Leżąc w bladym żółtym świetle wsunął palce w kratę wentylatora zainstalowanego w tylnej ścianie, po czym wcisnął go i energicznie przekręcił. Zadrgał gdzieś krótko silnik elektryczny i tylna ściana pojemnika otwarła się powoli jak drzwi krypty, wpuszczając blask dzienny.
Francis wyszedł szybko na niewielką metalową platformę wystającej z górnej części wielkiej, pokrytej białym azbestem kopuły. Pięćdziesiąt stóp ponad nią wznosił się dach ogromnego hangaru. Powierzchnię kopuły pokrywała plątanina rurek i kabli przypominająca siatkę żyłek na ogromnej przekrwionej gałce ocznej. Ze statku prowadziły na dół wąskie schodki. Cała kopuła, licząca około stu pięćdziesięciu stóp średnicy, obracała się powoli. W końcu hangaru, pod magazynem żywnościowym, stało rzędem pięć ciężarówek. Z jednego z przeszklonych budynków biurowych pomachał do Francisa mężczyzna w brązowym mundurze.
Znalazłszy się na dole schodów, doktor zeskoczył na podłogę hangaru ignorując ciekawe spojrzenia żołnierzy rozładowujących wozy dostawcze. Mniej więcej pośrodku hangaru zadarł głowę, żeby popatrzeć na obracającą się kopułę. Zawieszony u sufitu hangaru, ponad biegunem kopuły, znajdował się czarny perforowany żagiel o powierzchni pięćdziesięciu stóp kwadratowych, symbolizujący firmament, tuż pod nim kamera telewizyjna, a w odległości około pięciu stóp od kamery duża metalowa kula. Jedna z lin puściła i żagiel przechylił się lekko, ukazując wąski chodnik biegnący środkiem dachu.
Francis wskazał to sierżantowi z obsługi grzejącemu sobie właśnie ręce w jednym z otworów wentylacyjnych kopuły.
— Trzeba to będzie przywiązać. Jakiś idiota łaził po dachu rzucając cień prosto na model. Widziałem wyraźnie na monitorze. Na szczęście nikt poza mną tego nie zauważył.
— W porządku, doktorze, zrobi się. - Zaśmiał się kwaśno. - A to dobre. Będą się mieli teraz o co martwić.
Ton mężczyzny zaniepokoił Francisa.
— I bez tego mają dość zmartwień.
— Ja tam nie wiem. Niektórzy uważają, że im niczego nie brakuje. Mają cicho i ciepło i nie muszą nic robić poza braniem udziału w tych seansach hipnotycznych. - Spojrzał ponuro na bezludne lotnisko ciągnące się aż do zimnej tundry za horyzontem i podniósł do góry kołnierzyk. - To my tutaj na Matce-Ziemi odwalamy całą robotą w tej zakazanej dziurze. Gdybyście, doktorze, ogłaszali jakiś nowy zaciąg do służby kosmicznej, pamiętajcie o mnie.
Francis zmusił się do uśmiechu, po czym wszedł do budynku biurowego. Przy stołach roboczych siedzieli urzędnicy. Każdy z nich nosił imię jednego z członków załogi statku i prowadził zapis wszystkich jego testów psychometrycznych i programów warunkujących. Inne diagramy, których kopie rozlepiał właśnie rano na statku Matthias Granger, były to rozkłady dyżurów.
W gabinecie pułkownika Chalmersa Francis rozsiadł się w cieple, zadowolony, zdając sprawę z najważniejszych obserwacji poczynionych tego dnia.
— Chciałbym, Paul, żebyś tak mógł tam wejść i trochę wśród nich pobyć — zakończył. - Podglądanie za pomocą kamery telewizyjnej to nie to samo. Powinieneś z nimi porozmawiać, zmierzyć się z takimi ludźmi jak Granger i Peters.
— Masz rację, to wspaniali ludzie, tak jak i reszta, szkoda, że się tam marnują.
— Kiedy oni się wcale nie marnują — odparł z naciskiem Francis. - Każda najdrobniejsza informacja dzięki nim zdobyta będzie na wagę złota, kiedy wyruszą pierwsze statki kosmiczne. - Zignorował ciche „Jeśli w ogóle kiedykolwiek wyruszą” Chalmersa i podjął: — Martwię się trochę Zenną i Ablem. Może byłoby dobrze przyspieszyć termin ich ślubu. Wiem, że to wywoła zdziwienie, ale dziewczyna jest tak samo dojrzała teraz, mając lat piętnaście, jak będzie za cztery lata, a może mieć dobry wpływ na Abla, uspokajający, przestanie tyle myśleć.
Chalmers z powątpiewaniem potrząsnął głową.
— Sam pomysł niby nie jest zły, ale piętnastoletnia dziewczynka z szesnastoletnim chłopakiem?… Czy ty sobie wyobrażasz, Roger, jaką wywołasz burzę? Organizacyjnie są pod kuratelą sądową i wszystkie stowarzyszenia typu obyczajowego podniosą straszny krzyk.
Francis ze zniecierpliwieniem machnął ręką.
