Villani, krzepki jeszcze mimo dawno ukończonej sześćdziesiątki, wystąpił naprzód podając królowej na tacy dwa symboliczne pozłacane klucze.
– Umierając, principessa poleciła mi dbać o zamek w Bari i przekazać Waszej Królewskiej Mości nienaruszone dobra Sforzów – rzekł.
– Grazie, grazie! Zachowałam was w pamięci jako wiernego sługę mojej matki – odparła biorąc tackę i podała ją odruchowo Pappacodzie stojącemu z boku, krok za nią. Rozejrzała się wokół i widząc w tłumie same obce twarze, spytała:
– Czy któryś z tych witających jeszcze mnie pamięta?
– Chyba tylko Gaetano – usłyszała odpowiedź burgrabiego. – Odsuńcie się, dajcie mu przejść. To on uczył Waszą Królewską Mość montare a cavallo.
Tłum rozstąpił się i do Bony podszedł człowiek już stary, ale jeszcze tak sprawny, że zgiął przed nią kolana. Na jego widok Bona rozłożyła ręce:
– Gaetano! Mój dawny masztalerz! Kiedy pierwszy raz spadłam z konia, odważył się roześmiać. On jeden. Pamiętasz?
– Si! – przyznał. – Ricordo. Ukarano mnie za to.
– I słusznie. Giustamente. Nie wolno śmiać się z władców!
Podała mu dłoń do ucałowania, po czym wsiadła wraz z biskupem do obitej purpurą kolaski. Ruszyli przodem w stronę zamku, za nią jej dwór i miejscowi dygnitarze. Biły dzwony w całym mieście, wtórowały im fanfary, łopotały chorągwie z herbem Sforzów – smokiem trzymającym dziecię czy też Saracena w pysku. Po powrocie z Wenecji była skłonna przypuszczać, że raczej Saracena...
Zamek był blisko, górował potężną bryłą ciemnych murów nad niebieską zatoką. Gdy karoca wjechała na dziedziniec, rozdzwoniły się dzwony kaplicy i na szczycie baszty zawisła rodowa flaga książąt Bari.
Królowa stanęła przed zamkiem bardziej wzruszona, niż chciała to okazać. Patrzyła na szerokie schody, po których miała za chwilę wejść do wnętrza, na baszty zamkowe, a wreszcie na ogród, tak niepodobny do bujnych, nieco zdziczałych parków Niepołomic, Łomży i Płocka. Aleja oleandrów w rozkwicie, tuje i kunsztownie strzyżone krzewy, a zamiast majowych bzów Jazdowa – czerwień róż i fiolet clematisów pnących się po rzeźbionych słupach...
Dostojnicy milczeli czekając na pierwsze słowa tej, która ujrzała dom swojej młodości po prawie czterdziestu latach, ale zawiodła wszystkich.
Powiedziała tylko:
– Finalmente! Bari... – i zaczęła wchodzić wolno po schodach w górę.
Tuż za nią szedł biskup Musso, a za nim Villani z Pappacodą, niosącym tacę z kluczami. Burgrabia namyślał się chwilę przed drzwiami, kto ma wejść pierwszy, ale skarbnik królowej, choć wiekiem młodszy, bez żadnego wahania minął go i przekroczył przed Villanim zamkowe progi.
Po powitaniu domowników i służby, którzy czekali na nią w wielkiej sieni, królowa przyjęła na krótkiej audiencji biskupa Bari i burgrabiego Villani, wracając od razu do spraw, które niepokoiły ją od chwili opuszczenia Wenecji.
– Dopiero w pałacu doży – mówiła – dowiedziałam się o abdykacji Carolusa. O Dio! Władać jak on państwem Habsburgów, w którym nie zachodziło słońce, i podzielić je? Oddać bratu tytuł cesarza i ziemie niemieckie, a synowi zostawić tylko królestwo Hiszpanii?
– To niemało – ośmielił się inaczej ocenić sytuację biskup. – Filip otrzymał także Niderlandy, Mediolan, Królestwo Neapolu, Sycylię i Peru z Meksykiem.
– Ale jedyny syn nie został cesarzem? Perché? Ja dla swojego syna marzyłam o tym, aby nazwany Augustem rządził nie tylko Polską, ale jako dziedziczny władca także Litwą i Masovią.
– Pragnienia spełniają się nie zawsze – westchnął Musso.
– Moje Si – upierała się. – Chciałam dać dynastii Jagiellonów następcę tronu i upewniły mnie gwiazdy, że nie zawiodę nadziei króla małżonka…
– Ale rex Sigismundus nie został dziedzicznym księciem Masovii.
