Zaciskała kurczowo pięści, czując rosnące w środku napięcie, i ciągle się przeciskała, aż wreszcie dostrzegła szeroką wstęgę oznaczającą początek trasy biegu. Starsza rodu Goodventure krzyczała, żądając spokoju, by mogła przekazać zasady wyścigu. Nie trzeba być pierwszą na mecie, wystarczy znaleźć się w uświęconym gronie pierwszych trzydziestu trzech biegaczek. Trasa nie była też długa, co dawało szansę nie tylko najsilniejszym. Moon miała jednak wokół siebie setkę kobiet, w tyle dwieście dalszych… ze swego miejsca nie mogła nawet wszystkich dostrzec.
Głos starszej rodu Goodventure wezwał na start wszystkie biegaczki i Moon poczuła, jak traci świadomość siebie, daje się porwać nurtowi wielu kobiet poruszających się jak jedna. Poprzez głowy i ramiona patrzyła na powstrzymującą cały ten przypływ maleńką flagę — zobaczyła, jak opada, dając sygnał do startu. Masa konkurentek runęła nagle, porywając ją z sobą, nie sposób było się jej oprzeć, choćby nawet miała taką ochotę. Zaczął się bieg Królowej Lata.
Przez pierwsze sto metrów Moon tańczyła jak boja na fali, skupiała całą swą uwagę na bronieniu się przed zadeptaniem, potem ścisk zaczął się rozrzedzać. Wpychała się w każdą lukę, nie zważając na walące ją w boki łokcie. Nie wiedziała, ile biegaczek znajduje się przed nią, mogła jedynie kluczyć i szybko przebierać nogami, starając się pozostawić za sobą jak najwięcej innych uczestniczek wyścigu.
Mila była niczym, powodowała jedynie lekkie przyspieszenie bicia serca, gdy wraz ze Sparksem gnała nie kończącymi się lśniącymi plażami Neith… Ale ta mila prowadziła pod górę, podłożem był twardy chodnik, a nie sprężysty piasek. Przed osiągnięciem połowy trasy zaczęła ciężko dyszeć, ciało protestowało przeciwko każdemu rwanemu krokowi. Usiłowała przypomnieć sobie, ile naprawdę minęło czasu, odkąd biegła po błyszczącym piasku; nie pamiętała nawet, kiedy ostatnio zjadła i przespała tyle, by zaspokoić ciało ptaszka. Przeklęty Krwawnik! Miała przed sobą zaledwie kilka kobiet, które jednak powoli się oddalały. Zaczęły ją doganiać i mijać biegaczki pędzące dotąd w tyle. Dostrzegła z lękiem, iż jedna z nich ma wstążkę nie zieloną, lecz brązową — druga grupa uczestniczek zbliżyła się do startujących jako pierwsze. Moon zachwiała się, gdy umysł zapomniał na chwilę o wyczerpanych nogach.
Dwie trzecie, trzy czwarte mili, mijało ją coraz więcej kobiet, miała ich przed sobą około trzydziestu, a skurcz w boku nie pozwalał na oddychanie. Przeganiają mnie… nie wiedząc nawet, o co się ubiegają! Goniąc je resztkami sił, patrzyła na umykającą pod stopami końcówkę trasy; zapomniała o wszystkim innym, aż ujrzała wykładany białymi kamieniami dziedziniec pałacu Zimy, a wieniec przedostatniej z grupy zwyciężczyń spadł na jej ramiona.
Roześmiana, zadyszana, oszołomiona, dała się porwać radości oczekujących tłumów, obdarzających triumfatorki uściskami dłoni, pocałunkami i łzami. Przepchała się przez ciżbę, zajęła miejsce w tworzącym się na środku dziedzińca kręgu zwyciężczyń. Obejrzała się, słysząc, a potem widząc grupę ubranych na biało muzykantów, noszących takie jak ona wieńce i czarne rurowate kapelusze zwieńczone totemami Zimaków. Za nimi szła mała procesja Letniaków z rodu Goodventure, dźwigających baldachim z pięknej sieci ozdobionej muszlami i zielonymi gałązkami; podtrzymywali go wiosłami pokrytymi delikatnymi rzeźbami fantastycznych morskich potworów.