— A czy muszą wiedzieć? Mamy z Ablem poważny kłopot. Chłopak jest za inteligentny. Sam właściwie doszedł do tego, że Stacja jest pojazdem kosmicznym, tylko nie bardzo to potrafił wyrazić. Teraz kiedy zaczynamy usuwać blokady warunkujące, zechce wiedzieć wszystko. Będzie bardzo trudno nie dopuścić do tego, żeby się domyślił, o co chodzi, zwłaszcza przy naszym niechlujstwie. Widziałeś może ten cień na monitorze? Mamy cholerne szczęście, że Peters nie dostał ataku serca.
Chalmers skinął głową. - Podkręcę ich, Roger. Ale czasem może się zdarzyć błąd. Pamiętaj o tym, jak strasznie marzną chłopcy pracujący na zewnątrz kopuły. I nie zapominaj, że oni są równie ważni, jak ci wewnątrz.
— Oczywiście. A najgorsze w tym wszystkim jest to, że nasz budżet już zupełnie nie odpowiada obecnym potrzebom. Przecież rewiduje się go raz na pięćdziesiąt lat. Może by tak generał Short zainteresował nami czynniki oficjalne, wywalczył dla nas jakieś korzystniejsze warunki. Sprawia wrażenie obrotnego. - Chalmers zrobił powątpiewającą minę, ale Francis ciągnął dalej: — Nie wiem, czy to może taśmy się zużyły, ale warunkowanie negatywne nie działa już tak jak dawniej. Będziemy musieli prawdopodobnie w ogóle je ograniczyć. Zacząłem już od tego, że przyspieszyłem szkolenie Abla.
— Właśnie. Obserwowałem cię na ekranie. Chłopcy z obsługi, tu obok, są wykończeni. Paru z nich jest tak samo w gorącej wodzie kąpanych jak ty, Roger. Programują już na trzy miesiące naprzód. Stanowi to dla nich ogromne obciążenie. Powinieneś jednak porozumiewać się ze mną przed podejmowaniem takich decyzji. Stacja nie jest twoim prywatnym laboratorium.
Francis przyjął wymówkę. Powiedział niepewnie:
— Byłem w sytuacji bez wyjścia, przepraszam. Nie miałem wyboru.
Chalmers delikatnie, ale konsekwentnie nie dawał za wygraną.
— Wcale nie jestem taki pewny. Wydaje mi się, że przeholowałeś z tą swoją dalekowzrocznością. Dlaczego mieszasz się w nie swoje sprawy i mówisz chłopakowi, że nigdy nie wyląduje na planecie? To tylko wzmaga poczucie izolacji i utrudni nam sytuację, gdybyśmy się zdecydowali skrócić podróż.
Francis spojrzał zaskoczony.
— Ale to chyba nie wchodzi w grę?
Chalmers milczał zamyślony.
— Roger, proszę cię, nie angażuj się za bardzo w tę sprawę. Powtarzaj sobie: „Oni nie lecą na Alfa Centauri. Są tu na Ziemi i jeśli rząd uzna za stosowne, jutro zostaną wypuszczeni”. Wiem, że musiałby to zatwierdzić parlament, ale to tylko formalność. Zaczęliśmy ten eksperyment pięćdziesiąt lat temu i sporo wpływowych osób jest zdania, że sprawa zaszła już za daleko. Od kiedy kolonie na Marsie i Księżycu nie zdały egzaminu, ograniczono eksperymenty kosmiczne. Uważają, że wyrzuca się pieniądze dla przyjemności kilku sadystycznych psychologów.
— Wiesz przecież, że to bzdura — odparł Francis. - Może jestem trochę w gorącej wodzie kąpany, ale naprawdę cały eksperyment jest prowadzony bardzo skrupulatnie. Jeśli masz zamiar wysłać kilkanaście osób w podróż do Alfy Centauri, obliczoną na kilka pokoleń, trudno wyobrazić sobie lepszą metodę, jak właśnie powtórzenie każdego szczegółu tu na Ziemi, do najdrobniejszego mrugnięcia czy kichnięcia włącznie. Gdybyśmy wiedzieli wcześniej to, co wiemy teraz, kolonie na Marsie i Księżycu z pewnością by nie przepadły.
— To prawda. Tyle że nie o tym mówimy. Czy nie rozumiesz, że kiedy podróże kosmiczne stały się modne, idea małej grupki osób zamkniętej w pojeździe na sto lat cieszyła się ogólną aprobatą, zwłaszcza wśród pierwszych ochotników. Ale teraz, kiedy zainteresowanie osłabło, większość, uważa, że jest coś nieprzyzwoitego w tym maleńkim ludzkim zoo, i to, co zaczęło się jako wielka przygoda w stylu Kolumba, stało się upiornym żartem. W pewnym sensie nauczyliśmy się zbyt wiele — różnice społeczne wśród trzech rodzin to element niekorzystny dla eksperymentu. Drugi to całkowita łatwość, z jaką nimi manewrowaliśmy zmuszając ich do wierzenia we wszystko, co nam jest na rękę. - Chalmers przechylił się ponad biurkiem. - Mówiąc między nami, Roger, generał Short tylko po to został mianowany, żeby zwinąć cały ten interes. To może potrwać jeszcze lata, ale w końcu musi do tego dojść, uprzedzam cię. I najważniejsze w tej chwili to wyciągnąć stamtąd tych ludzi.