Gdzieniegdzie wprawdzie widniały białe plamy, ale i one stopniowo się wypełniają.
W ostatnich latach dokonano sensacyjnych odkryć archeologicznych. Na przykład w Indochinach znaleziono ślady nader starożytnej kultury (7000 lat p.n.e.). Rolnictwem zn28 a częto tam zajmować się 2000 lat wcześniej niż na Środkowym Wschodzie, który dotychczas uważany był za kolebkę ludzkości. Nowe odkrycia znakomicie nałożyły się na hipotetyczny system.
Dotyczy to również pokładów cennych kopalin. Proszę to sprawdzić <na mapie: wzdłuż „szwu” na styku gigantycznych trójkątnych „płyt” ciągną się pola roponośne Afryki Północnej i Zatoki Perskiej. Tak samo jest w Ameryce, od Kalifornii do Teksasu. Spójrzcie na węzły podwójnej siatki: niezmiernie bogate południe Afryki; złoża Cerro de Pasco w Ameryce Południowej; pokłady na Alasce i w Kanadzie; podziemny ocean gazu i ropy naftowej na Syberii Zachodniej i wiele innych.
Inna rzecz, że i tu trafiają się „białe plamy”. Ale może właśnie na tych terenach czekają na człowieka skarby, których do tej pory nie odnaleziono? Oczywiście tego rodzaju zbieżności nie występują wszędzie, ale jest ich zbyt wiele, aby mogły być dziełem czystego przypadku. Zresztą odchylenia od ścisłej siatki geometrycznej są w pełni zrozumiałe: oblicze planety zmieniło się i zmienia nadal, ciągle jeszcze trwają procesy odkładania się pożytecznych kopalin.
W każdym razie szczególne punkty i linie na mapie tylko na pozór sprawiają wrażenie spekulatywnych, gdyż przy bliższej analizie odnajdujemy pod nimi konkretne utwory geologiczne.
Jeśli skorupa ziemska rzeczywiście przypomina parkiet ułożony z kolosalnych płyt, to złącza między nimi powinny być możliwe do wykrycia. Tak jest w istocie: krawędzie obu wielościanów pokrywają się z wieloma śródoceanicznymi łańcuchami górskimi,f które odkryto w ostatnich latach, z planetarnymi uskokami skorupy ziemskiej, ze strefami aktywności tektonicznej, której towarzysza ruchy pionowe warstw skalnych oraz intensywna działalność sejsmiczna i wulkaniczna.
W wierzchołkach wielościanów znalazły się środki największych na Ziemi anomalii magnetycznych, obszarów maksymalnego i minimalnego ciśnienia atmosferycznego oraz miejsca, w których rodzą się huragany. Wiele zaś wiatrów wieje stale wzdłuż krawędzi wielościanów. Wokół niektórych węzłów siatki występują gigantyczne zawirowania prądów morskich, w innych znajdują się obszary otrzymujące najwyższe dawki promieniowania słonecznego. Czy aby nie w tym kryje się rozwiązanie zagadek, które tak zafascynowały T. Sandersona?
Wiadomo, iż anomalia magnetyczne nazywają się tak dlatego, że na ich obszarze igła kompasu odchyla się od zwykłego położenia. Ten sam skutek wywołują burze magnetyczne powodowane gwałtownym wzrostem aktywności słonecznej, który zakłóca równowagę naładowanych elektrycznie warstw atmosfery i tym samym uniemożliwia prawidłowe działanie aparatury radiowej. Okazuje się więc, że za obrazowym wyrażeniem „zaczarowane miejsce” nie kryją się żadne przyczyny nadnaturalne, lecz fenomeny poddające się analizie naukowej, cały zespół zjawisk geofizycznych. Na przykład zakłócenia wywołane przez wzmożoną radiację słoneczną mogą sparaliżować najdoskonalsze urządzenia radiołącznościowe i nawigacyjne, a wiatry, prąd i fale — spowodować „tajemnicze” zniknięcie statku lub samolotu.
Jest oczywiste, iż żadna hipoteza nie wyjaśnia wszystkiego do końca, lecz jest mniej lub bardziej prawdopodobnym przypuszczeniem. Jeśli hipotetyczny obraz okaże się bliski rzeczywistości, schemat geometryczny naszego globu pozwoli zapobiegać katastrofom komunikacyjnym, podobnie jak to robią locje, opisujące podwodne rafy i mielizny.
