Znów wybuch Jake’owego śmiechu.
– Ojciec mówił, że potrzebne ci informacje o morderstwie tej Simpson.
– Byłbym bardzo zobowiązany.
– Pewnie słyszałeś, że mają głównego podejrzanego. Niejakiego Rogera Quincy’ego.
– Maniaka.
– Taak.
– Czy są dowody na to, że jest powiązany z tym morderstwem? – spytał Myron. – Oprócz tego, że kiedyś ją nękał?
– Przede wszystkim to, że się ukrywa. Kiedy weszli do jego mieszkania, okazało się, że spakował rzeczy i czmychnął. Nikt nie wie, gdzie się podział.
– Może po prostu się przestraszył – podsunął Myron.
– Miał powody.
– Dlaczego tak twierdzisz?
– Roger Quincy był na stadionie w tym dniu, kiedy popełniono morderstwo.
– Macie na to świadków?
– Kilku.
To dało Myronowi do myślenia.
– Co jeszcze?
– Ofiarę zastrzelono z trzydziestkiósemki. Z bardzo bliskiej odległości. Znaleźliśmy broń w koszu na śmieci, pięć metrów od miejsca zbrodni. Smith and Wesson. W torbie od Ferona. W torbie była dziura po kuli.
Feron. Następny sponsor turnieju. Uzyskali licencję na sprzedaż „artykułów pamiątkowych” w trakcie trwania turnieju. Mieli co najmniej pół tuzina stoisk, z których zaopatrywali niezliczone tłumy miłośników tenisa. Policja w żaden sposób nie zdoła ustalić, do kogo należała torba.
– A więc morderca podszedł do niej – powiedział Myron – strzelił przez torbę, ruszył dalej, wrzucił broń do kosza na śmieci i znikł.
– Tak wywnioskowaliśmy – potwierdził Gerard.
– Zimnokrwisty drań.
– Bardzo.
– Jakieś ślady na broni?
– Żadnych.
– Jacyś świadkowie strzelaniny?
– Kilkuset. Niestety, wszyscy pamiętają tylko huk wystrzału i widok padającej dziewczyny.
Myron pokręcił głową.
– Morderca bardzo ryzykował. Strzelać w takim tłumie…
– Taak. Musi mieć nerwy ze stali.
– Masz jeszcze coś?
– Tylko jedno pytanie – odparł Gerard.
– Strzelaj.
– Jakie będziemy mieli miejsca w następną sobotę?
17
Esperanza ułożyła na biurku Myrona dwa równe stosiki wycinków prasowych sprzed sześciu lat. Kupka po prawej – ta wyższa – zawierała artykuły na temat Alexandra Crossa. Mniejsza – wzmianki na temat leczenia Valerie Simpson.
Myron zignorował trzeci stosik – z wiadomościami dla niego – i zaczął przeglądać ten dotyczący Valerie. Już znał tę historię. Rodzina Valerie twierdziła, że dziewczyna przebywa na wakacjach, lecz dobrze poinformowane źródło ujawniło prawdę: w rzeczywistości gwiazda tenisa była pacjentką słynnej kliniki psychiatrycznej Dilwortha. Rodzina zaprzeczała temu przez kilka dni, dopóki w prasie nie zamieszczono zdjęcia Valerie przechadzającej się po szpitalnym parku. Wówczas rodzina podała do wiadomości, że Valerie „dochodzi do siebie, wyczerpana nieustannym napięciem” – cokolwiek to oznaczało.
Cała ta sprawa cieszyła się umiarkowanym zainteresowaniem mediów. Valerie stała się już byłą znakomitością w tenisowym świecie, tak więc dziennikarze byli zaciekawieni, ale nie wzburzeni. Pomimo to pojawiły się różne plotki, szczególnie w trzeciorzędnych gazetach. W jednej z nich napisano, że załamanie nerwowe Valerie było spowodowane molestowaniem seksualnym. W innej, że została napadnięta przez maniaka. Jeszcze inna sugerowała, że Valerie zamordowała kogoś z zimną krwią, chociaż autor artykułu nie fatygował się podawaniem takich szczegółów, jak nazwisko ofiary, powód i sposób zabójstwa, ani nie wyjaśniał, dlaczego policja nie aresztowała Valerie.
Jednak najbardziej interesująca plotka, która przykuła uwagę Myrona, pojawiła się w dwóch różnych gazetach. Według kilku „poufnych źródeł” Valerie Simpson ukrywała się ze względu na swoją ciążę.
Może coś w tym było, a może nie. Kiedy dziewczyna się ukrywa, zawsze pojawiają się plotki o ciąży. Mimo wszystko…
Zajął się artykułami dotyczącymi śmierci Alexandra Crossa. Esperanza ograniczyła poszukiwania do periodyków z okolic Filadelfii, ale i tak był to bogaty materiał. Przeważnie przyjmowano wersję podaną przez policję. Alexander Cross brał udział w przyjęciu, które odbywało się w ekskluzywnym kin tenisowym. Natknął się na dwóch włamywaczy, Errola Swade’a i Curtisa Yellera. Zaryzykował i próbował ich zatrzymać, przy czym został pchnięty nożem przez Errola Swade’a. Ostrze przebiło mu serce. Zginął na miejscu.
