Królowa uśmiechnęła się, tym razem z cieniem uznania.
— Może jednak komendant LiouxSked przysyła was do mnie nie tylko ze względu na płeć.
To dowodzi, że nie jesteś wszechwiedząca. Usta Jerushy ściągnęły się w nieznacznym uśmiechu.
— Ośmielam się prosić o wybaczenie, lecz chciałabym zaznaczyć — podeszła szybko i po nagłym ciosie paraliżującym nerwy zabrała Starbuckowi pistolet — że to nie zabawka. — Chwyciła za uchwyt z matowego metalu, kierując ostrzegawczy palec lufy w stronę zbliżającego się mężczyzny. Usłyszała podniecone głosy obecnych. — Nie należy nigdy celować bronią energetyczną w coś, czego nie chcemy rozwalić.
Starbuck zastygł w połowie ruchu, widziała jego napinające się, drżące mięśnie. Opuściła pistolet.
— Przy bezpośrednim trafieniu pole odpychające zawodzi co piąty raz. Wasi dostojnicy powinni o tym pamiętać. — Królowa wydała jakiś dźwięk i głowa Starbucka pochyliła się nad tronem, a światło zatańczyło na kolcach jego hełmu.
— Dziękuję, inspektorze — Arienrhod kiwnęła głową, czyniąc przy tym dziwny gest palcami — ale znamy doskonale ograniczenia i zagrożenia związane z waszym pozaświatowym wyposażeniem.
Jerusha ukryła swe zwątpienie i wysunęła w milczeniu broń, kolbą naprzód, w stronę Starbucka.
— Pożałujesz tego, suko — mruknął głosem docierającym tylko do niej. Brutalnie wydarł jej pistolet i wrócił do podwyższenia.
Skrzywiła się bezwiednie.
— W takim razie…za pozwoleniem Waszej Wysokości przedstawię comiesięczny raport Komendanta, dotyczący stanu przestępczości w mieście.
Arienrhod kiwnęła głową i wychylona położyła władczo dłoń na ramieniu Starbucka, jakby uspokajała rozdrażnionego psa. Dostojnicy poczęli odpływać sprzed oblicza Królowej. Jerusha powściągnęła uśmiech bolesnego zrozumienia. Ten raport nie był bardziej znaczący od setek poprzednich czy następnych; wkrótce sama znajdzie się gdzieś indziej. Sięgnęła do urządzenia rejestrującego przy pasie i usłyszała głos swego przełożonego, recytujący statystykę napaści i włamań, aresztowań i skazań, pozaziemskich oraz miejscowych sprawców i ofiar przestępstw. Słowa zlewały się w jej umyśle w nic nie znaczącą melodię, wzbudzając dobrze znany gniew i żal. Bez znaczenia… wszystko to jest bez znaczenia.
Policja Hegemońska była formacją paramilitarną stacjonującą na wszystkich planetach Hegemonii, broniącą interesów jej obywateli i jej samej… co zwykle wiązało się z ochroną struktur władzy każdego świata. Na słabo rozwiniętej i zaludnionej Tiamat (połowa jej mieszkańców w ogóle nie zetknęła się z Hegemonią) liczebność policji ograniczała się do jednego pułku, zaznaczającego przeważnie swą obecność w rejonie portu kosmicznego i Krwawnika.
Podobnie ograniczona, powściągliwa, wręcz spętana była jej działalność, sprowadzająca się do przerywania pijackich bójek, aresztowania drobnych złodziejaszków, nie kończących się wycierań nosów i nadaremnych oskarżeń, podczas gdy tuż przed jej nosem chodzili spokojnie najbardziej okrzyczani łajdacy cywilizowanej galaktyki, a niektóre najwystępniejsze zakały ludzkości spotykały się otwarcie w piekłach rozkoszy, gdzie czuły się jak u siebie.
Premier może i symbolizuje Hegemonię, lecz nią nie kieruje, jeśli w ogóle czynił to kiedykolwiek. Rządzi w niej ekonomia, kupcy i handlarze zawsze byli jej prawdziwym rdzeniem, a oni uznają nad sobą tylko jednego pana — Zysk. Istnieje jednak wiele różnych rodzajów handlu i wiele odmian handlarzy… Jerusha spojrzała na Starbucka sterczącego wyniośle po prawicy Królowej, żywy symbol szczególnego sojuszu Arienrhod z mocami ciemności i światła, wykorzystywania ich przez nią. On był wszystkim, co zgniłe, sprzedajne i zepsute w ludzkości i Krwawniku.
