Opowiedziałaby im o zawodzie, jaki ją tutaj spotkał, o tęsknocie za Augustem i o nieudanej próbie uwolnienia go od Katarzyny. Spytałaby, czy zadbał o posagi sióstr, o znalezienie dla nich odpowiednich mężów? Kogo widują, kto ze znanych jej dostojników był ostatnio w Jazdowie?
Wstała nagle czując potrzebę ruchu, działania. Ze świecznikiem w ręku wyszła do sąsiedniej sali, pustej i mrocznej. Przemierzała długą amfiladę komnat i nie spotkała nikogo, żadnego z dworzan ani pokojowców. Sama. Zupełnie sama w ciemnym i ponurym zamczysku. Madonna santa! Czyż po to przyjechała do rodzinnego Bari?
Jakiś cień ukazał się na ścianie, ale była to tylko zbroja średniowiecznego rycerza stojąca we wnęce przy drzwiach. Krzyknęła bardzo głośno:
– Marina! – i odpowiedziało jej echo. Dopiero po chwili usłyszała kroki i zatrzymała się, niepewna, kogo zobaczy, nagle pełna lęku. Ale była to tylko Marina z palącą się świecą uniesioną wysoko w górę.
– Gdzie byłaś?! – krzyknęła gniewnie. – Wołałam tyle razy. Presto! Presto! Już po północy, pora na spoczynek. Jutro od rana muszę pisać listy do Warszawy, Krakowa...
– Miłościwa pani coraz częściej wspomina Polonię – westchnęła dworka już w sypialni, podając nocną szatę.
– Prima di tutto: bo tam byłam młoda, bo trzymałam cugle w rękach, a nie tylko pióro, jak to uczynię jutro. I nie byłam tak samotna, jak tutaj.
– Przecież ja... – zaczęła Marina.
– Ty? Zawiniłaś więcej niż inni. Czyż nie wmawiałaś we mnie, że Zarembianka jest na żołdzie Habsburgów, a Zuzanna Myszkowska nie powinna jechać do Bari, bo o wszystkim będzie donosić Ferdynandowi? Nie ma tu, prócz ciebie, ani jednej z moich ulubionych panien dworskich. Nie ma też córek... Po tym liście z Jazdowa obudziłam się jak ze złego snu. August jest także sam. Nieszczęśnik, w którym człowiek wziął górę nad królem, co nie znaczy aż tyle, a nawet... Nie znaczy nic, nic! Może być jeszcze potężnym monarchą. Mądry i uparty, prawdziwy Sforza. Teraz wielka jest jedynie jego męka. Ale to byt także i mój błąd. Chiaro! Trzeba było ratować Augusta, obudzić nadzieję na czwarte matrimonium. Tak! Właśnie tak! Jechać najpierw do Rzymu, a dopiero potem wstąpić tutaj, do Bari. Padre eterno! Gdyby mnie zawdzięczał zgodę papieża na nowe małżeństwo, byłoby inaczej, na pewno inaczej. On i ja moglibyśmy potem w kraju przeprowadzić wszelkie reformy. Frycz... Chwalczewski, tak bardzo doświadczony. Och, zdolniejszy jest od Pappacody. O wiele zdolniejszy.
– Może... – wyszeptała Marina.
– E allora? Jeszcze czas! Wszystko zacząć od początku, od nowa. Bez nienawiści i gniewu! O Dio! Pomyśleć tak i... zacząć. Nie wahać się dłużej, bo wszystko już jasne, jasne! Zbudzisz mnie jutro wcześniej niż zwykle. I postaraj się jeszcze przed moim wyjazdem...
– Wyjazdem? Dokąd?
– Jak to dokąd? Najpierw Rzym, a potem Mazowsze. Córki w Jazdowie, a wreszcie Kraków i August... Dwór na Wawelu zawsze gwarny, rojny. Stańczyk... Otóż to! Umieram tutaj z nudów. Postaraj się kupić parę karłów, których zabiorę do Polski. Tylko presto, presto! Wydam festyn w dniu ich zaślubin. Zabawimy się jak kiedyś na Wawelu czy też w Wiśniczu.
– Zabawimy się? Teraz?
– Przecież słyszysz? Jeszcze teraz, tutaj! Na samą myśl o pożegnalnej uczcie w Bari czuję się weselsza. I młodsza, o wiele młodsza!
*
Burgrabia Villani wrócił do Bari wcześniej, niż zamierzał, ponieważ wszystko było aż nadto jasne. Do Caraffy nie dotarła nawet prośba królowej o wstawiennictwo w Rzymie, a hrabia Broccardo oświadczył, że dopóki namiestnik jest w pełni sił, trzeba odłożyć plany principessy Bari na czas nieokreślony. Natomiast jego zwierzchnik, nadzwyczajny poseł króla Filipa, nie chciał słyszeć o tak szybkim zwrocie zaciągniętego długu. Twierdził, że królowa powinna uzbroić się w cierpliwość, Hiszpania zwróci złoto, ale nie wcześniej niż w umówionym terminie.
Cały gniew i oburzenie na przewrotność Habsburga Bona wywarła na Pappacodzie, który powrócił z Neapolu w dwa dni później, ale ten oskarżał o złą wolę hiszpańskiego granda i wspominał o bardzo ostrej wymianie zdań z hrabią Broccardo.