Senator Cross i jego rodzina nie komentowali wydarzenia. Według rzecznika prasowego senatora, rodzina „nie udzielała się publicznie” i „polegała na sprawności organów ścigania oraz wymiaru sprawiedliwości” – cokolwiek to oznaczało.
Prasa skupiła się na poszukiwaniach Errola Swade’a. Policja była głęboko przekonana, że aresztowanie Swade’a jest kwestia kilku godzin. Tymczasem godziny zmieniły się w dni. Prasa ostro krytykowała policję, która nie była w stanie złapać jednego dziewiętnastoletniego narkomana, lecz rodzina Crossów zachowywała powściągliwe milczenie. Jak zwykle w takich wypadkach, cała ta historia wywołała oburzenie opinii publicznej domagającej się wyjaśnienia, dlaczego Errol Swade w ogóle został zwolniony warunkowo.
Jednak oburzenie powoli przycichło, jak to zwykle się dzieje. Inne sensacje znalazły się na pierwszych stronach gazet. Morderstwo syna senatora zeszło na dalsze strony, a potem prasa zupełnie przestała się nim zajmować.
Myron ponownie przejrzał wycinki. Śmierć Curtisa Yellera nie wywołała żadnych reperkusji. Nie było żadnej wzmianki na temat dochodzenia prowadzonego przez wydział spraw wewnętrznych. Żaden etatowy opozycjonista nie oprotestował „brutalności” policji – co było bardzo dziwne. W takich wypadkach zawsze jakiś czubek występuje przed kamerami, aby potępiać, nie zważając na fakty, szczególnie jeśli biały policjant zastrzeli czarnego nastolatka. Jednak nie tym razem. A przynajmniej nie pisano o tym w gazetach.
Chwileczkę.
Artykuł na temat Curtisa Yellera. Myron ominął go za pierwszym razem, ponieważ został opublikowany nazajutrz po morderstwie. Bardzo szybko jak na tego rodzaju materiał. Zapewne zamieszczono go, zanim senator Cross wyciszył sprawę – chociaż takie podejrzenie mogło być przejawem paranoi Myrona. Trudno powiedzieć.
Była to krótka notatka w dolnym rogu na dwunastej stronie miejskiego działu gazety. Myron przeczytał ją dwukrotnie. A potem jeszcze raz. Autor artykułu nie zajmował się strzelaniną w zachodniej Filadelfii ani nawet rolą, jaką odegrała w niej policja. Pisał o samym Curtisie Yellerze.
Artykuł zaczynał się jak list pochwalny. Curtisa Yellera nazwano „wyróżniającym się uczniem”. Nic nadzwyczajnego. Psychotycznego pedofila o ilorazie inteligencji cytrusa też można by nazwać „wyróżniającym się uczniem”, gdyby ktoś zastrzelił go za młodu. Targowisko próżności. Jednak autor tego artykułu nie poprzestał na tym. Pani Lucinda Elright, ucząca Curtisa Yellera historii, opisała go jako „najlepszego ucznia” i „chłopca, którego nigdy nie musiała choćby skarcić”. Pan Bernard Johnson, jego nauczyciel angielskiego, powiedział, że Curtis był „niezwykle bystry i dociekliwy”, „jeden na milion”, a także „jak syn”.
Zwyczajne wychwalanie zmarłego?
Możliwe. Jednak dziennik szkolny potwierdzał opinie nauczycieli. Curtis nigdy nie otrzymał nagany. Miał najmniej opuszczonych zajęć w swojej klasie. Ponadto uzyskał średnią powyżej 3,9, przy czym najlepsze oceny otrzymał z przedmiotów wiodących. Nauczyciele byli przekonani, że Curtis Yeller nie był zdolny do użycia przemocy. O to, co się stało, pani Elright obwiniała kuzyna Curtisa, Errola Swade’a, ale nie precyzowała zarzutów.
Myron podniósł głowę znad wycinków. Popatrzył na wiszące naprzeciw na ścianie zdjęcie z Casablanki. Sam grał Bogartowi i Bergman, gdy do knajpy wchodzili naziści. Patrzę na ciebie, mała. Zawsze będziemy mieli Paryż. Polecisz tym samolotem. Myron zastanawiał się, czy młody Curtis Yeller widział kiedyś ten film, czy miał okazję ujrzeć celuloidowy obraz Ingrid Bergman, stojącej ze łzami w oczach na zasnutym mgłą lotnisku.
Wyjął zza biurka piłkę do koszykówki i zaczął kręcić nią na palcu. Uderzał ją dłonią pod odpowiednim kątem, nadając coraz szybszy ruch obrotowy, lecz nie zmieniając jego osi. Spoglądał na swoje dzieło jak Cyganka w kryształową kulę. Widział alternatywny świat, w którym jego młodsza wersja zdobyła trzy punkty na parkiecie Boston Garden, tuż przed gwizdkiem oznaczającym koniec meczu. Starał się nie myśleć o tym: długo, lecz ten obraz wciąż tkwił mu przed oczami, nie chcąc zniknąć.