Выбрать главу

Od tych rozmyślań i wspomnień nie było ucieczki. Nudziły ją dworki, przestała bawić karlica Dosia towarzysząca wiernie swej pani. Kiedyś zdarzyło się nawet, że gdy Alifio kończył relację o uprowadzeniu przez Turków nowego dwudziestotysięcznego jasyru, obrzuciła niechętnym spojrzeniem Marinę wprowadzającą do jej komnaty Zygmunta Augusta.

– Wielki książę na audiencję poranną – oznajmiła jak co dzień dworka.

– Nie teraz – rzuciła niecierpliwie.

– Ma czekać?

– Nie! Odejść.

Takie przywitanie królewicza miało miejsce po raz pierwszy i nawet malec, krocząc poważnie ku drzwiom, musiał wyczuć nowy ton w danej sobie odprawie, bo nie krępując się obecnością Bony, rzekł:

– Krzyczy.

– To matka – tłumaczyła Marina, otwierając pośpiesznie podwoje.

– Gniewa się.

– To królowa.

Kiwnął ze zrozumieniem głową i w tym geście był tak podobny do ojca słuchającego nieraz w milczeniu wywodów królowej, że Marina nie mogła powstrzymać się od śmiechu.

*

Jeszcze dymiły wiejskie chaty, jeszcze tatarska dzicz brała jasyr i łupy, kiedy na krótki czas zjechał na zamek król Zygmunt. Przyjął spokojnie wiadomość o narodzinach jeszcze jednej córki, ale zaniepokoił się wieścią o niedawnej śmierci principessy, jeszcze bardziej podnieceniem, jakiego nie kryła Bona. Choć był znużony podróżą, od pierwszej chwili stał się celem jej gwałtownego ataku.

– Moje zamierzenia są nie mniejsze niż wasze! Muszę mieć dziedziczne księstwa w Italii... Dla Jagiellonów. Dla Augusta.

– Myśl przednia. Ale mieć to znaczy ubiec cesarza. Jak chcecie to uczynić? Wyprawić się z wojskiem do Italii? Teraz, kiedy znów stoją w ogniu granice na południu? Na wschodzie? Zagrożone księstwo pińskie...

– Dane mi – wtrąciła – jako zabezpieczenie sum posagowych.

– Marne to będzie zabezpieczenie, jeżeli Turcy spustoszą je, ograbią i wezmą ludzi w jasyr.

– Jednakże sukcesja italska...

– Tak, ale trzeba wybierać? Nie można walczyć naraz ze wschodem i zachodem.

– Wybierać... – zadrwiła. – Rzecz to niełatwa.

– Zwłaszcza, kiedy hetmani twierdzą, że zbierze się nie więcej niż dziesięć tysięcy zbrojnych.

– Dio mio! Tylko dziesięć? Nie można zmusić szlachty do uchwalenia podatków na wojnę?

– Jak? Wystarczy, że znajdzie się kilku krzykaczy, i na nic najrozsądniejsze wywody.

– Krzykaczy można kupić.

– Mówiliście niedawno: rozdawać dobra to zubożać królewski skarbiec – przypomniał.

– E vero. Ale, miłościwy panie, nie ma nigdy w jednym państwie więcej niż kilkaset niespokojnych głów i ust krzykliwych. Umieć rządzić to przed wszystkim znać te głowy. Wiedzieć co knują.

– Co dalej?

– I albo je zjednać, przekupić, ośmieszyć…

– Albo? – nalegał.

– Co trudniej – przekonać. Można je także zmusić do milczenia.

– Jak?

– Gdyby trzeba – katowskim mieczem.

Spojrzał na nią, nie dowierzając własnym uszom.

– Co słyszę? Ściąć, jak to czyni w Anglii Henryk Ósmy? I to mówicie wy? Wy?

– Znam tylko takie sposoby dojścia do władzy. Prawdziwej.

– Ależ to byłoby bezprawie – rzekł wstając nagle.

– Nawet piú tardi? – nie chciała ustąpić.

– Ani teraz, ani potem. Polska to nie Italia.

– O Dio – powiedziała jakby z żalem. – Ale i tutaj mógłby być król wielki, król możny. Prawda? Władca bogatego kraju.

Milczał długą chwilę, wreszcie rzekł:

– Mam nadzieję. Mam taką nadzieję...

W kilka dni później, zaraz po wyjeździe Zygmunta na ziemie objęte pożogą, odbyła tajną naradę z kanclerzem Alifiem. Po raz pierwszy odkąd ją znał skarżyła się, choć nie była zgaszona ani przybita:

– Jak piasek przecieka mi wszystko przez palce. Sukcesja włoska zagrożona przez Habsburgów. Co więc zostaje? Może księstwo mazowieckie? – Ożywiła się nagle. – Wczoraj, kiedy doniesiono nam o przedwczesnej śmierci jednego z braci, Stanisława...

– W Warszawie – sprostował – prawowitym władcą pozostał drugi brat, książę Janusz. A ten cieszy się dobrym zdrowiem.

– Stary?

– Ledwo ukończył dwadzieścia jeden lat.

– A... Tym lepiej. Słyszałam wkrótce po przyjeździe, że owdowiałą księżnę mazowiecką, matkę obu braci, próbowano swatać w tym samym czasie co i mnie najjaśniejszemu panu dla mocniejszego związania tego lenna z Koroną. Tedy czemu nie można by pomyśleć teraz o podobnych więzach?

– Ale kogo i z kim, miłościwa pani? Nie mogę zgadnąć.

– A to tak proste... Moja pasierbica Jadwiga wystrzeliła ostatnio w górę jak młody cyprys. Witało mnie dziecko, a wczoraj zobaczyłam w niej dorodną młódkę. Pomyślcie tylko; to przyrodnia siostra Augusta, nam bardzo oddana. Jeśli nie można, wojować naraz ze wszystkimi, kto mi zabroni ubezpieczać się z przeróżnych stron?

Alifio zastanawiał się chwilę.

– Nie wiem, czy król zechce oddać córkę książęciu, którego dwór zasłynął, jak dotychczas, z jednego tylko: z rozwiązłych obyczajów – rzekł wreszcie.

– Króla nie ma, zajęty wojowaniem – odparowała cios. – Zanim wróci, powinien pojechać na Mazowsze z kondolencjami biskup Międzyleski i wybadać grunt. Milczycie? Chcieliście coś rzec?