— Wczoraj… — powiedziała Tisana, biorąc głęboki wdech, bardzo starając się sprawiać wrażenie opanowanej, pewnej siebie jak wyrocznia, źródło wszelkiej mądrości — …mówiliśmy o roli, którą odgrywa Król Snów w regulowaniu zachowań społecznych na Majipoorze. Meliara podniosła problem okrutnej często symboliki w przekazach wysyłanych przez Króla i zakwestionowała moralność systemu społecznego opartego na torturowaniu snami. Chciałabym, żebyśmy poważniej się dziś nad tym zastanowiły. Weźmy jakąś hipotetyczną postać — na przykład łowcę smoków z Piliploku, który w momencie wyjątkowego stresu popełnił, choć bez złej woli, wyjątkowo okrutny akt gwałtu wobec człowieka z załogi statku…
Słowa płynęły gładko. Nowicjuszki robiły notatki, marszczyły czoła, potrząsały głowami i znów, jeszcze szybciej, notowały. Z okresu swego nowicjatu Tisana pamiętała to rozpaczliwe uczucie konfrontacji z wiedzą tak wielką, że aż niemożliwą do opanowania. Nie chodziło tylko o same techniki tłumaczenia snów, lecz o całe mnóstwo związanych z nimi różnorodnych drobiazgów. Nie tego się spodziewała — i prawdopodobnie nie tego spodziewały się słuchające jej w napięciu nowicjuszki. Lecz ona, oczywiście, nie przywiązywała wagi do trudności zawodu tłumaczki. Aż do tej chwili martwienie się na zapas nie było w jej stylu. Pewnego dnia przed siedmiu laty dostała przesłanie od Pani, każące jej opuścić farmę i poświęcić się tłumaczeniu snów. Usłuchała go bez słowa, pożyczyła pieniądze, udała się z długą pielgrzymką na Wyspę Snu, po wstępne instrukcje, a potem, otrzymawszy pozwolenie, przez wielkie morze i przez pustynię dotarła do kapitularza w Velalisier, gdzie przeżyła ostatnie cztery lata. Nigdy nie zwątpiła, nigdy się nawet nie zawahała.
Lecz tyle jeszcze trzeba się nauczyć! Miliardy szczegółów dotyczących zachowania w obecności klienta, moralności zawodowej, odpowiedzialności i zagrożeń. Jak miesza się wino i jak działa ludzki umysł. Jak osiągnąć właściwy efekt, z konieczności ujmując inerpretację w niejasne, wieloznaczne słowa. A same sny? Typy snów, znaczenia typów snów, ukryte znaczenia w śnie każdego typu. Siedem snów mylących, sny przyzywające, sny odsyłające, trzy sny transcendencji ducha, sny o opóźnieniu radości, sny o osłabionej świadomości, pięć snów rozkoszy, sny o przerwanej podróży, sny o dążeniu do celu, sny dobrych złudzeń, sny złych złudzeń, sny o niewłaściwie skierowanych ambicjach, trzynaście snów łaski… Tisana nauczyła się ich wszystkich, włączyła je w swój system nerwowy, tak jak włączone są weń alfabet i tabliczka mnożenia, poznała sny wszystkich tych typów w trakcie miesięcy programowanego śnienia. Rzeczywiście zna już swój zawód, posiadła wiedzę, którą dopiero posiąść miały te młode, nieuformowane, przerażone dziewczęta, a mimo wszystko jutrzejsza Próba może wykazać, że nie wie nic. Tego nowicjuszki nie pojęłyby chyba nigdy.
A może zrozumiałyby? Lekcja się skończyła, Tisana przez chwilę stała jeszcze za katedrą, bezmyślnie składając papiery. Uczennice wychodziły z sali. Jedna z nich — niska, tęga jasnowłosa dziewczyna z jednego z Miast Strażniczych Zamkowej Góry zatrzymała się na chwilę. Przy nauczycielce wydawała się malutka, jak większość ludzi. Podniosła wzrok, palcami lekko dotknęła jej ramienia w najdelikatniejszej z pieszczot i wyszeptała wstydliwie: „Dla pani to nic trudnego. Jestem pewna”. Uśmiechnęła się, odwróciła — policzki jej płonęły — i znikła.
A więc wiedziały — przynajmniej niektóre. Błogosławieństwo dziewczyny pozostało z Tisana do końca dnia, jak słaby płomyk świecy w ciemnościach. A był to długi, ciężki dzień, pełen obowiązków, których nie można odłożyć, choć zamiast pracować wolałaby pójść na spacer na pustynię. Musiała odbyć przepisane rytuały i modlitwy, musiała pomóc przy kopaniu fundamentów pod nową kaplicę Pani, po południu czekał ją następny wykład; potem miała trochę czasu dla siebie, a o zachodzie słońca wszyscy zbierali się na kolacji. Nim dzień się skończył, Tisana miała wrażenie, że drobna poranna burza zdarzyła się całe tygodnie temu, a może tylko się jej przyśniła?
Do kolacji usiadła napięta. Nie miała prawie apetytu, a to nieczęsto się jej zdarzało. Wszyscy wokół niej bawili się wesoło, śmiali, plotkowali, śpiewali wesołe piosenki, a wśród tej radości Tisana siedziała ponura, jakby odgrodzona od świata niewidzialną szklaną ścianą. Starsze kobiety świadomie ignorowały fakt jej jutrzejszej Próby, podczas gdy młodsze, próbując je naśladować, nie potrafiły się powstrzymać przed rzucaniem jej krótkich, ukrytych spojrzeń — tak patrzy się na kogoś, kto nagle wyznaczony został do trudnego zadania. Tisana nie potrafiła powiedzieć, kto denerwuje ją bardziej — ignorujące rzeczywistość Próby opiekunki i nauczycielki czy ciekawe nowicjuszki i uczennice. Widelcem przesuwała jedzenie po talerzu. Freylis zganiła ją jak dziecko, mówiąc, że jutro musi być silna. Tisana zdołała się nawet roześmiać na te słowa, poklepała się po pokaźnym brzuchu i powiedziała:
— Zgromadziłam zapasy na kilkanaście Prób.
— Mimo wszystko powinnaś coś zjeść.
— Nie mogę. Jestem za bardzo zdenerwowana.
Nagle z głównego stołu dobiegł dźwięk łyżeczki uderzającej o szklankę. Przełożona wstała. Miała im coś do oznajmienia. Zrozpaczona, Tisana mruknęła:
— Niech mnie Pani broni! Czyżby miała zamiar mówić o mej Próbie — tu, przy wszystkich?
— Chodzi o nowego Koronala — uświadomiła jej Freylis. — Wiadomość przyszła po południu.
— Jakiego nowego Koronala?
— Zajmie miejsce Lorda Tyeverasa, który został Pontifexem. Gdzieś ty była? Od pięciu tygodni…
— … i rzeczywiście dzisiejszy deszcz był oznaką wspaniałej przyszłości, nowej wiosny… — mówiła właśnie przełożona.
Tisana zmusiła się do wysłuchania jej słów.
— Doszła dziś do mnie wiadomość, która ucieszy wszystkich tu obecnych. Mamy Koronala! Pontifex Tyeveras wybrał Malibora z Bombifale, który dziś wieczorem zajmie miejsce na Tronie Confalume'a!
Rozległy się krzyki radości, bębniono w stoły, czyniono znak gwiazdy. Tisana, jak we śnie, robiła to, co wszyscy. Nowy Koronal? Tak, tak, zapomniała, stary Pontifex umarł przed kilkoma miesiącami, koło państwowej władzy obróciło się po raz kolejny: Lord Tyeveras został Pontifexem, a dziś ktoś nowy zasiadł na tronie Koronala. „Lord Malibor! Lord Malibor! Niech żyje Lord Malibor!” — krzyczała wraz z innymi, a jednak Lord Malibor był dla niej kimś nierealnym i nieważnym. Nowy Koronal? Jedno więcej imię na długiej, bardzo długiej liście. Lordowi Maliborowi, kimkolwiek jest, udało się; niech Bogini będzie mu łaskawa, jego kłopoty dopiero się zaczynają. Lecz jej to nic nie obchodziło. Powinno się świętować początek rządów nowego władcy. Pamiętała, że jako mała dziewczynka upiła się winem palmowym, gdy zmarł słynny Kinniken, Lord Ossier przeniósł się do Labiryntu, a Tyeveras został Koronalem. A teraz Tyeveras jest Pontifexem i mamy nowego Koronala, a pewnego dnia, bez wątpienia, usłyszy, że ten Malibor przeniósł się do Labiryntu i na tronie zasiadł jakiś nowy, młody, energiczny Koronal. Choć wszystko to uważano za bardzo ważne, w tej akurat chwili Tisany wcale nie obchodziło, jakie imię nosi władca: Malibor, Tyeveras, Ossier czy Kinniken? Zamkowa Góra, oddalona o tysiące kilometrów, równie dobrze mogłaby dla niej nie istnieć. Strach przed Próbą przytłaczał ją tak, jakby Góra spoczywała na jej barkach. Myśl o Próbie przysłaniała wszystko, wszelkie inne sprawy, tak że wydawały się tylko duchami spraw. Miała świadomość, jakie to absurdalne. Przypomniało to nieco nadwrażliwość ludzi chorych, kiedy to cały świat koncentruje się w uczuciu bólu za lewym okiem albo pustki w żołądku i nic oprócz tego nie ma już znaczenia. Lord Malibor? Może przecież innym razem uczcić fakt wyniesienia go na tron.