Выбрать главу

– I bardzo dobrze. Nie zobaczę krzywych gęb, nie będę witać niczyich posłów. I to byle jakich. Zresztą... Czuję się jeszcze zmęczona.

– Można by pchnąć umyślnego przynajmniej do Bari – nalegał – i za miesiąc, za dwa principessa...

– Basta! Nie zniosę sprzeciwu! Przynajmniej do Bari? – dodała drwiąco. – A czemuż to "przynajmniej", a nie "nawet"? Czemu nie "nawet do króla Francji"? Albo "nawet do władcy Anglii"? Na chrzest naszego syna, gdybym tylko chciała, mógłby przyjechać nawet Henryk Ósmy. Dostał przecież moją ulubioną wierzchówkę. Nie pamiętacie? To był dar principessy.

– Miłościwa pani... – szepnął zgnębiony.

– Skończyłam. Uroczystość chrztu za czternaście dni.

– Nie będzie się czekać na przyzwolenie króla? – nie dowierzał.

– Oto słowa listu: "racz kazać dać na chrzcie imię..." A więc raczę.

I tym razem będzie, jak ja chcę.

Alifio skłonił nisko głowę.

– Jeszcze tylko jedno: biskup krakowski pytał wczoraj o imię nowo narodzonego.

– Jego imię? August.

– August? – powtórzył z wahaniem w głosie.

Sprostowała błyskawicznie, ale patrzyła na niego z wyrzutem, z gniewem.

– To znaczy... Zygmunt... Zygmunt August.

Zaremba wrócił na zamek dopiero w kilka miesięcy później, ale tym razem Bona przyjęła go oficjalnie, w asyście biskupa Drzewickiego, Andrzeja Krzyckiego i bankiera króla, Seweryna Bonera. Wojewoda przywoził wieści nadspodziewanie dobre: Krzyżacy zostali pobici, wielki mistrz wycofał się do Królewca i poprosiwszy o zawieszenie broni zawarł niedawno rozejm na lat cztery.

– Za krótko – stwierdziła królowa. – Ale tego odmienić się już nie da. Ważniejsze, że najjaśniejszy pan powraca. Nie był na Wawelu prawie półtora roku. Si! Liczyłam dni, tygodnie. Gorzej, że na zamku przez ten czas nic nie robiono. Wiem, wojna. Ale kiedy tu był, rozmawiał z italskimi rzeźbiarzami, oglądał plany, wyznaczał terminy. A dziś? Roboty we wschodnim skrzydle przerwane. Kaplica, gdzie ma spocząć pierwsza małżonka królewska, niegotowa. Santa Madonna! Przecież to można będzie tłumaczyć moją niechęcią i do niej, i do pasierbicy, królewny Jadwigi.

– Miłościwa pani, któż by śmiał? – zaprotestował biskup Drzewicki.

– Accusare? Och! Zawistnych nie brak. Krótko: król wraca, potrzebne są pieniądze. A skarbiec jak zawsze pusty. Czy niepodobna odmienić choć tego?

– Wyłożyłem już pewne sumy niezbędne do podjęcia przerwanych robót – zapewnił Boner.

– Grazie. Ale myślałam o czym innym. Czy nie można by wydać ustawy podatkowej? – spytała, przyglądając mu się uważnie.

– Jak to? Bez zgody sejmujących stanów? – zdziwił się.

– Si. Jeszcze przed powrotem króla. Teraz.

Boner zmilczał, ale Drzewicki ośmielił się wyjaśnić:

– Miłościwa pani, u nas nigdy nic nowego bez zgody sejmu.

– Czy to znaczy, że król nie może sam nakładać żadnych podatków? – nalegała.

– Nie może ich narzucać swoim poddanym, miłościwa pani.

– A? Tedy się raz w końcu dowiem, czego jeszcze nie może polski król?

– Wyznaczać samowolnie swego następcy, zawierać małżeństwa bez zgody senatu, a także dzielić posiadanych ziem koronnych.

– Choć jest najwyższym sędzią, naczelnym dowódcą hufców zbrojnych i może mianować wszystkich dostojników, nawet opatów i biskupów?

– Takie są prawa Rzeczypospolitej, miłościwa pani – przytaknął Drzewicki.

– Va bene! Tedy zastanie zamek, jak go zostawił. Z pustym skarbcem. bez armat i z nie ukończoną kaplicą. O co jeszcze, poza naszym zdrowiem, troskał się król? – zwróciła się do Zaremby.

– Pytał o wielki dzwon odlewany z dział zdobycznych. Z woli najjaśniejszego pana ma się zwać "Zygmunt".

