Выбрать главу

– Nie o rozbój tu idzie, miłościwa pani.

– A o co?

– O różną cenę głowy. Plebejusz za śmierć szlachcica karany jest u nas śmiercią, szlachcic może się wykpić byle okupem.

– Perché?

– Ponieważ jest rycerzem, przelewa krew w bitwach.

– A chłop nie? Nigdy? – spytała zaskoczona.

– O to i ja zwykłem pytać. Czy zabójstwa mogą być nagrodą za czyny wojenne? I to tylko rycerzy?

– Santa Madonna! Zadajecie dziwne pytania. Ale i cały ten wasz świat jest dziwny. Słyszeliście już, że hetman Ostrogski wyzwolił olbrzymi jasyr, a pan Tarnowski odniósł Wiktorię nad przeważającymi siłami wroga?

– Mówi się w Krakowie tylko o tym zwycięstwie.

– Si. Ale naszego rycerstwa było tak mało, że jak napisał do mnie król. Tarnowski przed bitwą długo musiał swoje hufce do walki zagrzewać, aż wreszcie z garstką wojowników ruszył przeciw chmarom niewiernych. I rozgromił ich, bo, jak przeczytać można: "bojaźń o swoich i o cześć królewską męstwo w nim zaostrzyła". Santa Madonna! Nie słyszałam nigdy od Machiavella, aby strach męstwo zaostrzał. Przedziwne te wasze zwycięstwa! I zdumiewające wojowanie... Jednakże – dodała po chwili – ten szlachcic, co miast w pole ruszyć, wolał zabijać bezbronnego na gościńcu, poniesie zasłużoną karę. Złóżcie waszą skargę w kancelarii króla. Przypomnę mu o niej, jak tylko wróci. Czas pokoju winien być także wolny od strachu...

*

Zygmunt był utrudzony walkami, pogonią za uchodzącym wrogiem, ale rad wielce, że jest w swoich komnatach na Wawelu. Wypocząwszy, kazał przyprowadzić do siebie wszystkie dzieci i rozmawiał łaskawie z Augustem i królewnami Jadwigą oraz Izabelą. Po odprawieniu całej gromadki Bona usiadła tuż przy nim pytając, czy zauważył, jak urosła i zmężniała Jadwiga, a gdy przytaknął, uśmiechnęła się, gładząc końcami szczupłych palców rękę króla.

– To dobrze, że jesteście już z nami, w Krakowie.

– Powtarzacie to, com wam rzekł pierwszej nocy po powrocie.

Spuściła oczy, jakby zawstydzona przypomnieniem gorących chwil powitania, ale trwało to krótko. Zaczęła opowiadać o tym, co zaszło w czasie jego nieobecności: o śmierci Stanisława Piastowicza i wysłaniu przez nią na pogrzeb Międzyleskiego. Słuchał uważnie, ale ponieważ nie wyciągał żadnych wniosków z nowo powstałej sytuacji, w której Janusz stawał się jedynym i ostatnim władcą Mazowsza, rzekła z naciskiem:

– Posłałam księciu przez biskupa konterfekt królewny Jadwigi i oglądał go z wielkim upodobaniem.

– Toż to jeszcze zielona młódka! – żachnął się Zygmunt, zgadując bez trudu intencję daru.

– E allora? – zdziwiła się Bona. – Na portrecie wygląda na godniejszą, trochę starszą...

– Zaiste! Białogłowskich sztuczek od diabelskich odróżnić nie sposób. Ale teraz od zrękowin Jadwigi, do których wam widać pilno, ważniejsza sprawa wielkiego mistrza.

– Czemu? Ciągle bruździ mimo zawieszenia broni?

Król, zwykle spokojny, wydawał się rozdrażniony, gniewny.

– Z początku rozsyłał na mnie skargi, gdzie się dało. Do Moskwy, Wiednia, nawet do Danii i Szwecji. Ale nikt stamtąd w nową wojnę wdać się z nami nie chce.

– Co na to panowie wielkopolscy?

– Krzyczą, żeby go siłą usunąć z Prus, oprzeć się wreszcie o Mare Balticum. Tymczasem Albrecht pojechał do Wittenbergi.

– Santa Madonna! – zdumiała się królowa. – Do tego heretyka Lutra? Po co?

– Knuje coś nowego, szuka wyjścia z matni. Przegrał wojnę, ale stara się wygrać pokój. Jedno pewne: musi się śpieszyć. Dziesiątego kwietnia tego roku kończy się czteroletni rozejm z Zakonem.

– Wiecie coś więcej o tych rozmowach? Nie po to na dworze cesarza siedzi Dantyszek, żeby pisać wiersze i stroić laurowym wieńcem głowę, tylko aby...

