Zapadła cisza, tylko ogień strzelał głośno w kominku, wreszcie Wiberg odezwał się:
— Nie mogę panu powiedzieć, czy pańska hipoteza jest słuszna, czy też nie. Jak pan sam zasugerował na początku naszej rozmowy, gdyby nawet to była prawda, nie wolno mi jej wyjawić z prostych logicznych powodów. Mogę tylko dodać, że ogromnie podziwiam bystrość pańskiego umysłu — i bynajmniej nie jestem nią zaskoczony. Ale raz jeszcze dla dobra dyskusji posuńmy to logiczne rozumowanie o krok dalej. Załóżmy, że sytuacja wygląda tak, jak ją pan przedstawił. Załóżmy dalej, że zaplanowano pana do… „odszumowania”… mniej więcej za rok od tej chwili. I na koniec, załóżmy, że początkowo miałem być wyłącznie osobą przeprowadzającą z panem ostatni wywiad, nie zaś katem. Czy to ujawnienie mi pańskich wniosków nie zmusiłoby mnie do wzięcia na siebie roli kata?
— Owszem, mogłoby się tak zdarzyć — odrzekł Darling z zadziwiającą pogodą ducha. - Przewidziałem i takie konsekwencje. Moje życie było niezwykle bogate, a obecna choroba tak mi się uprzykrzyła, że odebranie mi jednego roku życia — zwłaszcza gdy wiem, że jest ona nieuleczalna — nie wydaje mi się przerażającą stratą. Z drugiej strony, nie sądzę, bym w tej sytuacji wiele ryzykował. Pozbawienie mnie życia o rok wcześniej spowodowałoby pewne zachwianie matematycznej ciągłości w systemie. Niewielkie wprawdzie, ale biurokraci nienawidzą jakichkolwiek odchyleń od ustalonej procedury bez względu na ich znaczenie. Tak czy siak, nic mnie to nie obchodzi. Natomiast myślę o panu, panie Wiberg. Tak, tak, proszę mi wierzyć.
— O mnie? — spytał niespokojnie Wiberg. - A to dlaczego?
Nie było wątpliwości, że w oku Darlinga zamigotał znów z dawną żywością złośliwy błysk.
— Jest pan statystykiem. Mogłem to łatwo wywnioskować ze sposobu, w jaki reagował pan na moją statystyczną terminologię. Ja z kolei jestem matematykiem-amatorem, nie ograniczającym się w tych zainteresowaniach do procesów stochastycznych. A jednym z moich koników jest geometria rzutowa. Śledziłem statystykę ludności, liczby zgonów i tak dalej, ponadto sporządzałem wykresy. I dlatego wiem, że czternasty kwietnia przyszłego roku będzie dniem mojej śmierci. Nazwijmy go dla upamiętnienia Dniem Pisarza. Cóż dalej, panie Wiberg. Wiem również, że nadchodzący trzeci listopada można by nazwać Dniem Statystyka. A myślę, że nie jest pan w zbyt bezpiecznym wieku. Proszę mi powiedzieć: Jak pan stawi temu czoło? Hę? Jak pan stawi temu czoło? Niechże się pan odezwie, panie Wiberg, niech pan coś powie! Pański czas również dobiega końca.
Przełożyła z angielskiego Elżbieta Zychowicz
Włodzimierz Wolin Przewodnik po kosmicznym zwierzyńcu
1. Wstęp
Niemal wszyscy ludzie mają sentyment do zwierząt, ale niewątpliwie najbardziej płomienną miłością darzą je fantaści naukowi. To właśnie owym wybitnym przedstawicielom rodzaju ludzkiego udało się wypełnić dotkliwe luki w harmonijnym systemie klasyfikacji świata zwierzęcego, który zawdzięczamy wysiłkom Karola Linneusza, Karola Darwina, Alfreda Brehma oraz Igora Akimuszkina. Do półtoramilionowej rzeszy rozlicznej zwierzyny, zarejestrowanej przez naukę oficjalną, fantaści dodali mnóstwo pierwotniaków, jamochłonów, skorupiaków, płazów, gadów, ptaków i ssaków, w tym również naczelnych.
Całą tę żywiole zgromadziliśmy w naszym kosmicznym zoologu. W porównaniu z nim bledną największe zwierzyńce i ogrody zoologiczne wszystkich stolic świata.
