– Tak albo nie? Tak czy nie? – kołatała w mózgu jedna tylko myśl. Okno, w które się wpatrywał, było już szeroko otwarte, ale nie dostrzegł oczekiwanego znaku. Gniewny zaczął bić pięścią we framugę.
– Mówiłem nie zbliżać się, jeżeli... I nie otwierać. A ona... W tej chwili jednak kobiece ręce wyrzuciły za okno czerwony pas. Na tle ciemnych murów wyglądał jak strużka krwi. Życiodajnej?
– Jednak tak! – krzyknął. – Nareszcie! Bogu niech będą dzięki! Jarost! Jarost! Do mnie! A żywo!
Pachołek wpadł natychmiast.
– Możemy jechać. Narodził się nam Augustus! Pojmujesz? Królewicz! Czego się gapisz? Szykować konie, skrzyknąć ludzi! Wracamy do króla.
– Dzisiaj? – zdziwił się pachołek.
– Zaraz! Najdalej za godzinę. Śpiesz się! Leć!
Alifio, Pappacoda i kilka dworek znajdowało się w tydzień później w sypialni królowej, która już wpółsiedziała w łożu. Tuż obok stała srebrna kołyska.
– Przysuńcie bliżej – zażądała Bona. – Jeszcze bliżej. Żebym mogła dotknąć ręką.
– Najjaśniejsza pani nie powinna... – zaczęła Anna.
– Teraz już nic – przerwała królowa – zaszkodzić mi nie może. Śpi?
– Ciągle śpi – pośpieszyła z odpowiedzią Marina.
– Szkoda – westchnęła królowa. – Chciałam go dotknąć. Gdyby najjaśniejszy pan byt tutaj, a tak... Dowie się nieprędko.
– Ojciec wyruszył w drogę od razu, skoro świt – zapewniła Anna.
– Bene. Goniec powinien więc być lada chwila. A listy? – zwróciła się do swego kanclerza. – Czy poszły już listy z dobrą nowiną do wszystkich monarchów?
– Tak – odparł. – I do znaczniejszych dworów książęcych.
– Principessa obiecywała uczcić radosną wiadomość turniejem rycerskim w Bari. Teraz już na pewno zjedzie na Wawel.
Nie potwierdził, zauważył tylko:
– Pierwsze gratulacje właśnie nadeszły. Wiedeń musiał coś wiedzieć, zanim otrzymał nasze listy.
– I Habsburgowie nie kryją zawodu? – spytała ciekawie.
– Życzenia są tak chłodne, jak tylko na to pozwala dyplomacja.
Roześmiała się nagle.
– Będą jeszcze bardziej wściekli, zjeżdżając na huczne chrzciny. Biedacy! Stracili nadzieję na wymarcie rodu Jagiellonów. – I dodała spojrzawszy na kołyskę: – Wciąż jeszcze śpi?
– Si.
– Będzie go podziwiała w blasku świec i dymie kadzideł cała Europa.
W jej głosie było tyle radości i dumy, że Alifio powiedział z żalem:
– Tak licznego zjazdu monarchów nie da się urządzić przed listopadem albo grudniem.
Zdziwił się, że nie wydawała się tym przejęta.
– Im później, tym lepiej. On urośnie, będzie jeszcze piękniejszy – orzekła. – I do tego czasu wojna chyba się skończy?
– Miejmy nadzieję, że tak – stwierdził.
– Powrót zwycięskich hufców prymas Łaski uczci nabożeństwem dziękczynnym i zaraz potem w katedrze odbędzie się ceremonia chrztu. Przy biciu wszystkich krakowskich dzwonów. To będzie wielki dzień! I podwójny triumf.
Jej promienne oczy znowu zwróciły się w stronę kołyski.
– Jeszcze śpi?
– Obudził się, uśmiechnął – odpowiedziała Marina.
Bona wyciągnęła obie ręce:
– Dajcie mi go, dajcie!
Przytuliła dziecko, a potem, pochylając nad nim twarz, wymówiła z nabożeństwem jego imię:
– Augustus...
W tej chwili do komnaty wszedł Wolski z nowiną:
– Goniec z listem od najjaśniejszego pana.
– Nareszcie!