– I co z niej wynikło? Padre etemo! Nic, nic! – wybuchnęła gniewem królowa. – Należało wcześniej wybadać zamiary tych przeklętych posłów Filipa i nie przywozić do Bari tego oszusta, kłamcy, złodzieja... Jeżeli nie byłeś z nim w zmowie, w co jeszcze chcę wierzyć, to dałeś się podejść, jak... jak... Słów mi braknie. Możesz odejść i zacząć myśleć nad odwołaniem się bezpośrednio do króla Hiszpanii. Jak? Przez kogo? Powiesz mi o tym jutro, najdalej pojutrze!
Ale Pappacoda jeszcze tego samego dnia, po zgaśnięciu świateł w oknach królewskiej sypialni, zastukał do drzwi komnatki Mariny.
– Szalała jak zawsze – mruknął siadając naprzeciwko – ale gorsze to, że przede mną był u nadzwyczajnego posła i Villani.
– Zniosła się z nim tajemnie, poza waszymi plecami? – zmarszczyła brwi.
– Na to wygląda.
– To znaczy, już wam nie ufa?
– Nie. Ale zapłaci za to jak i za Kraków. Mogłem tam być kimś znacznym, a byłem nikim, nikim!
– Mniejsza o to – przerwała niecierpliwie. – Co przyrzekł wam Broccardo w imieniu Habsburga, jeżeli... ona przestanie upierać się przy zwrocie neapolitańskich sum?
– Filip żąda więcej – odpowiedział po chwili. – Chce, aby nie wyjeżdżała z Bari. Nie może to być, aby wracała do Polski przez Rzym.
– A... I co obiecuje wam za to?
– Niemało. Tytuł margrabiego Capurso, dobra Noja i dożywotnią pensję.
Spojrzała na burgrabiego z ukosa.
– A wy... mnie?
– Skrzynię naczyń srebrnych.
Roześmiała się, wzruszając ramionami, dorzucił tedy pośpiesznie:
– Także pięć tysięcy dukatów.
– I będę panią na dobrach Noja? – nalegała.
– Za wiele chcecie – odburknął, krzywiąc usta.
– Bene. Róbcie to sami. Zupełnie sami, beze mnie – powiedziała cicho, ale stanowczo.
Milczeli chwilę, wreszcie Pappacoda zapytał:
– Żal wam... principessy?
Oburzyła się szczerze.
– Jej? No! Gardziła nami i nie zawsze ufała. Mówiła, że każdego można kupić. Krzyczała na mnie: "Stupida! Stulta! Nudzisz mnie!". Nie żałuję jej wcale, ale odkąd przyjechaliśmy tutaj, nie przestaje tęsknić za Polską. Wspomina Niepołomice, łowy na dzikiego zwierza, wspaniałość Wawelu i królewskiej katedry. Nawet głos dzwonu... Za nic ma nasze Bari! Za nic! Ja jednak ruszyć się stąd nie dam! Nie wrócę na Mazowsze.
– D'accordo! Niech będzie dziesięć tysięcy dukatów.
– I jedwabne obicia oraz kobierce z sypialni królowej?
– Niemało – zadrwił. – Co jeszcze?
– Porozmawiamy – odparła z uśmiechem. – Tylko wina przyniosę...
*
Któregoś wieczoru królowa długo siedziała przy oknie wpatrzona w italskie niebo, ale myślami nieobecna w Bari. Układała teksty pism do księżnej brunświckiej Zofii i do najstarszej córki, Izabeli: chciała zwierzyć się obu siostrom Augusta, że zatęskniła za synem, za krajem ich dzieciństwa. Królewna Anna rzadko słała gońców, ale starczyło i tych skąpych wiadomości w listach z Warszawy, aby zrozumiała, że w Polsce nie dzieje się nic, że August zamknął się w sobie głuchy na narzekania postępowej szlachty, podpisujący wszystko, co tylko podsuwali mu senatorowie. Plany reform i naprawy Rzeczypospolitej miał odkładać ciągle do następnego dnia i zwano go już kąśliwie "dojutrkiem" Bolało ją to bardziej niż niechętny stosunek do niej samej, niż czarna niewdzięczność wielu poddanych. Zastanawiała się, dlaczego jest tak właśnie, i po namyśle musiała przyznać, że jednego nikt nie mógł jej zarzucić: obojętności na sprawy państwa, na dobro dynastii, podczas gdy Zygmunt August dotychczas żył wyłącznie dla siebie, istniał, lecz nie królował. Czyż po to, wbrew magnatom Litwy i Korony, wyniosła na tron dziesięciolatka? Po to usuwała wszystkie przeszkody, łamała obyczaj i prawo, aby dać Rzeczypospolitej króla – dojutrka? Nie, nie! Jej obowiązkiem było czuwać nad nim nadal, zmuszać do czynów godnych ostatniego z Jagiellonów. Padre eterno! Naprawdę ostatniego? Temu także powinna zapobiec i za wszelką cenę doprowadzić do czwartego matrimonium. Powinna, mimo to zwleka, oczekuje wieści z Rzymu, które mogą wcale nie nadejść. A przecież wystarczyłoby wydać rozkaz, by po jej wyjeździe z Bari wszystkie oficjalne pisma kierowano do kancelarii warszawskiej. Może zaufać biskupowi i burgrabiemu Villaniemu, który powinien teraz powrócić na stałe z Rossano do baryjskiego zamku...