Oddając do rąk zwiedzających ten krótki (i z powodu trudności papierowych nader pobieżny) przewodnik, żywimy głęboką nadzieję, że pozwoli on skorygować wasze mylne niestety wyobrażenia o świecie zwierzęcym, wyniesione ze szkolnego programu zoologii.
Serdecznie witamy i życzymy przyjemnego zwiedzania!
2. Karły i giganty
Zwiedzanie proponujemy rozpocząć od rozległego wybiegu, na którym pasą się kurdle, wielkie zwierzęta łowne z planety Enteropii. Są to zwierzęta powszechnie znane, przypomnijmy więc tylko pokrótce najważniejsze osobliwości tych ogromnych stworzeń, pokrytych potężnym, meteorytoodpornym pancerzem. Otóż na kurdle poluje się od środka. Myśliwy naciera się odpowiednią pastą, posypuje drobno pokrojonym szczypiorkiem, soli i pieprzy do smaku. Tak przyprawiony bierze w ręce bombę zegarową, kuca w bruździe i czeka na zwierzynę. Wygłodzony kurdel połyka żywą przynętę i myśliwy trafia do jego wnętrza. Wówczas odbezpiecza zapalnik i gdy tylko pasta zacznie działać, spiesznie opuszcza trzewia zwierzęcia. Najważniejsze w tych łowach to zdążyć opuścić kurdla przed wybuchem machiny piekielnej i nie połamać sobie kończyn przy skoku z wysokości drugiego piętra. Reszta to już tylko sprawa rutyny i odpowiedniego sprzętu.
W naszym zwierzyńcu każdy może sobie obejrzeć przez przezroczyste tkanki żywych kurdli szczątki myśliwych, którym się nie powiodło.
A cóż to za gigantyczne śnieżne kule? Podejdźcie bliżej i przypatrzcie się uważnie: to kwilę (Quilus tropical is) — cienkorunne ssaki z planety Tenzis, porośnięte bezcenną metaliczną wełną. Stroje utkane z takiej wełny są wodo-, kulo — i ognioodporne, nie smakują molom, nie gniją i nigdy się nie niszczą.
Kwilę niestety z trudem aklimatyzują się poza ojczystą planetą i źle znoszą podróże kosmiczne. Zwierzaki te mają nie umięśniony przełyk i do odżywiania się niezbędna jest im dość wysoka grawitacja. Przy nieważkości pokarm nie dociera do żołądka, wobec czego trzeba go tam wpychać ręką. Ta operacja nasyca wprawdzie kwilą, lecz całkowicie pozbawia apetytu wykonującego ją człowieka.
Jeśli zostawiliście w domu lupę lub chociażby silne okulary, nie macie po co zaglądać do klatki ze smagami. Te szczekające, lecz bardzo miłe wielkie zwierzęta roślinożerne mają dziwny zwyczaj kurczenia się do długości pięciu centymetrów. Czasami, gdy ciążenie jest dla nich zbyt wielkie, smagi kurczą się tak dalece, że w ogóle nie wiadomo, czy są w klatce, czy też ich tam nie ma.
A w tych ogromnych wolierach trzymamy największe ze znanych ssaków, marsjańskie mimikrodony. Te zwierzęta, wykazują energię życiową odwrotnie proporcjonalną do własnych rozmiarów. Gdy taki mimikrodon stanie sobie słupka na ogonie i tylnych łapach, można do niego podejść i konsumować, poczynając od głowy lub ogona, jak komu wygodniej.
Ale nawet mimikrodon jest uosobieniem histerycznej impulsywności w porównaniu z elephantosami, łagodnymi i potężnymi mieszkańcami Wenery. Jedyną ich wadą jest to, że nigdy nikogo i niczego się nie boją. Przed samym nosem takiego flegmatycznego zwierzaka można eksplodować wiązkę granatów albo rozniecić pożar i nic. Elephantos będzie płonął żywym ogniem, lecz dla samej zasady nie ruszy się krokiem z miejsca. Zresztą ze względu na bezpieczeństwo przeciwpożarowe i konieczność utrzymania inwentarza dyrekcja zoo usilnie prosi szanownych gości o uwierzenie jej na słowo i niesprawdzanie tej informacji eksperymentalnie.