Oddając Marinie dziecko, niemal wyrwała list z rąk ochmistrza dworu i próbowała czytać, ale po chwili głowa jej opadła w tył na poduszki.
– Nie mogę – wyszeptała. – Mam mgłę przed oczyma. Zostawcie mnie. Wszyscy. Niech tylko Marina z Anną...
Umilkła i Marina zaczęła pośpiesznie nalewać do kubka jakąś pokrzepiającą miksturę. Bona umoczyła w niej wargi i nagle, cisnąwszy kubek na ziemię, rozkazała Annie:
– Przeczytaj. Od początku do końca. Powoli i wyraźnie.
List nie był długi, pisany pośpiesznie, na postoju.
"Najjaśniejsza Pani!
Podwójnej a niezmiernej radości doznaliśmy z listu W.K.M. dowiadując się, że i połóg szczęśliwie się odbył, i że z łaski Pana Boga mamy najmilszego syna, wieczny zakład naszej wzajemnej miłości. Za tak szczęśliwą i radosną wiadomość najmocniej dziękujemy W.K.M. i usilnie prosimy Ją, aby o zdrowiu swoim jak największe starania miała. Najukochańszemu Synowi Naszemu racz kazać dać na chrzcie imię Zygmunt, które teraz we dwóch nosić będziemy".
Bona przerwała nagle.
– Nie do wiary. Jeszcze raz.
Anna czytała posłusznie:
– "... Synowi Naszemu racz kazać dać na chrzcie imię Zygmunt, które teraz we dwóch nosić będziemy".
Królowa milczała chwilę, ale nie mogła powstrzymać się od wybuchu.
– O Dio! To jasne. Nic wraca i nie liczy na szybkie zakończenie wojny. Chrzest miałby się odbyć bez niego? Nie! Daj list. Musiałaś to źle odczytać.
Przeczytała ostatnie słowa sama i raz jeszcze powtórzyła z goryczą:
– ..... racz kazać dać na chrzcie imię Zygmunt". Więc jednak... Tak chce: jego imię i ceremonia nie uświetniona królewską obecnością.
Wojna ważniejsza od narodzin upragnionego syna. A ja tak marzyłam o tym dniu! Tak czekałam...
– Miłościwa pani może sobie zaszkodzić... – zdobyła się na odwagę Anna.
– Nie ja sobie – zaprzeczyła gwałtownie. – Ten list zaszkodzi nam. Uroczysty chrzest bez króla zasiadającego w majestacie? Kto przybędzie na taką półuroczystość? Nessuno! Na pewno nikt z królów, nikt z możnych książąt! Przyślą swoich zastępców, jakichś tam reprezentantów. posłów, hrabiów. Znowu wszystko nie tak, nie tak! Nie będzie to żaden wielki triumf, tylko...
Podając jej znowu dziecko. Marina zaczęła wyliczać:
– A przecież narodził się Jagiellon, krewny cesarza i króla Czech oraz Węgier, następca tronu Polski. Litwy. Rusi. Prus, a także sukcesor księstwa Bari i Rossano.
– Przestań! – przerwała jej Bona. – Sama wiem, kim jest mój syn...
– Zygmunt – dodała nieostrożnie dworka.
– August! August! – krzyczała już królowa. – O Dio! Dlaczego Jestem tu, a on tam! To wszystko troppo difficile! I trwa za długo! Dlaczego ja sama nie walczę? Dlaczego nie mogę być królem?
Uspokoiła się nieprędko i po namyśle kazała przywołać do siebie kanclerza, który słuchał uważnie instrukcji Bony, wreszcie rzekł:
– Czy dobrze zrozumiałem? Chrzest ma się odbyć z okazałością, a jednocześnie z wielkim pośpiechem?
– Tak. Następcę tronu trzeba uczcić nabożeństwem, biciem w dzwony, uroczystą procesją i festynem. To wszystko.
– W dniu pierwszego września? – dopytywał się Alifio.
– Si. Im wcześniej, tym lepiej.
– Miłościwa pani chciała, mówiła...
– Zmieniłam zdanie – przerwała szorstko.
Alifio wciąż nie dowierzał:
– Ależ... Nie zdąży się powiadomić na czas zaprzyjaźnionych dworów.
– Właśnie dlatego, że się nie zdąży.
– Nie przyjedzie nikt, miłościwa pani.