Выбрать главу

– Chciałem powiedzieć, co to za facet?

Myron pokiwał głową.

– Szybka reakcja. Błyskotliwa.

– Czego pan chce? – zapytał Siatkowa Koszulka.

– Prawdę mówiąc, skłamałem.

– Co takiego?

– Mówiąc, po czym poznaję, że ci się podobam. Nie tylko po sterczących sutkach, chociaż są tego tak widocznym, aczkolwiek paskudnym, dowodem.

– O czym pan gada, do cholery?

– Jeździsz za mną od dwóch dni, oto co cię zdradziło. Następnym razem spróbuj metody cichego wielbiciela. Przysyłaj mi anonimowo kwiaty. Ładne kartki z życzeniami. Takie rzeczy.

– Chodź, Jim – zwrócił się Siatkowa Koszulka do kompana. – Ten facet to świr. Wynośmy się stąd.

– Nie chcecie, żebym zatańczyła? – spytała dziewczyna.

– Nie. Musimy iść.

– Ktoś musi zapłacić za mój czas – powiedziała tancerka. – Inaczej kierownik weźmie mnie za dupę.

– Spadaj, zdziro. Albo cię zdzielę.

– O, jaki odważny – skomentował Myron.

– Posłuchaj pan, nic do pana nie mam. Zejdź mi pan z drogi.

– Może ja dla was zatańczę?

– Jesteś stuknięty.

– Mogę zaproponować specjalną taryfę – obiecał Myron.

Siatkowa Koszulka zacisnął pięści. Kazano mu śledzić Myrona, a nie dać się zdemaskować i sprowokować do bójki.

– Chodź, Jim.

– Dlaczego mnie śledziliście? – zapytał Myron.

– Nie wiem, o czym pan mówi.

– Czy to ze względu na moje wielkie niebieskie oczy? Wyraziste rysy twarzy? Kształtny tyłeczek? Przy okazji, co sądzicie o tych spodniach? Nie są zbyt obcisłe, prawda?

– Pedał.

Wyminęli go.

– Powiecie mi, dla kogo pracujecie, a ja obiecuję, że nie wydam was szefowi.

Szli w kierunku wyjścia.

– Obiecuję! – zawołał Myron.

Nawet nie zwolnili kroku. Następny dzień, następny przyjaciel. Myron miał dar zjednywania sobie ludzi.

Wyszedł za nimi na ulicę. Siatkowa Koszulka i Jim pośpiesznie oddalali się na zachód.

Win wyłonił się z cienia po drugiej stronie ulicy.

– Tędy – powiedział.

Poszli skrótem przez boczną uliczkę i przybyli na parking przed Siatkową Koszulką i Jimem. Samochody parkowały pod gołym niebem. Dozorca siedział w budce, oglądając powtórkę Roseanne w maleńkim czarno-białym telewizorku. Win pokazał Myronowi cadillaca. Schowali się za zaparkowanym dwa rzędy dalej oldsmobilem i czekali.

Siatkowa Koszulka i Jim pojawili się przy budce. Wciąż oglądali się za siebie. Jim panikował:

– W jaki sposób on nas znalazł, Lee? Co?

– Nie mam pojęcia.

– I co teraz zrobimy?

– Nic. Zmienimy samochody. Spróbujemy znowu.

– Masz drugi samochód, Lee?

– Nie – odrzekł Siatkowa Koszulka. – Wynajmiemy jakiś.

Zapłacili, otrzymali rachunek i kluczyki. Siatkowa Koszulka uparł się, że sam wyprowadzi samochód.

– To powinno być zabawne – stwierdził Win.

Tamci podeszli do cadillaca i Siatkowa Koszulka wetknął kluczyk do zamka. Zamarł, wybałuszył oczy i zaczął wrzeszczeć.

– O kurwa! Ja pierdolę!

Myron i Win wyszli z cienia.

– Co za wyrażenia – rzekł karcąco Myron.

Siatkowa Koszulka z niedowierzaniem spoglądał na swój samochód. Win wywiercił otwór pod zamkiem, żeby włamać się do środka. Rzadko stosował tę metodę, gdyż był zwolennikiem czystej roboty, ale tym razem wcale mu na tym nie zależało. W trakcie borowania kilkakrotnie „omsknęła” mu się wiertarka, pozostawiając długie zadrapania na obu drzwiczkach po stronie kierowcy.

– Ty! – wrzasnął Siatkowa Koszulka. Wycelował palec w Myrona, czerwony i bliski apopleksji. – Ty!

Win rzekł do Myrona:

– Jaki bogaty słownik!

– Owszem, a akcent po prostu wprawia mnie w euforię.

– Ty! – ryczał Siatkowa Koszulka. – Ty tak załatwiłeś mój samochód?!

– To nie on – powiedział Win. – To ja. I pozwól, że ci powiem, iż miałeś wyjątkowo dobrze utrzymaną tapicerkę… Okropnie się czułem, kiedy polewałem te zamszowe fotele syropem klonowym.

