Выбрать главу

Francis gapił się ponuro na Chalmersa.

— Czy ty rzeczywiście w to wierzysz?

— Tak, Roger. I mówiąc szczerze, nie powinniśmy w ogóle zaczynać tego eksperymentu. Nie wolno tak z ludźmi igrać, jak my to robimy — pomyśl o tych ciągłych seansach hipnotycznych, o kojarzeniu dzieci na siłę. Popatrz, przecież ty sam jeszcze pięć minut temu zupełnie poważnie chciałeś połączyć ślubem parę nastolatków po to tylko, żeby przestały myśleć. Cała ta historia jest poniżająca z punktu widzenia ludzkiej godności. Pomyśl o tych wszystkich ograniczeniach wynikłych z warunkowania, o wzrastającej introspekcji — przecież Peters i Granger po dwa, trzy tygodnie nie mają do kogo ust otworzyć — o tym, że życie w Stacji stało się dla nich znośne jedynie dzięki temu, że zupełnie obłędną sytuację przyjęli za normalną. Uważam, że reakcja przeciwko eksperymentowi jest zdrowa.

Francis patrzył na kopułę. Właśnie grupa ludzi ładowała do tak zwanego zsypu żywnościowego tak zwane „produkty prasowane” (notabene mrożonki z pozdzieranymi etykietami). Nazajutrz rano, kiedy Baker z żoną wybiorą z zestawu odpowiednie menu, artykuły żywnościowe zostaną dostarczone natychmiast z rzekomego magazynu na statku. Francis zdawał sobie sprawę, że dla niektórych cały ten eksperyment jest jednym wielkim oszustwem.

Powiedział cicho:

— Ci, co się zgłosili na ochotnika, ponoszą dobrowolnie tę ofiarę i przyjmują wszystko, co z tego wynika. W jaki niby sposób Short ma zamiar ich wypuścić? Po prostu otworzy drzwi i zagwiżdże?

Chalmers uśmiechnął się ze znużeniem.

— On nie jest idiotą, Roger. Tak samo mu zależy na tych ludziach jak i tobie. Połowa załogi, zwłaszcza starsi, zwariują w ciągu pięciu minut. Ale niesłusznie czujesz się zawiedziony, eksperyment okazał się w pełni owocny.

— Nie okaże się owocny, dopóki oni nie „wyładują”. Gdyby go teraz przerwać, oznaczałoby to naszą klęskę, nie ich. Trudno operować argumentami, że jest okrutny czy nieprzyjemny. Tym czternastu osobom w kopule winni jesteśmy kontynuowanie lotu.

Chalmers popatrzył na niego poważnie.

— Czternastu? Chciałeś raczej powiedzieć trzynastu. Chyba że sam zostajesz w kopule, co, doktorze?

Statek przestał się obracać. Siedząc przy swoim biurku w Dowództwie i planując ćwiczenia przeciwpożarowe na dzień następny, Abel zauważył nagły brak ruchu. Cały ranek spacerując wokół statku — przestał już używać terminu Stacja — czuł jakąś wewnętrzną siłę, która ciągnęła go ku ścianie, jak gdyby miał jedną nogę krótszą.

Kiedy wspomniał o tym ojcu, Granger powiedział po prostu:

— Za statek odpowiada kapitan Peters. W sprawach nawigacji trzeba się zwracać do niego.

Taka rada nie miała już dla Abla żadnego znaczenia. W ciągu ostatnich dwóch miesięcy jego umysł atakował zaciekle wszystko, co go otaczało, sondując, analizując, badając każdy element życia na Stacji. Ogromny zasób terminów abstrakcyjnych i skojarzeń, niegdyś eliminowanych, tkwił w jego podświadomości, utajony, i żadna siła nie zdołałaby już teraz Abla powstrzymać przed wykorzystaniem go.

W jadalni podczas posiłków zadręczał Matthewa Petersa pytaniami o tor lotu statku, o wielką parabolę, którą zmierzali ku Alfie Centuari.

— A co z prądami wbudowanymi w statek? — pytał. - Ruch obrotowy miał wyeliminować bieguny magnetyczne powstałe w czasie budowy statku. Jak sobie z tym dajecie radę?