Proszę teraz spojrzeć na drugi rysunek, przedstawiający znalezisko archeologiczne. Trzydzieści takich dziwnych przedmiotów ze złota znaleziono w Wietnamie i jeden — z brązu — we Francji. Uczeni nie znają ich przeznaczenia. Niektórzy z nich mówią, że jest to amulet astrologiczny, inni domyślają się w nim przyrządu niezbędnego przy astronomicznych obliczeniach kalendarzowych. Gonczarow, Makarow i Morozow są innego zdania. Uważają mianowicie, że jest to wizerunek ich własnego modelu Ziemi. Ale czy ten model mógł być znany w starożytności?
Analogie bywają zawodne, przypomnijmy sobie jednak, że słowo „atom” pochodzi z epoki antycznej i było znane na długo przedtem, zanim zyskało swój dzisiejszy sens fizyczny. System heliocentryczny, zgodnie z którym środkiem Wszechświata jest Słońce, a nie Ziemia, powstał na 19 wieków przed Kopernikiem. Hipoteza ta, wysunięta przez starogreckiego astronoma Arystarcha z Samosu, nie została przyjęta przez współczesnych, bowiem wydała się im zbyt obrazoburcza, zbyt „zwariowana”. Zatriumfował geocentryczny system Ptolemeusza, wedle którego centrum świata miała być Ziemia. Zresztą nawet ten pogląd kosmogoniczny wymagał od swego twórcy wielkiej wyobraźni, gdyż mówił o kulistości Ziemi, która w owych czasach niemal powszechnie była uważana za płaską.
Trudno wnioskować, w jaki sposób Platon doszedł do wyobrażenia Ziemi jako podobnej do piłki zszytej z 12 kawałków skóry. Za jego czasów nikt nie miał pojęcia ani o podmorskich śródoceanicznych grzbietach górskich ani o anomaliach magnetycznych, ani wreszcie o tym, w jaki sposób rozkładają się strumienie promieniowania słonecznego czy bogactwa kopalne. A jednak…
Kiedy Gonczarow, Makarow i Morozow zapoznali się z mapą ornitologiczną, okazało się, że ich system pokrywa się również z najważniejszymi światowymi rejonami zimowania ptaków, a zachowanie skrzydlatej braci, jej przeloty mogły być przedmiotem obserwacji już w czasach najdawniejszych.
Gdy mowa o okresie lodowcowym, który zakończył się przed 10 lub 15 tysiącami lat, specjaliści wspominają zwykle „schroniska życia”. Naprzykład na obszarze ZSRR wykryto trzy takie regiony, w których wszystko, co żywe, chroniło się i przetrwało śmiertelne zagrożenie niesione przez atakujące lody. Owe tereny również znajdują się w węzłach siatki. Informacje o takich regionach także mogły dotrzeć do antycznych filozofów natury wraz z podaniami sięgającymi czasów, gdy ludzie jeszcze bytowali w jaskiniach.
Gonczarow, Makarow i Morozow przedstawiali swą hipotezę na posiedzeniach różnych towarzystw naukowych. Jak zazwyczaj w podobnych wypadkach bywa, w trakcie dyskusji wypowiadano pod ich adresem wiele słów krytyki, czasem bardzo ostrej, lecz generalnie przychylnej. Dyskusja trwa nadal i jest to dyskusja prowadzona całkiem serio, bez cienia dobrotliwej pobłażliwości dla niedawnych „naukowych nowicjuszy”. Zresztą wszelkie oficjalne opinie podkreślają zgodnie wielką erudycję autorów hipotezy w najrozmaitszych dziedzinach wiedzy, wielką fachowość historyka sztuki, elektronika i budowlanego, którzy podjęli się rozwiązywania tak wielostronnego i niezmiernie trudnego zadania naukowego.
Naturalnie sami autorzy nie sądzą, że już wyczerpali temat i nadal pracują nad swą hipotezą, uważnie wsłuchują się w słowa krytyki, gromadzą nowe informacje. Kto wie, rnoże dzięki temu zdobędą jeszcze bardziej przekonywające dowody swej słuszności, jak to już nieraz zdarzało się z twórcami najbardziej nawet „zwariowanych pomysłów”?
Przełożył z rosyjskiego Tadeusz Gosk