Spojrzał na mnie i powiedział zdławionym głosem:
— Koronal napisał to własną ręką. Informuje mnie, że Pontifex opuścił swe pokoje, udał się na Plac Masek i tam wydał dekret tak nieprawdopodobny, że nie potrafię zmusić ust, by wymówiły te słowa. — Wręczył mi notatkę. — Chodź — dodał. — Sądzę, że powinniśmy jak najszybciej dotrzeć na Plac Masek.
Pobiegł, a ja pobiegłem za nim, po drodze rozpaczliwie próbując zerknąć na list. Lecz charakter pisma Lorda Struina jest niemal nieczytelny, a Guadeloom poruszał się z doprawdy niezwykłą szybkością, korytarze były kręte i kiepsko oświetlone, więc mogłem zaledwie domyśleć się znaczenia kilku oderwanych słów. Było tam coś o proklamacji, wyborze nowej Pani, abdykacji. Czyjej abdykacji, jeśli nie Pontifexa Arioca? A jednak Arioc oświadczył mi, w słowach płynących z głębi duszy, że byłoby tchórzostwem uciec przed przeznaczeniem, które uczyniło go jedną z Potęg Majipooru.
Bez tchu wpadłem na Plac Masek. Jest to część Labiryntu, która działa mi na nerwy nawet wtedy, gdy jestem w najlepszym humorze. Wszystkie te wielkie twarze o skośnych oczach, wyrastające ze lśniących marmurowych cokołów, sprawiają według mnie wrażenie czegoś wziętego prosto z koszmaru. Słyszałem echo pośpiesznych kroków Guadelooma i nakładające się na nie echo moich własnych kroków nieco z tyłu, jako że książę, choć dwukrotnie ode mnie starszy, pędził niczym demon. Z przodu natomiast dochodziły mnie krzyki, śmiech i oklaski. A potem dostrzegłem grupę jakichś stu pięćdziesięciu obywateli Labiryntu, wśród których rozpoznałem kilku najważniejszych ministrów Pontyfikatu. Wbiliśmy się klinem w tę grupę i zatrzymaliśmy dopiero na widok złoto-zielonych strojów ludzi z otoczenia Koronala. Był wśród nich sam Lord Strułn, sprawiający wrażenie jednocześnie wściekłego i oszołomionego, w kompletnym szoku.
— Nie ma sposobu, by go powstrzymać — powiedział ochryple.
— Wędruje z sali do sali, powtarzając tę swoją proklamację. Słuchajcie, znowu zaczyna.
I wtedy na czele grupy ludzi zobaczyłem Pontifexa Arioca, siedzącego na ramionach służącego, potężnego Skandara. Jego dostojność ubrany był w powiewne, kobiece szaty, obszyte wspaniałym brokatem, a na jego piersi wisiał klejnot, wielki i błyszczący.
— Ponieważ zabrakło jednej z Potęg Majipooru! — krzyknął Pontifex niesłychanie donośnym głosem. — Ponieważ pojawiła się konieczność zastąpienia Pani Wyspy Snu! Najszybciej i natychmiast! By mogła troszczyć się o dusze swego ludu! Pojawiając się w snach z radą i pomocą! I — ponieważ — jest mym największym marzeniem — złożyć ciężar Pontyfikatu, który dźwigałem na swych barkach przez dwanaście lat — postanowiłem — co następuje! Używając przywilejów mego urzędu, postanawiam i ogłaszam, że od dziś należę do płci żeńskiej! Jako Pontifex mianuję Panią Wyspy Arioca, dziś kobietę, dawniej mężczyznę!
— Szaleństwo — szepnął książę Guadeloom.
— Słyszę to po raz trzeci i nadal nie wierzę własnym uszom — stwierdził Koronal Lord Struin.
— …Jednocześnie zaś abdykuję jako Pontifex! Wzywam mieszkańców Labiryntu, by przygotowali dla Pani Arioc powóz, którym dojedzie do portu Stoien! Stamtąd uda się na Wyspę, by nieść ulgę swym poddanym!
W tej chwili Arioc spojrzał mi w oczy. Twarz miał czerwoną z podniecenia, z czoła spływał mu pot. Rozpoznał mnie, uśmiechnął się i mrugnął; puścił do mnie oko na dowód radości i tryumfu! A potem tłum poniósł go dalej i Pontifex znikł.
— Trzeba go powstrzymać — powiedział Guadeloom. Lord Struin potrząsnął głową.
— Posłuchaj, jak krzyczą ci ludzie. Oni go kochają! Arioc przechodzi z poziomu na poziom, towarzyszący mu tłum jest coraz większy. Wyniosą go na ramionach do Bramy Ostrzy i jeszcze dziś przed wieczorem odtransportują do Stoien.