– Och tylko dlatego, że ta ostatnia dzielnica piastowska musiała być wcielona do Korony. Walczyłam jednak do ostatka! Biskup Dantyszek, nasz legat na dworze cesarskim, nie wspominał o tym będąc w Bari? Dziwne bo to była wtedy sprawa głośna… I świadczyła o tym, że chciałam dla Augusta, aż tyle, a tymczasem Carolus nie pragnął cesarskiego tytułu dla swojego syna.
– Może dlatego – wtrącił się Pappacoda – że Hiszpania leży na uboczu i że trudno z Madrytu rządzić całą Europą?
– Nie pytam was o zdanie – skarcił go. – Stosunki tutejsze znają lepiej dostojni panowie. Słucham uważnie, eminencjo.
Biskup Musso rozłożył ręce.
– Bari, małe księstwo lenne, nie gościło nigdy zaufanych Carolusa. Przyjeżdżali tutaj jego komisarze, cesarscy namiestnicy z Neapolu, i to wszystko. Zamiarów Habsburgów nie da się przeniknąć...
– Czyż tak? Ja jednak nie przestanę starać się o to – rzuciła już niecierpliwie. – Widziałam, jaką siecią intryg oplatał nas dwór wiedeński przed laty. I zawsze ostrzegałam króla.
– Mam nadzieję, że miłościwa pani nie okazała podobnej niechęci cesarzowi Karolowi? Ani poseł Dantyszek, ani signor Alifio składający w waszym imieniu hołd lenny w Madrycie nie wspominali o tym.
– Po śmierci principessy hamowałam gniew, aby ratować Bari i Rossano. Ale ilekroć Carolus próbował wymóc na mnie zrzeczenie się italskiego dziedzictwa, mówiłam twardo: no! Starczy, że nasza rodzina utraciła kiedyś Mediolan i Neapol! Nie zapomnę nigdy, że mój dziad był neapolitańskim królem i że jestem ostatnia z rodu Aragonów, władców neapolitańskich.
– Czy to znaczy, że teraz, po przybyciu waszej miłości do Bari, coś się tu zmieni? – zaniepokoił się biskup. – Że mamy odnosić się inaczej do namiestników i legatów hiszpańskiego króla?
– Filip to Habsburg – odparła. – A te ziemie Sforzów powinny po moim życiu...
– Najdłuższym – wtrącił Villani.
– Oby najdłuższym... dostać się mojemu synowi. Zrobię wszystko, aby August przekonał się, że matka dbała o jego splendor więcej niż Carolus pozbawiający syna tytułu cesarza.
– Zwierzchnikiem kościelnym Bari jest kardynał Neapolu – zauważył Musso. – Otóż dotarła do mnie plotka, że w wypadku zrzeczenia się praw do księstwa Bari przez miłościwą panią, prosiłby króla Filipa o nadanie tego lenna jemu.
– Perché? Jakim prawem? – obruszyła się.
– Może to tylko plotka? – wycofywał się biskup. – Ale jeżeli kardynał zapyta mnie o plany polskiej królowej, co mam rzec?
Odparła już gniewnie:
– Że Bona Sforza d'Aragona przyjechała tu nie tylko leczyć gardło, ale także odnowić zamek, który spleśniał pod opieką komisarzy hiszpańskich władców. Że nigdy, przenigdy nie odda Bari Habsburgom! A kardynał nie uzyska nic, choćby się za nim wstawił sam ojciec święty, w co wątpię.
Biskup przerzucił się spojrzeniem z Villanim, po czym zapytał:
– To miłościwa pani nie wie, że neapolitański kardynał jest z rodu Caraffów?
– A cóż to ma do rzeczy? – zlekceważyła tę wiadomość.
– Chyba o tyle ma – wyjaśnił – że osiadły od roku w stolicy Piotrowej papież Paweł czwarty to Gian Pietro Caraffa.
Patrzyła na swoich gości zdumiona, wstrząśnięta. Zetknęła się zaraz po przyjeździe z gąszczem trudnych do rozwikłania spraw i interesów zupełnie sprzecznych z jej własnymi. Westchnęła, ale oczy jej błysnęły.
– Myślałam, że będę tutaj dbać o siebie i riposare, riposare, a słyszę o zakusach nie tylko ze strony Filipa, ale także jakiegoś tam kardynała, krewniaka papieża. Per Bacco? Czuję, że krew zaczyna krążyć w moich żyłach tak żywo, jakbym poskramiała narowiste konie!