który nie należał do żadnego z trzech rodów. Czasami Abel zadawał sobie pytanie, skąd on się właściwie wziął, ale zawsze wtedy mąciły mu się myśli: blokady warunkujące hamowały ich bieg jak bariery (logika była na Stacji niebezpiecznym narzędziem). Nikt nie wykazywał tyle energii, żywotności i pogody co doktor Francis — on jeden właściwie żartował. I mimo że czasem denerwował Abla swoim wścibstwem i wtrącaniem się we wszystko, chłopak musiał przyznać, że bez doktora życie na Stacji byłoby nudne.

Doktor Francis zamknął drzwi kabiny i wskazał Ablowi krzesło. Wszystkie meble na Stacji były przymocowane do podłogi śrubami, ale chłopak zauważył, że doktor odkręcił swój fotel, tak żeby móc się w nim bujać. Ze ściany wystawał ogromny, odporny na działanie próżni walec, którego masywne metalowe ściany wytrzymałyby każdą awarię. W tym właśnie pojemniku sypiał doktor Francis. Abel za żadne skarby nie chciałby w czymś takim sypiać; na szczęście wszystkie pomieszczenia dla załogi były w pełni zabezpieczone i chłopak nie mógł się nadziwić, że doktor zdecydował się mieszkać sam na pokładzie A.

— Powiedz mi, Abel — zaczął doktor Francis — czy nie zadawałeś sobie kiedy pytania, po co istnieje Stacja?

Abel wzruszył ramionami.

— Stacja jest tak pomyślana, żebyśmy mogli w niej żyć, jest naszym domem.

— Oczywiście, to prawda, ale zdajesz sobie chyba sprawę, że poza stworzeniem nam warunków do życia ma jeszcze jakieś inne cele. Przede wszystkim jak sądzisz — kto ją zbudował?

— Myślę, że nasi ojcowie albo dziadkowie. Albo ich ojcowie.

— Słusznie. A gdzie żyli, zanim ją zbudowali?