Выбрать главу

— Zabierz je — powiedziała jej Inyanna. — Wypalą mi dziury w ciele.

— Świetnie ci poszło. Wino wypijemy dziś za twoje zdrowie.

— A smocze mleko?

— Zatrzymaj je. Podarujesz je Calainowi, kiedy zaprosi cię na kolację do Nissimorn Prospect.

Tej nocy przez wiele godzin Inyanna leżała czuwając; bała się zasnąć, bo sen przyniósłby ze sobą sny, a sny oznaczały karę. Wino zostało wypite, lecz butelka mleka spoczywała pod jej poduszką i Inyanna miała ochotę wyślizgnąć się w mrok, by oddać ją Ghayrogowi. Pamięć przodków, sklepikarzy od stuleci, ciążyła jej na duszy. Jestem złodziejką, myślała, złodziejką, złodziejką, złodziejką! Stałam się złodziejką na Bazarze w Ni-moya. Jakim prawem ukradłam wino i mleko? A jakim prawem tych dwóch ukradło moje dwadzieścia rojali? Tylko co to miało wspólnego z tym Ghayrogiem? Jeśli ktoś okradnie mnie, a ja uznam, że daje mi to prawo, by okraść kogoś innego, to gdzie się wszystko skończy, jak ocaleje społeczeństwo? Pani, wybacz mi, pomyślała. Król Snów rozszarpie mą duszę. Lecz w końcu zasnęła, bo nie sposób w ogóle nie spać i sny, które nadeszły, pełne były potęgi i majestatu: bezcielesna, płynęła w nich wspaniałymi alejami miasta, przez Kryształowy Bulwar, przez Muzeum Światów, przez Galerię Gossamer aż do Nissimorn Prospect, gdzie brat księcia ujął jej dłoń. Zdumiał ją ten sen, bowiem nie było w nim kary. Gdzież zatem jest moralność? Co z zasadami społecznymi? Sprzeciwiało się to wszystkiemu, w co wierzyła. Lecz było tak, jakby to przeznaczenie kazało jej zostać złodziejką. Wszystko, co w ciągu ostatniego roku się jej zdarzyło, prowadziło właśnie do tego. Więc pewnie była to wola Bogini, by została tym, kim została. Inyanna uśmiechnęła się do tej myśli. Co za cynizm! Lecz niech i tak będzie. Nie da się walczyć z przeznaczeniem.

7

Kradła często i dobrze. Po pierwszej, nieśmiałej i pełnej napięcia kradzieży nastąpiło wiele kolejnych. Inyanna poruszała się swobodnie po Wielkim Bazarze, czasami w towarzystwie, czasami sama, kradnąc to i owo, tamto i owamto. Szło jej tak łatwo, że prawie nie wydawało się to przestępstwem. Przez Bazar zawsze przelewały się tłumy — Ni-moya liczyła sobie ponoć niemal trzydzieści milionów mieszkańców i mogło się wydawać, że wszyscy oni cały czas spędzają właśnie tu. Alejki zatłoczone były prawie bez przerwy. Handlarze sprawiali wrażenie zmordowanych i niedbałych, bezustannie oblężeni przez klientów zasięgających informacji, dyskutujących i targujących się, a także przez inspektorów. Pływanie wśród tej ludzkiej rzeki, podkradanie tego, na co miało się akurat ochotę, nie sprawiało najmniejszej trudności.

Większość łupów sprzedawano. Zawodowi złodzieje od czasu do czasu zatrzymywali sobie jakieś drobiazgi, jedzono zawsze za darmo, w godzinach pracy, lecz niemal cała zdobycz szła natychmiast na sprzedaż. Tym zajmowali się przeważnie Hjortowie, mieszkający z rodziną Agourmole'a. Było ich trzech: Beyork, Hankh i Mozinhunt. Należeli do rozgałęzionej sieci paserów, Hjortdwjak oni, błyskawicznie wprowadzających skradzione dobra do sieci sprzedaży hurtowej, tak że często trafiały one w końcu do tych samych handlarzy, od których pochodziły. Inyanna szybko nauczyła się, co paserzy biorą najchętniej, a czym nie warto zawracać sobie głowy.

Szło jej wyjątkowo łatwo, bowiem była nowa. Nie wszyscy handlarze pochwalali działalność gildii złodziei. Niektórzy znali z widzenia Liloyve, Athayne'a, Sidouna i innych członków rodziny i gdy tylko pojawiali się oni w sklepie, byli natychmiast wyrzucani. Lecz młodego chłopaka imieniem Kulibhai nie znał niemal nikt, a ponieważ Inyanna każdego dnia działała w innym miejscu gigantycznego targowiska, mogło upłynąć wiele lat, nim jej ofiary zaczną ją rozpoznawać.