Pod baldachimem płynęła maska Królowej Lata. Moon usłyszała rozchodzące się falą przez tłum westchnienia i krzyki podziwu; sama ponownie zachwyciła się widokiem takiego piękna… i potęgi na obliczu Zmiany. Poszukała wzrokiem niosącej maskę i zamrugała, rozpoznając Fate Ravenglass. Krąg pękł, przepuszczając jedynie maskarkę; reszta procesji chodziła w koło, obdarzając tłumy muzyką.
Starsza rodu Goodventure skłoniła się przed Fate lub przed potęgą jej sztuki.
— Zima koronuje Lato, zaczyna się zmiana. Niech Pani pomoże ci wybrać mądrze, Zimaczko; dla dobra tak waszego, jak i naszego. — Stała spokojnie, ufając osądowi Pani.
— Modlę się o to. — Fate także się skłoniła, jej biała szata zginęła całkowicie w promieniach słońca odbijających się od spoczywającej jej na ramionach maski.
Pani wybierze… Czyż Fate Ravenglass nie dlatego została wybrana Jej przedstawicielką, by z kolei sama wybrała jedyną twarz, jedyne serce i jedyny poza nią umysł, znający tajemnice tego świata? Ale niemal zupełnie nie widzi. Czy potrafi odróżnić jedną twarz od innych? Jak ją pozna?
Starsza Goodventure zaczęła przestępować z nogi na nogę; przykrywająca jej suknię koronka z nadzianych na siatkę paciorków grzechotała i dzwoniła. Zaintonowała starożytną inwokację świąteczną, a korowód kobiet zaczął powoli krążyć, stawiając krok po kroku, ciągnąc za sobą Moon. Bez trudu odnajdywała słowa litanii, powtarzała je niemal hipnotycznie. Były głęboko zakorzenione w jej pamięci, splatały się tam z najprymitywniejszymi obrazami najstarszych wspomnień. W przeciwieństwie do innych świętych pieśni, ta właściwie się nie rymowała, bo język, w którym kiedyś powstała, w ciągu lat utracił swój pierwotny kształt; melodia brzmiała dziwnie w uszach Moon. Śpiewała wraz z innymi, lecz cząstka jej umysłu pozostawała czujna, obserwowała widowisko, któremu ulegała całkowicie reszta jej ciała; ta właśnie cząstka nie była już pewna, że niewidoma Fate wybierze ją bez podpowiedzi. Czy umyśl sybilli naprawdę steruje wszystkimi wydarzeniami? Popycha mnie w swoją stronę — czy jednak może sięgnąć dalej niż moja ręka, czy naprawdę może powodować rzeczami, których sznurków nie trzyma?
Moon ujrzała, jak Fate zaczyna krążyć w przeciwną stronę, podnosząc maskę z napiętą, lecz nic nie wyrażającą twarzą. Nie rozpozna mnie.
Moon przygryzła wargi w lęku, by czegoś nie powiedzieć, stłumić chęć krzyku: Tutaj, jestem tutaj! Pragnęła uwierzyć, iż działa tu przeznaczenie, lecz nie była już pewna, czy cokolwiek wydarzy się zgodnie z nim. Nie może wszystkiego zostawić losowi — nie po tym, co przeszła, co widziała. Musi mnie wybrać. Ale jak?
Wspomnienia Moon przeskoczyły do następnego wersetu i oba poziomy jej świadomości wypaliły: Wejście!
Kto zna tę, którą Ona wezwie,
Albo wie, jaki spotkają los?
Nie dosłyszała już refrenu, wpadając w Przekaz, dobiegł ją ponownie z nagłą, ogłuszającą mocą. Poczuła, jak zatacza się od wstrząsu, spróbowała otworzyć oczy, lecz miała je otwarte, patrzyły na świat ciemny jak w świetle księżyca, o zamazanych, niewyraźnych kształtach. Pozostałe zmysły były nieproporcjonalnie wyostrzone… bo jest ślepa! W następnej chwili pojęła ze zgrozą, że jest — Fate Ravenglass. I że wśród korowodu niewyraźnych postaci, okrążających jej nieruchome ciało, jest jedna, tworząca drugi biegun tego Przekazu…