Выбрать главу

— A więc nie ma sposobu, by dostać się do Natu Goryinu? — spytał zdumiony Dekkeret.

— Ależ jest. Jeden. Statkiem z Thologhai do Stoien na Alhanroelu, a stamtąd do Natu Gorvinu. Podróż taka zajęłaby niewiele ponad rok. Nim znów pojawi się pan na Suwaelu i dotrze do wnętrza kontynentu, kryzys, którego naturę miał pan zbadać, prawdopodobnie już się skończy. Napije się pan wina, kandydacie Dekkeret?

Przytaknął, oszołomiony. Te odległości po prostu go ogłupiały. Kolejna straszna podróż przez Morze Wewnętrzne tylko po to, by przepłynąć je po raz trzeci i dotarłszy do odległego zakątka Suvraelu dowiedzieć się, że drogi w głąb lądu zostały z jakiegoś powodu zamknięte… nie! Jest coś takiego, jak przesada w pokutowaniu. Lepiej już zrezygnować niż popełnić takie głupstwo!

Widząc jego wahanie, Golator Lasgia zauważyła:

— Jest już dość późno, a pan musi poważnie się nad tym zastanowić. Czy ma pan jakieś plany dotyczące kolacji, kandydacie Dekkeret?

Nagle, ku jego zaskoczeniu w jej poważnych oczach pojawił się błysk, który Dekkeret znał bardzo dobrze.

3

W towarzystwie Archiregimanda Golator Lasgii Dekkeret odkrył, że życie w Thologhai niekoniecznie musi być tak bezbarwne, jak to przyjął, pobieżnie oglądając miasto po raz pierwszy. Podwiozła go do jego hotelu ślizgaczem — dostrzegł w jej twarzy niesmak, kiedy zorientowała się, gdzie mieszka — i przed rozstaniem powiedziała mu, żeby wypoczął, wykąpał się i był gotów za godzinę. Miedzianoczerwone słońce właśnie zachodziło, gdy minęła godzina, niebo było już całkiem czarne, widniało na nim tylko kilka całkowicie mu nie znanych gwiazdozbiorów i cienki sierp jednego z księżyców, świecący nisko nad horyzontem. Przybyła bardzo punktualnie. Zamiast prostej urzędowej tuniki miała na sobie coś obcisłego, aksamitnego i niemal absurdalnie uwodzicielskiego. Dekkeret nie wiedział, co o tym wszystkim myśleć. Oczywiście, nigdy nie skarżył się na brak powodzenia u kobiet, ale przecież, o ile wiedział, nie wyraził najmniejszego nią zainteresowania, tylko urzędowy szacunek, a jednak Golator Lasgia najwyraźniej szykowała się, by spędzić z nim noc. Dlaczego? Z pewnością nie zawdzięczał tego ani swej nieodpartej urodzie, ani błyskotliwemu intelektowi, nie mógł także w żaden sposób zwiększyć jej politycznych wpływów; najwyraźniej nie kierowała się żadnymi racjonalnymi motywami. Z jednym wyjątkiem: Thologhai to zapomniane przez bogów i ludzi miejsce na uboczu prawdziwego życia, nudne, prostackie, do którego przybywa młody człowiek, mogący młodej kobiecie dostarczyć rozrywki przynajmniej na jedną noc. Dekkeret poczuł, że jest wykorzystywany, choć w gruncie rzeczy nie dostrzegł w tym nic naprawdę złego. Po miesiącach spędzonych na morzu gotów był na niewielkie ryzyko w imię rozrywki. Kolację zjedli w prywatnym klubie na przedmieściu, w ogrodzie, w którym rosły cuda całego świata, łącznie ze słynnymi roślinostworami ze Stoienzaru. Dekkeret nie mógł oprzeć się pokusie obliczenia, ile ze skromnych zasobów wodnych Thologhai zużyto na utrzymanie tych wszystkich wspaniałości. Przy innych, rzadko rozstawionych stolikach siedzieli miejscowi, elegancko ubrani obywatele. Golator Lasgia przywitała kilku z nich skinięciem głowy, ale nikt do nich nie podszedł, nikt też nie gapił się na niego. Z wnętrza budynku wiał chłodny, orzeźwiający wiatr, pierwszy, jaki poczuł do tygodni, jakby pracowała tam jakaś cudowna maszyna starożytnych, kuzynka tych, które stwarzały rozkoszny klimat na Zamkowej Górze. Kolacja okazała się wspaniała, jedli lekko sfermentowane owoce i soczyste kawałki jakiejś bladozielonej ryby, popijając wytrawnym winem prosto z Amblemornu, a więc niemal z samej Zamkowej Góry. Pili dużo, i on, i ona, oczy im się świeciły, ożywili się, zapomnieli o chłodnej uprzejmości, jaką starali się utrzymać podczas urzędowego spotkania. Dowiedział się, że Golator Lasgia jest od niego o dziewięć lat starsza, że urodziła się w wilgotnym, żyznym Narabalu na zachodnim kontynencie, że objęła służbę w urzędzie Pontifexa będąc jeszcze dziewczynką, że pracuje na Suvraelu od dziesięciu lat, a wraz z przejściem Confalume'a na tron Pontifexa awansowała na obecne wysokie stanowisko.