– A? Jak on sam?

– Pytał także, jaka inskrypcja zostanie wyryta wewnątrz dzwonu?

Ubiegł ją w odpowiedzi Drzewicki:

– Pióra tu obecnego poety pana Andrzeja Krzyckiego. Zechciejcie przypomnieć.

Krzycki nie dał się prosić i zaczął recytować:

"Jeśli ci się, wędrowcze, zdam zbyt wielkim dzwonem,

Powiedz – jakie dzieło Zygmunta małością grzeszy?"

– Udatna inskrypcja – przyznał Zaremba. – Szkoda tylko, że polska. Przybywający do Krakowa z obcych ziem nie znają tego języka.

– Pan Krzycki ułożył ten wiersz w języku Horacego – sprostowała Bona. – Łaciński tekst zaczyna się od słów... Przypomnijcie, proszę – zwróciła się do poety i ten zacytował:

"Si tibi magna nimis videor..."

– Tak. tak właśnie – potwierdziła. – A dzwon zostanie wciągnięty na dzwonnicę zaraz po triumfalnym wjeździe króla do Krakowa.

– Deo gratias, że da się spełnić życzenie najjaśniejszego pana – dodał biskup.

*

Wojna została zakończona pomyślnie, wielki mistrz zapłacił drogo za niedotrzymanie warunków pokoju toruńskiego i musiał uznać się za pokonanego. Prusy Królewskie z Malborkiem, które usiłował z powrotem zdobyć dla Zakonu, nie tylko zostały przy zwycięzcach, ale dalsza walka groziła podbiciem całego państwa krzyżackiego. Musiał się tedy układać i wybrał drogę, której do niedawna nie mógł przewidzieć nikt. Na razie zwlekał, przypominał, że czas rozejmu jest też czasem namysłu i obliczaniem zysków oraz strat.

Kraków cieszył się na powrót zwycięskich wojsk i na powitanie króla nie mniej niż królowa i jej dwór, a gdy wreszcie nadszedł ten dzień upragniony, wiwatom oraz okrzykom nie było końca. Zygmunt wjeżdżał na Wawel po tak długiej nieobecności niepewny powitania małżonki, ale wyszła mu naprzeciw jeszcze piękniejsza niż dawniej, promieniejąca dumą i bardzo pogodna. Stali chwilę w jej komnacie objęci gorącym uściskiem, szczęśliwi, że są razem, że mogą cieszyć się krzykiem, który rozlegał się od strony okna.

– Słyszycie? To on, August. Wasz następca.

– Nareszcie – westchnął i dał się pociągnąć w stronę srebrnej kołyski.

Bawił się przy niej grzechotką, pełzając po kobiercu, malec nie mający jeszcze roku, ale zwinny i duży nad podziw. Król chwycił go na ręce i uniósł w górę. Po czym rzekł:

– Krew z krwi Jagiellonów. Zdrowy. Dorodny. Brak mi słów wdzięczności dla was.

– Chciałam być matką królewskiego syna...

– I jesteście.

– Chciałam być szczęśliwa.

– A jesteście?

– O si! Jestem. Da allora. Tak, od teraz jestem! I nic nigdy nie wymaże z mojej pamięci dzisiejszego dnia.

Szczęśliwe okazały się także dni i tygodnie następne. W lipcu barwny tłum mieszczan wyległ na ulice Krakowa, aby przyjrzeć się transportowi wielkiego dzwonu, który przez Bramę Sławkowską i Rynek toczył się na dwóch walcach ku dzwonnicy, aby wkrótce na niej zawisnąć. W uroczystości zawieszenia "Zygmunta" brali udział królestwo z całym dworem, a tysiące mieszczan wpatrywało się w osiłków oblanych potem, uwieszonych na końcu grubych lin. Powoli, majestatycznie dzwon unosił się w górę, ku lipcowemu niebu, aby następnie rozkołysać się i odezwać wspaniałym spiżowym głosem.

– Gra – zaszumiał tłum. – Na zgubę Krzyżakom! Gra "Zygmunt".

Bona, siedząca obok króla, zwróciła ku niemu strojną w klejnoty głowę.

– Powiedzcie, "jakie dzieło Zygmunta małością grzeszy"? – spytała półgłosem.

Zdziwił się.

– Pochlebstwo? Nie do wiary. W waszych ustach?

– Nie. W samym sercu tego dzwonu – odparła.

Zapatrzony w dzwonnicę, wsłuchany w głos tego, który głosił jego chwałę jako zwycięzcy, król przyznał: