Wróciła z długiej przechadzki spokojniejsza, wysłuchała bez żadnych złośliwych uwag raportu Pappacody o postępie prac budowlanych w Rossano i poleciła wysłać gońca z zaproszeniem biskupa Bari na wieczerzę. Nudziła się, a Musso mógł wiedzieć więcej niż mieszkańcy zamku o śmiertelnej chorobie mnicha Carolusa. Kto wie, może Karol Piąty zszedł już z tego świata?
Po wieczerzy, na której obecni byli nieliczni dworzanie i burgrabia zamku, przeszła z biskupem do wnęki w swoim gabinecie. Była pewna, że tam nie podsłucha ich nikt, zaczęła tedy od razu od prośby, aby zechciał być jej posłem.
– Tylko Wasza Eminencja potrafi wybadać, jak przedstawiają się naprawdę dwie obchodzące mnie żywo sprawy: po pierwsze, kiedy mogłabym zostać regentką królestwa Neapolu? Obecny namiestnik Filipa jest tak ciężko chory...
– Miłościwa pani wierzy, że król hiszpański wyraziłby na to zgodę? – spytał, nie kryjąc zdziwienia.
– Si, mam nawet jego przyrzeczenie, co prawda mgliste, ale dane w zamian za moje złoto zdeponowane u neapolitańskich bankierów.
– Nie wiedziałem...
– Nikt nie wie o tym poza moim skarbnikiem i posłem Filipa, hrabią Broccardo. Od niego tedy moglibyście, eminencjo, dowiedzieć się prawdy o stanie zdrowia namiestnika. Jako tknięty paraliżem, czy będzie nadal sprawował władzę, czy też król ma zamiar pozbawić go tego urzędu? Jeżeli tak, to kiedy? Mam jednak i drugi powód, aby prosić was o wyjazd do Neapolu. Trzeba sprawdzić, co zrobił kardynał Caraffa w sprawie unieważnienia ostatniego małżeństwa mego syna z arcyksiężniczką austriacką.
– Kardynał musi liczyć się z królem Filipem, a to także Habsburg – przypomniał Musso.
– Ale hiszpański, z Madrytu. Może nawet nie znać Katarzyny – upierała się przy swoim.
– Tak, jednakże idzie ręka w rękę z jej ojcem, teraz cesarzem. Poza tym... Nie tak łatwo wpuści znowu Sforzów do neapolitańskiego królestwa. Obie misje wydają mi się bardzo trudne. Miłościwa pani, gorące pragnienia nie spełniają się zawsze.
– Moje, si. Nasz syn został królem jeszcze za życia ojca.
Namyślał się chwilę, wreszcie rzekł:
– Pomówię z Broccardo, a także dowiem się, co uzyskał od papieża Caraffa. I to wszystko. Moje wpływy nie są aż tak wielkie, aby zmienić bieg wypadków.
Skinęła głową.
– Rozumiem. W tej chwili potrzebna mi jest właśnie pewność. Mam niejakie podejrzenia, wątpliwości... i dlatego liczę, że Wasza Eminencja pomoże mi w podjęciu ważnych decyzji. Muszę wiedzieć, czy zdołam uwolnić syna od bezpłodnej żony? Czy będę jeszcze tutaj, w Italii, wpływała na losy ludzi, dworów? Zechciejcie zrozumieć, eminencjo, że dawniej grał nam jeden dzwon, ale dzwon królewski. Zamieniłam wielkość na co? Na świergot sygnaturki w zamkowej kaplicy? Na małe, lenne księstwo nad cichą zatoczką pod bezchmurnym niebem? Nie mówcie nic! Dobrze pamiętam, że sama tego chciałam. Ale czyż mogłam wiedzieć, że nie potrafię riposare? Że muszę, że powinnam aż do śmierci być zawsze sobą, Boną Sforza d'Aragona?
– Teraz ja powiem: rozumiem – odparł biskup. – Burgrabia Pappacoda...
– Nie, nie! – przerwała mu gwałtownie. – Nikt poza wami nie powinien wiedzieć o celu podróży do Neapolu. Czyż biskup nie może wyjeżdżać, kiedy chce i dokąd pragnie, dla dobra powierzonej mu diecezji? Nasza rozmowa była ściśle poufna, eminencjo!
Skłonił głowę i choć czuła, że czeka na bliższe wyjaśnienia, nie dodała już ani słowa.
