Выбрать главу

– Pomysłowo – przytaknął Myron. Był przygnębiony. Valerie Simpson nie miała nikogo bliskiego. Była sama. Kiedy groziło jej niebezpieczeństwo, szukała pomocy człowieka, którego nie znała. A wtedy ktoś ją zamordował. Myron miał wyrzuty sumienia.

– Nocowałem w nędznych motelach, w których meldowałem się pod fałszywymi nazwiskami – trajkotał Quincy. – Mimo to chyba ktoś mnie rozpoznał. No cóż, znasz resztę. Kiedy mnie złapali, poprosiłem o widzenie z tobą. Pomyślałem, że ty zdołasz im wyjaśnić, co naprawdę się stało. – Nachylił się jeszcze bardziej i powiedział konspiracyjnymi szeptem: – Ten detektyw Dimonte potrafi być naprawdę nieprzyjemny.

– Uhm.

– Uśmiechnął się tylko raz, kiedy wymieniłem twoje nazwisko.

– Ach tak?

– Powiedziałem mu, że jesteśmy przyjaciółmi. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu?

– Ależ skąd – odparł Myron.

24

Myron stawił czoło Dimonte’owi i jego pomagierowi Krinsky’emu w pomieszczeniu sąsiadującym z pokojem przesłuchań. Oba pomieszczenia niczym się od siebie nie różniły. Dimonte wciąż promieniał.

– Chcesz wezwać adwokata? – spytał słodko.

Myron spojrzał na niego.

– Twoja twarz dziś po prostu jaśnieje, Rolly. Nowy krem nawilżający?

Detektyw nie przestał się uśmiechać.

– Rozumiem, że nie.

– Czy jestem aresztowany?

– Oczywiście, że nie. Rozgość się. Masz ochotę na drinka?

– Jasne.

– Czego się napijesz? – Dobry gospodarz z tego Rolly’ego. – Coli? Kawy? Soku pomarańczowego?

– Macie Yoo-Hoo?

Dimonte spojrzał na Krinsky’ego. Ten wzruszył ramionami i poszedł sprawdzić. Dimonte splótł dłonie i położył je na stole.

– Myronie, dlaczego Roger Quincy zażądał widzenia z tobą?

– Chciał ze mną porozmawiać.

Dimonte uśmiechnął się. Pan Cierpliwy.

– Tak, ale dlaczego akurat z tobą?

– Obawiam się, że nie mogę odpowiedzieć na to pytanie.

– Nie możesz – nalegał Dimonte – czy nie chcesz?

– Nie mogę.

– Dlaczego nie możesz?

– Sądzę, że nie pozwala mi na to tajemnica zawodowa. Będę musiał sprawdzić.

– Kogo?

– Raczej co. Nie kogo, a co. Wyrażenie przyimkowe.

Dimonte kiwnął głową.

– Więc tak chcesz to rozegrać, hm?

– Jak?

Policjant rzucił nieco ostrzejszym tonem:

– Jesteś jednym z podejrzanych, Bolitar. Nie, cofam to. Jesteś głównym podejrzanym.

– A co z Rogerem?

– To on pociągnął za spust. Jestem tego pewien. Jednak jest za bardzo ześwirowany, żeby mógł wszystko wymyślić sam. Tak jak to widzimy, ty za tym stoisz. On tylko wykonał brudną robotę.

– Aha. A jaki miałem motyw?

– Valerie Simpson romansowała z Duane’em Richwoodem. Dlatego miała w notesie jego numer telefonu. Biała dziewczyna z czarnym facetem. Jak zareagowaliby na to sponsorzy?

– Mamy lata dziewięćdziesiąte, Rolly. Nawet wśród członków Sądu Najwyższego trafiają się mieszane małżeństwa.

Dimonte postawił nogę na krześle i oparł dłonie na kolanie.

– Może czasy się zmieniły, Bolitar, ale sponsorzy nadal nie lubią, jak czarni chłopcy rżną białe dziewczynki.

Podrapał się dwoma palcami po brodzie.

– Pozwól, że opowiem ci, jak było, i zobaczymy, jak to wygląda. Duane to niepoprawny podrywacz. I lubi białe mięsko. Przespał się z Valerie Simpson, ale ona nie chciała być tylko dziewczyną na jedną noc. Wiemy, że miała źle w głowie i przez jakiś czas siedziała u czubków. Pewnie była napalona jak z wanny.

– Z wanny?

– Widziałeś Fatalne zauroczenie?

Myron skinął głową.

– Ach. Ta z wanny. Racja.

– A więc, jak już powiedziałem, Valerie Simpson ma świra. Nie po kolei w głowie. A ponadto jest wkurzona. Dzwoni do Duane’a, tak jak zapisała w swoim kalendarzyku, i grozi mu, że ujawni wszystko prasie. Duane jest przerażony. Tak jak wczoraj, kiedy do niego wpadłem. Do kogo dzwoni? Do ciebie. A ty wymyślasz sprytny plan.