Sklepikarze nie stanowili niemal żadnego niebezpieczeństwa. Najgroźniejsi byli złodzieje z innych rodzin. Oni także jej nie znali, a byli bystrzejsi od handlarzy, tak więc w ciągu pierwszych dziesięciu dni trzykrotnie przyłapywali ją konkurenci. Początkowo ręka zamykająca się na jej przegubie przerażała ją, lecz Inyanna potrafiła zachować chłód i opanować panikę. Mówiła po prostu: „Przeszkadzasz mi. Jestem Kulibhai, brat Agourmole'a”. Wieść o niej rozeszła się szybko i wkrótce przestano zwracać na nią uwagę.

Najtrudniejsze wydawało się jej zapobieganie niezalegalizowanym kradzieżom. Z początku nie potrafiła rozróżnić złodziei z gildii od amatorów i wahała się chwycić za rękę kogoś, kto mógł grasować na Bazarze od czasów Lorda Kinnikena. Zdumiewająco łatwo nauczyła się dostrzegać kradzieże, lecz gdy nie miała przy sobie kogoś z rodziny, służącego jej pomocą, powstrzymywała się od działania. Stopniowo poznała wielu członków innych rodzin, lecz niemal każdego dnia widziała kogoś nieznanego, kradnącego coś z rozłożonych na jakimś straganie towarów. W końcu, po kilku spędzonych na Bazarze tygodniach, poczuła się zmuszona do podjęcia jakiejś akcji. Jeśli przeszkodzi licencjonowanemu złodziejowi, zawsze może przeprosić. Istotą tego systemu jest przecież nie kradzież, lecz zapobieganie kradzieży; tego obowiązku nie udało się jej jeszcze dopełnić. Jako pierwszą złapała ponurą dziewczynę kradnącą warzywa — nie zdążyła wypowiedzieć ani słowa, bowiem dziewczyna upuściła to, co ukradła i uciekła w panice. Drugi przyłapany na gorącym uczynku okazał się weteranem, dalekim krewnym Agourmole'a, co wyjaśnił jej grzecznie i bez złości, a trzeci, nielegalny, lecz bynajmniej nie przestraszony, na zwróconą mu uwagę odpowiedział przekleństwami i cichymi groźbami. Inyanna wyjaśniła mu spokojnie i całkowicie niezgodnie z prawdą, że obserwuje ich siedmiu złodziei z gildii, gotowych do natychmiastowej interwencji. Po tym nie miała już żadnych kłopotów; kiedy czuła, że powinna, reagowała stanowczo i spokojnie.

Same kradzieże nie ciążyły jej na sumieniu. Wychowano ją w przekonaniu, że za grzech należy oczekiwać kary od Króla Snów — koszmarów, tortur, duchowej chłosty następującej natychmiast po zamknięciu oczu — lecz albo Król nie uważał drobnych bazarowych kradzieży za grzech, albo on i jego pachołkowie byli tak zajęci prawdziwymi przestępcami, że nie mieli czasu dobrać się do niej. Niezależnie od powodu, Król nie torturował jej przesłaniami. Od czasu do czasu śniła o nim: starym, okrutnym ogrze, ślącym koszmary z palącej pustyni Suwaelu, lecz w tym akurat nie było nic niezwykłego — od czasu do czasu Król nawiedzał umysły wszystkich śpiących na Majipoorze i nie miało to żadnego znaczenia. Inyanna śniła też czasami o błogosławionej Pani Wyspy, łagodnej matce Koronala Lorda Malibora. Śniła, że ta dobra Pani ze smutkiem potrząsa głową, jakby chciała powiedzieć, że bardzo rozczarowująją postępki jej córki Inyanny — lecz Pani także dysponowała mocą pozwalającą jej przemawiać znacznie bardziej stanowczo do tych, którzy zboczyli z jej ścieżki, a jednak na to najwyraźniej się nie zdecydowała. Brak kar moralnych sprawił, że Inyanna szybko przeszła do porządku dziennego nad kwestią swej profesji. Nie była przestępstwem, tylko rodzajem redystrybucji dóbr. Najwyraźniej nikogo nie krzywdziła.

Po pewnym czasie wzięła sobie za kochanka Sidouna, najstarszego brata Liloyve. Był niższy od niej i tak chudy, że obejmując go musiała bardzo uważać, by nie zrobiły się jej siniaki, lecz jednocześnie łagodny i troskliwy. Ślicznie grał na miniaturowej harfie, śpiewał stare ballady przyjemnym tenorem. Im częściej z nim kradła, tym lepiej czuła się w jego towarzystwie. Mieszkanie przemeblowano tak, że noce mogli spędzać wspólnie. Ldloyve i inni złodzieje wydawali się zachwyceni takim rozwojem wydarzeń.