— Należysz tu, do Tiamat. Wiedziałem to od pierwszego z tobą spotkania. Musiałem jednak zaczekać, aż sama się o tym przekonasz… Myślałem już, że to nigdy nie nastąpi. — Nagle się zakłopotał.
— Czemu nie powiedziałeś mi czegoś, cokolwiek, bym łatwiej zrozumiała? — głos zaostrzył się jej niemal w rozdrażnieniu.
— Próbowałem! Bogowie, jak bardzo próbowałem. — Potrząsnął głową. — Ale się bałem, że powiesz mi “nie”.
— A ja się bałam, że powiem ci “tak”. — Znowu wyjrzała przez okno. — Ale należałam także do tego portu gwiezdnego. Jak i ty… — Z westchnieniem wróciła wzrokiem do Ngeneta. — Skończyło się to już dla nas obojga, Miroe. Lepiej stąd wyjdźmy, nim zamkną nas tu jak w grobie.
Uśmiechnął się lekko.
— To krok we właściwym kierunku. Tak właśnie zabierzemy się do wszystkiego — krok po kroku. — Znowu spoważniał. — Gdy tylko będziesz gotowa.
— Nigdy nie będę bardziej niż teraz, Miroe. Cokolwiek nastąpi. — Stwierdziła, że wraca do niej podniecenie i odwaga. — Zaczyna się robić ciekawie. — Poczuła, jak jej twarz rozgrzewa się pod jego dotykiem. — Czy wiesz, Miroe — roześmiała się nagle — że wśród moich rodaków życzenie “Obyś żył w ciekawych czasach” nie jest bynajmniej błogosławieństwem?
Uśmiechnął się, a zaraz potem roześmiał i oboje ruszyli do wyjścia z opuszczonych sal — wracali do Krwawnika, do domu.