Myron kiwnął głową.

– To nie przekona sądu.

– Czemu? Czy chciwość nie jest wystarczającym motywem.

– Chyba zaraz przyznam się do winy.

– Świetnie, spryciarzu. Rozgrywaj to, jak chcesz.

Krinsky wrócił. Pokręcił głową. Nie ma Yoo-Hoo.

– Może zechcesz mi wyjaśnić, dlaczego Quincy od razu wezwał ciebie? – ciągnął Dimonte.

– Nie.

– Dlaczego, do diabła?

– Ponieważ zraniłeś moje uczucia.

– Nie graj ze mną w kulki, Bolitar. Bo wsadzę cię do celi z dwudziestoma psycholami i powiem im, że molestowałeś dzieci. – Uśmiechnął się. – To by mu się spodobało, no nie, Krinsky?

– Taak – rzekł Krinsky, wiernie naśladując uśmiech Dimonte’a.

Myron pokiwał głową.

– Dobrze. Teraz ja powinienem zapytać, co właściwie macie na myśli? A wy na to, że taki smaczny kąsek jak ja będzie miał powodzenie w kiciu. Na to ja, błagam nie. A wy na to, tylko nie schylaj się, żeby podnieść mydło. A potem obaj poślecie mi ten szyderczy policyjny uśmiech.

– O czym ty, kurwa, gadasz?

– Nie marnuj mojego czasu, Rolly.

– Myślisz, że nie wsadzę cię do pierdla?

Myron wstał.

– Wiem, że tego nie zrobisz. Gdybyś miał podstawy, już założyłbyś mi kajdanki.

– Dokąd się wybierasz, do cholery?

– Aresztuj mnie albo zejdź mi z drogi. Mam pilne zajęcia i umówione spotkania.

– Wiem, że masz nieczyste sumienie, Bolitar. Ten świr nie wezwał cię bez powodu. Myślał, że zdołasz go wyciągnąć. Dlatego zgrywałeś się przed nami na gliniarza. Udawałeś, że prowadzisz własne śledztwo. Chciałeś być blisko i dowiedzieć się, co już wiemy.

– Rozszyfrowałeś mnie, Rolly.

– Będziemy go przypiekać tak długo, aż cię wyda.

– Nie zrobicie tego. Jako jego adwokat zabraniam wam przesłuchiwać mojego klienta.

– Nie możesz go reprezentować. Słyszałeś chyba o konflikcie interesów?

– Dopóki nie znajdę mu innego adwokata, nadal jestem jego obrońcą.

Myron otworzył drzwi i wyszedł na korytarz. Zdziwił się na widok Esperanzy. Gliniarze też. Wszyscy stojący na korytarzu spoglądali na nią pożądliwie. Zapewne okazują w ten sposób przezorność, pomyślał z rozbawieniem Myron. Może obawiali się, że Esperanza może mieć broń ukrytą w ciasnych dżinsach. Tak, na pewno.

– Dzwonił Win – oznajmiła. – Szuka cię.

– Co się stało?

– Śledził Duane’a. Odkrył coś, co jego zdaniem powinieneś zobaczyć.

25

Esperanza i Myron pojechali taksówką do hotelu „Chelsea” przy Dwudziestej Trzeciej Ulicy, pomiędzy Siódmą a Ósmą. W samochodzie śmierdziało jak w tureckim burdelu, tak więc przyjemniej niż w większości taksówek.

– Win będzie siedział w czerwonym fotelu obok aparatów telefonicznych – powiedziała Esperanza, kiedy wysiedli. – Na prawo od recepcji. Będzie czytał gazetę. Jeśli nie będzie jej czytał, horyzont nie jest czysty. Zignoruj go i odejdź. Spotkacie się w klubie bilardowym.

– Win tak powiedział?

– Tak.

– To o horyzoncie również?

– Tak.

Myron potrząsnął głową.

– Chcesz iść ze mną?

– Nie mogę. Muszę iść na wykład.

– Dziękuję za to, że się fatygowałaś.

Skinęła głową.

Win siedział tam, gdzie zapowiadał. Czytał Wall Street Journal, a więc horyzont był czysty. O rany. Win wyglądał tak jak zawsze, ale jasne loczki zakrył czarną peruką. Mistrz kamuflażu. Myron usiadł obok niego i szepnął:

– Biały królik robi się żółty, kiedy obsika go czarny pies.

Win nie oderwał oczu od gazety.

– Kazałeś, żebym skontaktował się z tobą, jeśli Duane zrobi coś niezwykłego.

– Taak.

– Przyszedł tutaj jakieś dwie godziny temu. Wjechał windą na trzecie piętro i zapukał do drzwi pokoju pod numerem trzysta dwadzieścia dwa. Otworzyła mu kobieta. Uściskał ją. Potem wszedł. Drzwi się zamknęły.

– Niedobrze – mruknął Myron.

Win przewrócił stronę gazety. Ze znudzeniem.