Przerwał jej ruchem ręki.

– Dantyszek nie traci czasu. Donosi, że Albrecht widział się z Lutrem w Wittenberdze i to spotkanie podobno odmieniło wszystkie jego plany. Luter doradził wielkiemu mistrzowi rozwiązać Zakon, zerwać z papiestwem i przyjąć luterską wiarę.

Nie mogła w to uwierzyć.

– O Dio! Wielki mistrz heretykiem?

– Były wielki mistrz – sprostował – mógłby, zerwawszy z Rzymem, jako świecki książę założyć nawet rodzinę.

– Och! – westchnęła. – I dać początek dynastii Hohenzollernów? Wzmocnić obóz kacerzy? Zwolenników reformy kościoła? Uwierzyć trudno! A jakiż zachowałby tytuł jako władca świecki?

– Dux in Prussia – odparł.

– Książę Prus? – powtórzyła i ożywiła się nagle. – Ale jako lennik naszego królestwa? Nie cesarza?

Ta rozmowa zdawała się go męczyć i nużyć.

– Jako wielki mistrz odmawiał zawsze złożenia hołdu – rzekł. – Czy zechce teraz? Chyba że zgodzę się na jego plany. Zawrę nowy traktat z nim i pełnomocnikami wszystkich stanów pruskich.

– Tedy hołd w zamian za uznanie pruskiego księstwa? I Albrechta jako dziedzicznego władcy? – nalegała wzburzona.

– Taka jest cena pokoju – przyznał i nagle zaczął wypytywać się o budowę kaplicy, o mistrza Bartolomeo Berecci...

Wiadomość była tak nieoczekiwana i tak ważna, że Bona wezwała kanclerza Alifia, aby sprawdził, czy istotnie termin rozejmu upływa za dwa tygodnie, a potem dopytywała się co ranka: "Wielki mistrz wrócił już z Wittenbergi?" Na pytanie, co byłoby lepsze: rozpętanie nowej wojny przez Zakon czy pójście Albrechta za radą Lutra, król nie dawał jasnej odpowiedzi i wszystkie te dni od powrotu Zygmunta na Wawel upływały w napięciu, w oczekiwaniu na wydarzenia, którym nie mógł przeciwdziałać nikt, nawet tak skora do działań królowa. Wreszcie, na kilka dni przed upływem terminu rozejmu, zameldował się na audiencję Alifio. Marina twierdziła wprawdzie, że miłościwa pani jest tego ranka nie w humorze, że nie chce rozmawiać z nikim, nawet z synem, ale nalegał z takim naciskiem, że poszła zapytać, czy zechce przyjąć burgrabiego. Po chwili otwierając drzwi, zaprosiła go do komnat. Pappacoda, który był świadkiem tych pertraktacji, zauważył kwaśno:

– Zmęczona... Ale ten ma do niej dostęp zawsze.

– Si – przytaknęła. – Odkąd nie wy, tylko on został burgrabią zamku. To był wielki błąd i przeoczenie z waszej strony.

Zacisnął pięści i mruknął gniewnie:

– Zapłacą mi za to. Nie wiadomo jeszcze, kto zostanie na placu boju ostatni...

W tym czasie kanclerz królowej meldował jej o zgoła innej rozgrywce.

– Miłościwa pani, Dantyszek donosi, że wielki mistrz wrócił już do Królewca.

– Wiadomo z czym?

– Tak, ale... – zaczął i urwał nagle.

– Mówcie: nowa wojna z nami?

– Do dnia dziesiątego kwietnia ma zamiar...

– Presto! Presto! – niecierpliwiła się. – Ma zamiar żądać czego?

– Zgody najjaśniejszego pana na sekularyzację Zakonu – rzekł z wahaniem.

– Ależ no! No! Tak nie może być! Tak być nie powinno! – krzyknęła, nie próbując nawet hamować wściekłości. – Nie uwierzę, dopóki nie usłyszę z ust najjaśniejszego pana... A Dantyszek? Zna sprawę. Jak radzi?

– Doradza wcielenie ziem zakonnych do Korony. Odzyskanie całych Prus teraz, kiedy Albrecht jest słaby.

– Co na to król?

Alifio spuścił głowę, milczał. Ale ona krzyknęła raz jeszcze: "No!" i usunął się z drogi wiedząc, że nie przestrzega dworskiego ceremoniału, gdy jest aż tak wzburzona, tak gniewna. Szedł jednak za nią, gdy biegła przez szerokie korytarze, i widział, że wpadła niby wicher do komnat królewskich. Słyszał nawet, jak krzyknęła jeszcze w drzwiach:

– Tedy jednak? Wielki mistrz chce zostać księciem pruskim? A wy nie krzyknęliście – zabraniam?