W lądowej podróży miał towarzyszyć mu jeden ze studentów padewskiego uniwersytetu jako tłumacz i kompan, a dygnitarze miejscy przydzielili taborowi konwój zbrojnych dla bezpieczeństwa oraz ochrony cennych skrzyń.
Starosta ostrołęcki nie miał już komu nakazywać "Hamuj mnie, waćpan!", a że kraj był piękny, słońce grzało w miarę, włoskie wino było lepsze od piwa i miodu, rozchmurzył się i postanowił, nie mędrkując, czynić tylko to, co mu przykazano.
Doża wenecki przyjął królową Poloniae z przepychem tak wielkim, jakby wciąż jeszcze była władczynią Korony i Litwy. Strojne signoriny weneckie z najstarszych rodów przypłynęły po nią w złoconej galerze o purpurowych siedziskach, aby najpierw przewieźć po najsłynniejszych z urody kanałach, a potem zostawić do wieczora w pałacu margrabiego Ferrary.
Marina zastała ją stojącą przy oknie, wpatrzoną w oświetlony zachodzącym słońcem plac Świętego Marka.
– Czas ubierać się na ucztę u doży, miłościwa pani – ośmieliła się przypomnieć.
– Czas cieszyć się, że pod koniec życia Bóg pozwolił mi raz jeszcze podziwiać piękno tego miasta. Santa Madonna! Jak złoci się powierzchnia kanału... Jak wspaniała jest bazylika Świętego Marka! Może tego wieczoru potrafię zapomnieć o wszystkim, co nie jest perłą Adriatyku, Wenecją!
Ta uczta była jedną z najwspanialszych, jaką kiedykolwiek wydano na jej cześć. Siedziała na honorowym miejscu między dożą a nuncjuszem papieskim, naprzeciwko niej zasiadł wysłannik hiszpańskiego króla. Zdziwiła się, że doża nie nazwał owego dostojnika przedstawicielem cesarza, ale wyszło na jaw, że w czasie jej długiej, przeszło dwumiesięcznej podróży, Carolus "zachorzał na pokorę", jak ostrożnie określił to doża, i osiadł na pokucie w jednym z klasztorów, aby odbyć w kwietniu wielkanocne rekolekcje. Co zamyśla, trudno odgadnąć, wiadomo tylko, że tego władcę, w którego państwie nie zachodziło słońce, znużyła własna wielkość. Zrzekł się przed miesiącem cesarskiego tytułu na rzecz brata, rzymskiego króla Ferdynanda, Hiszpanię natomiast wraz z Niderlandami, ze zdobytą częścią Italii oraz Nowego Świata przekazał swemu synowi Filipowi.
Wiadomość ta zgasiła całą radość, z jaką Bona zasiadła do uczty. Znała Carolusa, liczyła, że władając niemal połową Europy, nie będzie upierał się przy tak niewielkich księstwach, jak Bari i Rossano. Gotowa była nawet na pewne ustępstwa, na przepłacenie jego doradców, teraz jednak stanęła wobec zagadki: jakie są zamierzenia Filipa? Jedno wydawało się pewne: ten, kto ma tylko tytuł hiszpańskiego króla i mniej znaczy niż nowy cesarz Ferdynandus, nie tak łatwo zrezygnuje z lennego hołdu dziedzicznej principessy Bari ani też z samego księstwa.
Zauważyła jednak, że nuncjusz papieski nie odezwał się ani słowem do siedzącego naprzeciw posła Filipa i zachowywał się tak, jakby w ogóle nie dostrzegał jego obecności ani przy stole, ani przy późniejszej rozmowie w mniejszym gronie, w prywatnych komnatach doży. I tegoż jeszcze wieczoru, tuż przed północą, wezwała do siebie Pappacodę.
– Siedziałeś daleko ode mnie, ale widziałam, jak żywą toczyłeś rozmowę ze swoim smagłolicym sąsiadem. Czegoś się dowiedział?
– Sporo – przyznał Italczyk. – Ten dostojnik to hrabia Broccardo z orszaku nadzwyczajnego posła hiszpańskiego króla. Filip przysłał ich obu nie tylko dla przywitania miłościwej pani na ziemi jej ojców, ale także dla skłonienia weneckiego doży do zawarcia przymierza przeciw papieżowi Pawłowi Czwartemu.
– Oszalał? – zdumiała się Bona.
– Nie tak jak jego dostojny ojciec. Pragnie nowych podbojów, a nie wyrzeczeń.
– Szykuje nową wyprawę?