Matthew był zaskoczony.

— Właściwie to nie wiem. Prawdopodobnie instrumenty są regulowane automatycznie. - Na widok sceptycznego uśmiechu Abla wzruszył ramionami. - Ojciec się w tym wszystkim orientuje. W każdym razie nie ulega wątpliwości, że trzymamy kurs.

— Miejmy nadzieję — wymamrotał Abel sotto voce. Im więcej wypytywał kolegę o urządzenia nawigacyjne, które Matthew obsługiwał razem z ojcem, tym bardziej oczywiste stawało się dla niego, że dokonują jedynie bardzo prostych przeglądów instrumentów, a ich rola ogranicza się do wymiany przepalonych światełek sygnalizacyjnych. Większość przyrządów była automatyczna i Abel wcale nie miał pewności, czy oni przypadkiem nie gapią się po prostu na wypchane pakułami szafki.

Toby dopiero było!

Uśmiechając się do siebie, Abel doszedł do wniosku, że trafił w dziesiątkę. Istniało bardzo małe prawdopodobieństwo, że powierzono nawigację załodze, skoro najmniejszy błąd mógł oznaczać utratę kontroli nad statkiem i spowodować zderzenie z jakąś gwiazdą. Budowniczowie statku musieli dobrze zabezpieczyć i ukryć wszystkie automatyczne urządzenia nawigacyjne, pozostawiając załodze jedynie najprostsze czynności typu porządkowego, by stworzyć w ten sposób złudzenie, że to oni prowadzą statek.

Na tym właśnie polegała cała tajemnica Stacji. Żadnej z ról nie można było traktować poważnie. Codzienne układanie drobiazgowego planu zajęć, co do minuty, które należało do obowiązków Abla i jego ojca, było jedynie dobieraniem różnych wariantów z góry ustalonego programu. Tych odchyleń była niezliczona ilość, ale przecież fakt, że mógł wysłać Matthewa Petersa do jadalni o dwunastej zamiast o wpół do pierwszej, nie stanowił o jakimkolwiek jego wpływie na życie przyjaciela. Programy wzorcowe, drukowane przez komputery, zawierające wybrane przez maszynę menu, rozkład ćwiczeń przeciwawaryjnych i pauz rekreacyjnych oraz listę osób, według której należało obsadzać dyżury, z rezerwą dwóch czy trzech nazwisk na wypadek czyjejś choroby, nie pozostawiały Ablowi praktycznie żadnej swobody działania.

Pewnego dnia, obiecywał sobie chłopak, nie zaprogramuje dla siebie sesji warunkujących. Jak się inteligentnie domyślał, warunkowanie blokowało znaczną ilość ciekawych informacji wyłączając połowę jego umysłu. Było w statku coś takiego, co nasuwało przypuszczenie, że kryje się w tym wszystkim coś więcej niż…

— Cześć, Abel, nad czym tak myślisz? — Doktor Francis usiadł koło niego. - Co cię trapi?

— Obliczałem właśnie jedną rzecz — wyjaśnił Abel pospiesznie. - Niech mi pan powie: przyjmując, że każdy członek załogi zużywa około trzech funtów żywności niewtórnej dziennie, czyli z grubsza pół tony rocznie, cały ładunek musiałby wynosić około 800 ton, nie licząc żadnej rezerwy potrzebnej po wylądowaniu. Z tego wynika, że na statku powinno być co najmniej 1500 ton. To duże obciążenie. - Ale nie w liczbach bezwzględnych, Abel. Stacja jest zaledwie niewielką cząstką całego statku. Główne reaktory, zbiorniki paliwa i magazyny ważą w sumie 30 000 ton. Stąd się bierze siła grawitacyjna, która utrzymuje cię na podłodze.

Abel wolno potrząsnął głową.

— Chyba nie, doktorze, przyciąganie musi być wynikiem gwiezdnych pól grawitacyjnych; w przeciwnym razie waga statku musiałaby wynosić około 6X1020 ton.

Doktor Francis przyglądał się Ablowi z namysłem, świadom, że młody człowiek przyparł go do muru. Liczba, którą wymienił, była bliska masy Ziemi.