— Podoba ci się tutaj? — spytał. Wzruszyła ramionami.

— Można się przyzwyczaić — powiedziała.

— Wątpię, czyja zdołałbym się przyzwyczaić. Dla mnie Suvrael jest miejscem tortur, czymś w rodzaju czyśćca. Skinęła głową.

— Dla mnie też.

Dostrzegł, jak błysnęły jej oczy. Nie ośmielił się prosić o wyjaśnienie, ale coś powiedziało mu, że mają ze sobą wiele wspólnego.

Po raz kolejny napełnił kieliszki i pozwolił sobie na spokojny, wszystkowiedzący uśmiech.

— Więc szukasz czyśćca? — spytała Golator Lasgia.

— Tak.

Wskazała gestem piękny ogród, puste butelki po winie, kosztowne dania, nie dojedzone smakołyki.

— Zatem chyba nie najlepiej zacząłeś.

— Pani, kolacji z tobą nie było w moich planach.

— W moich także. Lecz musimy pogodzić się z wyrokami Bogini, prawda? — Pochyliła się ku niemu. — I co teraz zrobisz? Popłyniesz do Natu Gorvinu?

— Wydaje mi się to przedsięwzięciem zbyt trudnym.

— Więc zrób, jak mówiłam. Zostań w Thologhal, póki ci się nie znudzi, a potem wróć i napisz raport. W Khyntorze nikt się niczego nie domyśli.

— Nie. Muszę wyruszyć w głąb lądu. Spojrzała na niego kpiąco.

— Co za poświęcenie! Tylko jak to zrobisz? Drogi z miasta są zamknięte.

— Wspomniałaś o jednej, która prowadzi przez przełęcz Khulag; jest nie używana i zaniedbana. Nie wydaje mi się tak groźna jak burze piaskowe czy bandy Metamorfów. Być może zdołam znaleźć przewodnika, który mnie poprowadzi.

— Przez pustynię?

— Jeśli to konieczne.

— Pustynia jest nawiedzona — stwierdziła obojętnie. — Lepiej o tym zapomnij. Przywołaj kelnera, napijemy się jeszcze wina.

— Pani, chyba wypiliśmy już dość.

— Chodźmy więc. Pojedziemy gdzieś indziej.

Wyjście z klimatyzowanego, chłodnego ogrodu w suchy upał ulicy było wstrząsem, lecz po chwili siedzieli już w ślizgaczu, a w niedługim czasie znaleźli się w innym ogrodzie, otaczającym basen na tyłach jej oficjalnej rezydencji. Tu nie było maszyn chłodzących rozgrzane powietrze, ale ona znała inny sposób ochłody; zrzuciła ubranie i wskoczyła do basenu. Jej smukłe, zgrabne ciało zabłysło na moment w świetle gwiazd i zanurzyło się w wodzie niemal bez plusku. Skinęła dłonią; Dekkeret dołączył do niej szybko.

Potem kochali się na krótko przyciętej, gęstej trawie o grubych źdźbłach. Był to w równym stopniu akt walki, jak akt miłosny, objęła go bowiem długimi silnymi nogami, próbowała unieruchomić ramiona, przetaczali się w tę i w tamtą stronę, śmiali się. Zdumiała go jej siła, żartobliwa gwałtowność jej ruchów. Lecz kiedy skończyły się te próby, poruszali się już bardziej harmonijnie i spędzili niemal bezsenną noc.

Świt zdumiał go; słońce pojawiło się na niebie bez ostrzeżenia, nagle jak dźwięk trąby, rażąc ziemię strzałami gorących promieni.

Leżeli wyczerpani. Dekkeret zwrócił się ku Golator Lasgii — w okrutnym blasku porannego słońca wyglądała znacznie mniej dziewczęco niż pod gwiazdami — i poprosił nagle:

— Opowiedz mi o tej nawiedzonej pustyni. Jakie tam spotkam upiory?