Siatkowej Koszulce oczy wyszły z orbit. Zajrzał do środka, pomacał ręką i krzyknął. Ogłuszająco. Wrzeszczał tak potwornie, że dozorca parkingu o mało nie oderwał oczu od ekranu telewizora.

Myron spojrzał na Wina.

– Syrop klonowy?

– Wyprodukowany przez „Chatę z Bali”.

– Ja zawsze wolałem ten „Ciotki Jemimy” – rzekł Myron.

– Każdy ma swoje upodobania.

– Znalazłeś coś w wozie?

– Niewiele – odparł Win. – W schowku na rękawiczki było kilka kwitów parkingowych.

Podał je Myronowi. Ten szybko przejrzał kwity.

– No cóż – rzekł do tamtych dwóch. – Dla kogo pracujecie?

Siatkowa Koszulka ruszył w ich kierunku.

– Mój samochód! – bełkotał, czerwony jak burak. – Ty…! Mój samochód! Mój samochód!

Win westchnął.

– Czy naprawdę musimy tego słuchać? To zaczyna być nudne.

– Ty skurwielu! Ty… – Siatkowa Koszulka znów zacisnął pięści. Z krzywym uśmiechem podchodził do Wina. Pod każdym względem był to nieprzyjemny uśmiech. – Zaraz rozkwaszę ci tę pieprzoną facjatę, chłoptasiu.

Win spojrzał na Myrona.

– Chłoptasiu?

Myron wzruszył ramionami.

Jim trzymał się tuż za Siatkową Koszulką. Myron widział, że żaden z tych dwóch nie ma broni. Niewykluczone, że mieli noże, ale tym się nie przejmował.

Siatkowa Koszulka znalazł się pół metra od Wina. Nic zaskakującego. Źli faceci zawsze nacierali na Wina. Był prawie piętnaście centymetrów niższy od Myrona i siedemnaście kilo lżejszy. Co więcej, Win wyglądał jak bogaty zdechlak, który z trudem potrafi skinąć palcem na lokaja – jednym słowem, idealny worek treningowy dla agresywnego napastnika.

Siatkowa Koszulka zrobił kolejny krok i zacisnął pięść. Ktokolwiek wynajął tych facetów, najwyraźniej ich nie ostrzegł.

Pięść pomknęła w kierunku nosa Wina. Ten uchylił się. Myron czasem mawiał, że Win rusza się zwinnie jak kot. Jednak nie było to precyzyjne określenie. Win poruszał się jak duch. W jednym ułamku sekundy był tutaj, a w następnym gdzie indziej. Siatkowa Koszulka spróbował jeszcze raz. Tym razem Win zablokował cios. Jedną ręką chwycił pięść przeciwnika, a kantem drugiej dłoni uderzył go w kark. Siatkowa Koszulka zatoczył się w tył. Jim zrobił krok naprzód.

– Nawet o tym nie myśl – ostrzegł go Myron.

Jim rzucił się do ucieczki.

Myron Bolitar. Myron Groźny.

Siatkowa Koszulka złapał równowagę. Ze spuszczoną głową rzucił się na Wina, usiłując pochwycić go w niedźwiedzi uścisk. Poważny błąd. Win nienawidził, kiedy przeciwnik próbował wykorzystać przewagę, jaką daje większy ciężar ciała. Już na pierwszym roku studiów nauczył Myrona podstaw taekwondo, ale sam ćwiczył karate, od kiedy skończył pięć lat. Spędził nawet trzy lata na Dalekim Wschodzie, ucząc się pod kierunkiem jednego z największych mistrzów tego stylu walki.

– Aaaaa! – ryknął Siatkowa Koszulka.

Win ponownie zszedł z linii ataku, zwinnie jak matador uskakujący przed szarżującym bykiem. Z półobrotu kopnął napastnika w splot słoneczny i poprawił uderzeniem nasadą dłoni w nos. Rozległ się głośny trzask i trysnęła krew. Siatkowa Koszulka z wrzaskiem padł na ziemię. Nie podnosił się.

Win pochylił się nad nim.

– Dla kogo pracujesz?

Siatkowa Koszulka spojrzał na swoją zakrwawioną dłoń.

– Złamałeś mi nos! – wybełkotał.

– To zła odpowiedź – rzekł Win. – Pozwól, że powtórzę pytanie. Dla kogo pracujesz?

– Nic ci nie powiem!

Win błyskawicznie wyciągnął rękę i złapał go dwoma palcami za nos. Siatkowa Koszulka wybałuszył oczy.

– Nie rób tego – mruknął Myron.

Win zerknął na niego.

– Jeśli nie możesz na to patrzeć, to odejdź. – Znów skupił uwagę na Siatkowej Koszulce. – To twoja ostatnia szansa. Potem zacznę przekręcać. Kto cię wynajął?

Siatkowa Koszulka nie odpowiedział. Win wykręcił mu nos. Kości otarły się o siebie z odgłosem przypominającym bębnienie kropel deszczu o szybę. Siatkowa Koszulka wyprężył się konwulsyjnie. Win wolną dłonią stłumił jego krzyk.