*
Niestety burgrabia Villani zawrócił z drogi przed czasem. Jako poseł nie spełnił swojej misji, był bowiem niezdrów, narzekał na serce. I kiedy po paru dniach Pappacoda zgłosił się na audiencję do królowej z prośbą, aby wysłać go do Rossano, gdyż z dwóch burgrabiów jeden powinien dopilnować tamtejszego zamku, zapytała tylko:
– Nie mógłby tam dojeżdżać co jakiś czas?
– Miłościwa pani – tłumaczył – dwóch burgrabiów nie ma co robić w Bari. Jeżeli wybór Waszej Królewskiej Mości padnie na mnie, pojadę do Rossano sam. Tylko że... Nie wiem, czy Villani po ataku serca, któremu uległ w drodze, podoła tutaj pracy burgrabiego i jednocześnie skarbnika?
– Dobrze wiesz, że nie widział nigdy nawet mojego skarbca – odparła – i nie zna treści umów z hrabią Broccardo. Bene. Niech jedzie na czas jakiś do Rossano. Nie chcę jednak, aby odczuł to jako wygnanie, pozbawienie tytułu. Wiemy oboje, że w Krakowie było wielu burgrabiów i że Alifio został dziesiątym.
– Pamiętam o tym aż nadto dobrze, ale Bari to nie Kraków, miłościwa pani.
Przyjrzała mu się uważnie, był jednak tak gładki, tak rzeczowy w swych wypowiedziach, że nie mogła uwierzyć, aby po prostu chciał pozbyć się Villaniego i zazdrościł mu tak samo łask królowej, jak ongiś doktorowi Alifio. W samej rzeczy jako skarbnika tamten starzec zastępować go nie mógł. Niech tedy dawny sługa principessy matki jedzie na odpoczynek do Rossano i pilnuje odbudowy zamku.
Czekała już teraz tylko na wiadomości, które mógł przywieźć biskup Musso. Dni wlokły się jednostajne i nudne mimo urody rozkwitających krzewów mimozy i zapachu, który przypominał jej młodość, lata beztroski. Aż wreszcie któregoś dnia posłaniec z biskupiego pałacu doniósł, że Jego Eminencja biskup Musso powrócił i że stawi się w popołudniowych godzinach w zamku.
Przyjęła go sama, odprawiwszy wszystkich dworzan witających kościelnego dostojnika i wyciągnęła do niego obie ręce.
– Nareszcie! Grazie a Dio! Radam wielce Waszej Eminencji. Nowiny? Nie mogłam się ich doczekać! Już po pogrzebie namiestnika? Zostaję regentką Neapolu?
Biskup rozłożył bezradnie ręce.
– Niestety, nie mam dla najjaśniejszej pani dobrych wieści. Namiestnik istotnie chorował, ale niezbyt groźnie: złamał nogę, przez jakiś czas nie opuszczał swojego pałacu. I to wszystko.
– Nie rozumiem. A teraz?
– Jest zdrowy, sprawuje od świąt Bożego Narodzenia swój urząd, zaprasza gości na uczty i na jednej z nich byłem obecny sam.
– Trudno zrozumieć... Pappacoda wspominał o paraliżu, o bliskim zgonie – nie mogła uwierzyć królowa.
– Wprowadzono go chyba w błąd?
– Tedy... O regencji dla mnie myśleć teraz nie można? – nalegała.
– Żałuję, ale nie widzę żadnych możliwości. Namiestnik to człowiek jeszcze młody, w pełni zdrowia i sił.
– Santa Madonna! A przecież Pappacoda razem z hrabią Broccardo zapewniali mnie... – Jej głos stawał się chrypliwy, ostry. – I tylko dlatego zgodziłam się na pożyczenie Filipowi złota z neapolitańskich banków...
– Przykro mi być zwiastunem tak złych nowin, jednakże...
– A Caraffa? – przerwała gwałtownie. – Czy uzyska od papieża unieważnienie małżeństwa mojego syna?
– I to wygląda inaczej – mówił coraz bardziej zmieszany. – Kardynał zabiegał ongiś sam o lenno Bari...
– Wiem. Ale ja przecież żyję! Jeszcze żyję! – krzyczała.
– Si. Wydaje się, że powrót najjaśniejszej pani pokrzyżował wprawdzie jego plany, lecz ich nie zmienił. Caraffa liczy na to, że kiedyś, później...
– A jeżeli August będzie miał syna, na którego sceduję prawa do Bari i Rossano?
Biskup, chociaż oskarżał kardynała, swojego zwierzchnika, nie uciekł się do kłamstwa.