— Jesteś Koronalem, panie — powiedział Guadeloom. — Czy nic nie możesz zrobić?
— Mam obalić Pontifexa? Przysięgałem przecież, że wiernie wypełnię każdy jego rozkaz! Chcesz, żebym popełnił zdradę wobec setek świadków? Nie, nie, Guadeloomie, co się stało, to się stało i musimy pogodzić się z tym absurdem.
— Uczcijcie Panią Arioc! — krzyknął donośny głos.
— Niech żyje! Niech żyje Pani Arioc! Niech żyje! Niech żyje!
Z niedowierzaniem patrzyłem, jak procesja przechodzi przez Plac Masek, kierując się w stronę Sali Wiatrów lub ku Dziedzińcowi Piramid. Nie poszliśmy za nią — Guadeloom, Korona! i ja. Oszołomieni, milczący, nieruchomi obserwowaliśmy, jak znika tłum radosnych, krzyczących i gestykulujących ludzi. Zdumiewające, że w tak zawstydzającym momencie byłem samotny wśród tych wielkich naszego świata. Absurdalna, jak ze snu, była i abdykacja Pontifexa, i wybór nowej Pani. Omal ich to nie złamało.
W końcu Guadeloom powiedział z namysłem:
— Jeśli uznajecie, panie, tę abdykację za ważną, zatem nie jesteście już Koronalem i musicie się przygotować do zamieszkania w Labiryncie, właśnie bowiem zostaliście Pontifexem.
Słowa te przygniotły Lorda Struina jak spadające z wysoka wielkie głazy. W gorączce nie przemyślał sobie najwyraźniej nawet tej bezpośredniej konsekwencji czynu Arioca.
Otworzył usta, ale nie wypowiedział nawet jednego słowa. Łączył i rozłączał dłonie, niczym w hołdowniczym geście gwiazdy, składanym samemu sobie, lecz ja wiedziałem, że to tylko dowód zdumienia. Zadrżałem przerażony, ponieważ to wielka rzecz — być świadkiem przekazania sukcesji, a Struin w ogóle nie był na nią przygotowany. Miał w kwiecie wieku pożegnać się z rozkoszami Zamkowej Góry, zmienić cudowne miasta i wspaniałe lasy na ponury Labirynt, odłożyć na bok gwiezdną koronę, a na jej miejsce założyć diadem — nie, tego w ogóle się nie spodziewał, a kiedy znaczenie słów Guadelooma w pełni do niego dotarło, twarz dotychczasowego Koronala przybrała barwę popiołu, a powieki zadrżały.
Po bardzo długiej chwili powiedział:
— Niech więc tak będzie. Jestem Pontifexem. A kto, panowie, zostanie po mnie Koronalem?
Było to retoryczne pytanie. Nic nie odpowiedziałem i nie odpowiedział książę Guadeloom. Gniewnym, schrypniętym głosem, Struin zapytał powtórnie:
— Kto zostanie Koronalem?! Patrzył w oczy Guadelooma.
Powiem ci prawdę: czułem się niemal zmiażdżony ciężarem tego, czego byłem świadkiem i co nie zostanie zapomniane nigdy, choćby nasza cywilizacja miała trwać kolejne dziesięć tysięcy lat. Lecz o ile mocniej musieli to odczuwać oni! Guadeloom zrobił krok wstecz, niezdolny wykrztusić słowa. Arioc i Struin byli jeszcze względnie młodzi, nie istniał najmniejszy powód do spekulacji w sprawie następstwa tronu i choć książę odznaczał się powagą i majestatem, wątpię, czy kiedykolwiek widział siebie na szczycie Zamkowej Góry, a już z pewnością nie śnił nawet, że dotrze tam w taki sposób. Gapił się na nas, jak zaskoczony gromwark, nie potrafił wykrztusić ani słowa i w końcu to ja zareagowałem pierwszy, padłem na kolana, w hołdzie uczyniłem gest gwiazdy i krzyknąłem zdławionym głosem:
— Guadeloom! Lord Guadeloom! Niech żyje Lord Guadeloom. Niech żyje!
Nigdy w życiu nie zobaczę już dwóch ludzi tak zaskoczonych, tak zmieszanych, tak napiętych jak dawny Lord Struin, obecnie Pontifex, i dawny książę Guadeloom, obecnie Koronal. Twarz Struina wyrażała wściekłość i ból, Lord Guadeloom wydawał się nieprzytomny ze zdumienia.
Zapadła chwila ciszy, potem zaś Lord Guadeloom powiedział drżącym głosem:
— Jeśli jestem Koronalem, to zgodnie ze zwyczajem Panią Wyspy powinna zostać moja matka, czyż nie?