Na Tiamat — a w istocie w Krwawniku — tak jak na innych światach Hegemonii, wina i kara podlegała jurysdykcji dwóch trybunałów. Jeden, kierowany przez wybranego przez Zimaków miejscowego urzędnika, sądził według praw miejscowych. Drugiemu przewodniczył Sędzia Najwyższy spoza planety, wydający wyroki na nieziemców zgodnie z kodeksami Hegemonii. Policja dostarczała plew do obu młynów i według Jerushy plony winny być obfite. Arienrhod tolerowała jednak, a nawet popierała podziemie Hegi, tworząc z niego rodzaj czyśćca, neutralnego gruntu wygodnego dla Wrót. A LiouxSkedowi, tej pompatycznej, wazeliniarskiej parodii człowieka i dowódcy brakowało kręgosłupa, by to zmienić. Gdyby tylko miała jego władzę i połowę możliwości…
— Czy macie jakieś uwagi do raportu, inspektorze?
Zaskoczona Jerusha poczuła się niebacznie przejrzana. Wyłączyła rejestrator, wykorzystując to dla opuszczenia wzroku.
— Żadnych, Wasza Wysokość — Żadnych, jakich chciałabyś posłuchać, ani takich, jakie mogłyby cokolwiek zmienić.
— Może nieoficjalne, Geio Jerusho? — spytała Królowa zmienionym głosem.
Jerusha spojrzała w twarz Arienrhod, otwartą i zachęcającą, twarz prawdziwej kobiety, a nie maskę władczyni.
Niemalże mogła zaufać temu obliczu… uwierzyć, iż za obrzędami i podstępami kryje się człowiek, do którego da się dotrzeć… niemalże. Jerusha spojrzała na stojącego przy boku Królowej Starbucka, jej giermka i kochanka.
Westchnęła.
— Nie mam żadnych nieoficjalnych uwag, Wasza Wysokość. Reprezentuję Hegemonię.
Starbuck powiedział coś w nie znanym jej języku; zjadliwość obelgi poznała jedynie po tonie.
Królowa wybuchnęła wysokim, niepohamowanym, niewinnym śmiechem i skinęła ręką.
— W takim razie możecie odejść, inspektorze. Gdy zechcę posłuchać zapuszkowanych wyznań lojalności, sprowadzę coppoka. Ma przynajmniej ładniejsze upierzenie.
Pojawił się pochylony w ukłonie Starszy Wayawayów, by wyprowadzić ich sprzed oblicza władczyni.
Jerusha znalazła się wreszcie na dziedzińcu pałacu, patrząc uważnie na pojazd patrolowy. Od osmalonego punktu trafienia rozchodziły się przez całą szybę pęknięcia spowodowane wybuchem. To i do tego doszło?
— Pewna jestem, że można by o tym długo mówić — wskazała ręką na obraz zniszczenia i opuściła ją na klamkę — lecz niech mnie licho, jeśli zrobię tu przedstawienie. — Opadła na wyściełane siedzenie, a Gundhalinu zajął miejsce kierowcy. — Ponadto — zamknęła drzwi — nie potrafię powiedzieć więcej, niż że jestem zmęczona i czuję się jak wypluta. — Wygrzebała z kieszeni paczkę iestów i wysypała kilka na dłoń. Włożyła je do ust i rozgryzła twarde, skórzaste mieszki, czując kojący nerwy cierpki smak. — Wreszcie… chcecie trochę? — Wyciągnęła paczkę.
Gundhalinu siedział sztywno za przyrządami, patrząc na dzikie macki zniszczenia. Milczał przez całą drogę powrotną, idąc Salą Wiatrów, jakby była to pusta ulica. Zaczął wprowadzać szyfr zapłonu, nic nie odpowiadając.
Schowała paczkę.
— Czy jesteście w stanie prowadzić, sierżancie? Może mam was zastąpić? — Wzdrygnął się od nagłej oficjalności jej głosu.
— Nie, pani inspektor! Jestem w stanie. — Kiwnął głową, patrząc prosto przed siebie. Widziała, jak w gardle więźnie mu więcej słów; oddychał ciężko jak rozzłoszczone dziecko. Pojazd cofnął się powoli i skręcił w stronę miasta.
— Co powiedział Starbuck tuż przed odesłaniem nas przez Królową? — zapytała bezosobowym tonem. Odczytywała niektóre ze znaków obrazkowego pisma Kharemough, głównie na instrukcjach obsługi większości ze sprowadzanego sprzętu, nigdy jednak nie chciało się jej nauczyć mówić sandhi. Policja jako wspólnego języka używała mowy miejsca swego stacjonowania.