– Nie inaczej. A do walki potrzebuje zarówno pieniędzy na wojsko zaciężne, jak poparcia doży. Ów grand hiszpański interesował się bardzo taborem, który z Padwy wyruszył wprost do Bari.
– Moim taborem? – powtórzyła Bona, ale bez zdziwienia. Namyślała się chwilę, wreszcie spytała:
– Chcesz przez to powiedzieć, że moje złoto przydałoby się teraz Filipowi?
– Najjaśniejsza pani zgaduje w lot, co myślą inni – przyznał.
– Myślałabym to samo na jego miejscu, ale to nie znaczy, że łatwo uzyska to, czego pragnie. A nuncjusz papieski? Wiesz, czemu udawał, że nie dostrzega hiszpańskiego posła?
– Ponieważ, jak twierdził Broccardo, zanim Filip wyruszy na podbój południowej Francji, chce przy pomocy Wenecji opanować Rzym. Miłościwa pani myślała o jednej wojnie, a zanosi się na dwie.
– Madonna santa! – westchnęła. – Chciałam leczyć się i odpoczywać w Italii. A widzę, że będzie tutaj jeszcze mniej spokojnie niż w Polszcze...
Tej nocy spała źle, słyszała we śnie to stuk kopyt koni ciągnących jej skrzynie ze złotem wzdłuż półwyspu, to znów brzęk oręża i zgiełk bitwy. Carolus... Może miał słuszność, wycofując się w ciszę klasztornych murów? Władza nie dała mu szczęścia i nie pozwoliła zaznać spokoju. A złoto? Czy posiada taką moc, aby uczynić człowieka spokojnym, szczęśliwym? Usnęła, kiedy zaczęło świtać. Słońce... Przyjechała tu, aby wygrzać się w jego promieniach, pić uzdrawiające ciepło wody... Tedy basta! Pojedzie do Bari i tam dopiero zastanowi się, po czyjej stanąć stronie. Bo, że nie pozwolą jej stać na uboczu, tego była już pewna...
*
Port Bari ustroił się w dniu przypłynięcia statku królowej w girlandy zieleni, kwiaty i chorągwie. Zanim wysiadła, patrzyła przez długą chwilę na łagodny łuk rybnej zatoki, jak zwał ją w swych pieśniach Horacy, i na lwa św. Marka stojącego na środku piazzy. Miał przypominać mieszkańcom Bari, że z górą pięćset lat temu Saraceni zagrozili temu miastu i że odsiecz Wenecjan przyszła od strony morza, odsiecz tak skuteczna, że wróg pierzchnął w popłochu. Doża Lorenzo Priuli... Niedawno widziała takiego samego lwa przed jego pałacem i była podejmowana, zgodnie z tradycją, jako księżna zaprzyjaźnionego, ocalonego niegdyś kraju. Teraz Filip Drugi, król Hiszpanii, liczył na podobną pomoc Wenecjan w walce przeciw papieżowi. Jak niełatwe będzie podjęcie przez nią decyzji: poparcie Wenecji dla spłacenia długu wdzięczności, czy też papieża dla uzyskania unieważnienia ślubów Augusta?
Jeszcze rozmyślała nad tym, a już musiała schodzić na ląd, uśmiechać się do wiwatujących tłumów i całować relikwiarz z prochami świętego Mikołaja podsuwany jej przez biskupa Bari strojnego w pontyfikalne szaty. Ucałowała święte relikwie i spojrzała uważniej na kościelnego dostojnika. Ależ tak, to był dawny znajomy sprzed lat, ksiądz spowiednik principessy matki!
– Monsignor Bitonto Musso? – spytała z nadzieją w głosie, a gdy pochylił głowę na znak potwierdzenia, mówiła zdumiona wielce:
– Santa Madonna! Jakże daleko zaszedł młody wikary żegnający mnie przed laty w naszej zamkowej kaplicy!
Odpowiedział z uśmiechem:
– O wiele wspanialszą drogą miłosierny Bóg pozwolił kroczyć władczyni Bari, principessie Bonie...
Zmarszczyła brwi, nierada temu przywitaniu.
– Principessa? – powtórzyła. – No! Zostałam władczynią wielkiego północnego mocarstwa i do dziś noszę tytuł regina Poloniae.
Teraz wraz z biskupem skłonili głowy wszyscy otaczający go dostojnicy kościelni i świeccy, a Musso szepnął:
– Darujcie, miłościwa pani. I pozwólcie, że przypomnę innego znajomego, dworzanina zmarłej principessy Izabeli: oto signor Antonio Villani, burgrabia Bari i Rossano od trzydziestu ośmiu lat.