– Opowiedz mi o szkole Pavela. Jak czuła się w niej Valerie?
– A jak miała się czuć? – Eddie uśmiechnął się ze smutkiem i pokręcił głową. – To jak gra w króla na górze. Każdy usiłuje zrzucić pozostałych i zasiąść na szczycie.
– Valerie to się udało?
Eddie skinął głową.
– Była niekwestionowaną królową.
– Jak układało jej się z Pavelem?
– Dobrze. Przynajmniej z początku. Potrafił mobilizować ją jak nikt inny. Godzinami ćwiczyła z jego asystentami, a kiedy wydawało się, że nie zrobi już ani kroku więcej, Pavel zjawiał się i bach! – jakby dostała nowych sił. Val była wspaniałą tenisistką, a Pavel wiedział, jak obudzić w niej ducha współzawodnictwa. Kiedy siedział na trybunach, roznosiła w pył przeciwniczki. Nie puściła ani jednej piłki. Była niesamowita.
– A kiedy coś zaczęło się psuć?
Eddie wzruszył ramionami.
– Kiedy zaczęła przegrywać.
Powiedział to tak, jakby to była najzwyczajniejsza rzecz na świecie.
– Co się stało?
– Nie wiem. – Znowu zamilkł, zastanawiając się. – Myślę, że przestało jej zależeć. Tak dzieje się z wieloma zawodnikami. Wypalają się. Za wiele napięć w zbyt krótkim czasie.
– I co zrobił Pavel?
– Próbował wszystkich swoich starych sztuczek. Widzi pan, Pavel uczył swoich zawodników, że gracz graczowi wilkiem. Powiedział mi, że w ten sposób eliminuje słabych. Jednak Valerie przestała na to reagować. Nadal zwyciężała większość dziewcząt. Jednak grając przeciwko najlepszym – takim jak Steffi, Monica, Gabriela, Martina – nie miała już ducha walki, żeby je pokonać.
Eddie siedział na krześle przed swoją szafką. W szatni było tylko kilka osób. Wyłożona brązową wykładziną podłoga była usiana pustymi opakowaniami i kawałkami bandaży. Myron usiadł obok chłopca.
– Mówiłeś mi, że spotkałeś Valerie kilka dni przed jej śmiercią.
– Taak – potwierdził Eddie. – W holu hotelu „Plaza”.
Zdjął koszulę. Był chudy. Jego pierś wydawała się lekko zapadnięta.
– Dawno jej nie widziałem.
– I co ci powiedziała?
– Chciała wrócić na kort. Była bardzo podekscytowana tym pomysłem, zupełnie jak dawna Val. Potem podała mi numer pańskiego telefonu i poradziła, żebym trzymał się z daleka od Pavela i TruPro.
– Czy wyjaśniła, dlaczego powinieneś trzymać się od nich z daleka?
– Nie.
– Powiedziała coś jeszcze?
Chłopiec zastanowił się, przypominając sobie tamtą chwilę.
– Raczej nie. Wyglądało na to, że się śpieszyła. Powiedziała, że musi pójść i coś załatwić.
– Co takiego?
– Nie wiem. Nie wyjaśniła.
– Jaki to był dzień? – zapytał Myron.
– Zdaje się, że czwartek.
– Pamiętasz godzinę?
– Chyba około szóstej.
Valerie zadzwoniła do mieszkania Duane’a w czwartek o szóstej piętnaście. Chciała coś załatwić. Co takiego? Unormować stosunki z Duane’em? A może ujawnić ich związek? A co, jeśli zagroziła tym Duane’owi? Czy by ją zabił, żeby do tego nie dopuścić? Myron nie sądził, szczególnie zważywszy na fakt, że w chwili, gdy została zastrzelona, Duane grał na oczach kilku tysięcy widzów.
Eddie zdjął buty i skarpetki.
– Mam dwa bilety na mecz Yankees w środę wieczorem – rzekł Myron. – Chcesz iść?
Eddie uśmiechnął się.
– A myślałem, że pan tego nie robi – powiedział.
– Czego?
– Nie całuje tyłków klientom.
– Ależ robię. Jak każdy agent. Nie jestem ponad to. Jednak w tym przypadku pomyślałem, że możemy się dobrze bawić.
Eddie wstał.
– Czy powinienem sceptycznie traktować pańskie motywy?
– Tylko jeśli jesteś mądry.
Duane lubił przed meczem być sam. Win nauczył go kilku technik medytacji (nie obejmujących korzystania z taśm wideo), więc zazwyczaj można było znaleźć go skulonego w kącie, siedzącego z zamkniętymi oczami w pozycji kwiatu lotosu. Nie lubił, kiedy mu przeszkadzano – i dobrze. Myron nie wiedział, czy ma ochotę z nim teraz rozmawiać. Oczywiście, jego obowiązkiem było dopomóc klientowi jak najlepiej przygotować się do meczu – szczególnie w takim dniu, który miał być najważniejszym w karierze. Rozmowa o nocnym spotkaniu z Deanną Yeller mogłaby wytrącić go z równowagi. I to bardzo.
Trzeba to odłożyć na później.
Na stadionie zebrały się tłumy. Wszyscy czekali na emocjonujący mecz początkującego Amerykanina, Duane’a Richwooda z opanowanym czeskim graczem, Michelem Brishnym, niedawno uważanym za pierwszą rakietę na świecie, a obecnie piątą. Myron i Jessica zajęli miejsca w pierwszym rzędzie. Jess wyglądała niesamowicie w żółtej letniej sukience bez rękawów. Kibice gapili się na nią. Żadna nowość. Niewątpliwie kamerzyści telewizyjni będą dziś często robili zbliżenia loży. Nie zdołają się oprzeć urodzie Jessiki i jej literackiej sławie.
Myron zastanawiał się, czy nie poprosić, żeby pokazała do kamer jedną z jego wizytówek. Nie. Zbyt nachalne.
Świta faworytów już zajęła swoje miejsca. Ned Tunwell i inni ważniacy z Nike’a tłoczyli się w narożnej loży. Ned Pomachał Myronowi jak wiatrak naćpany LSD. Myron pozdrowił go, podnosząc rękę. Dwie loże za nimi siedział pulchny Roy O’Connor, nominalny prezes TruPro. Obok niego usadowił się Aaron. Wystawił twarz do słońca, grzejąc się w jego promieniach. Był ubrany tak jak zwykle: w biały garnitur bez koszuli. Myron zauważył także senatora Crossa w loży zapchanej siwowłosymi prawnikami, wśród których jedynym wyjątkiem był Gregory Caufield. Myron wciąż chciał porozmawiać z Gregorym. Może po meczu znajdzie okazję. Piersiasta blondynka siedziała na tym samym miejscu co poprzedniego dnia. Znów pomachała do Myrona. Nie zareagował. Zerknął na Jessicę. Uśmiechnęła się do niego.
– Jesteś piękna – powiedział.
– Piękniejsza od tej blondyny z wielkimi cycami? – pytała.
– Której? – zdziwił się Myron.
– Tej silikonowej bestii, która pożera cię wzrokiem.
– Nie wiem, o czym mówisz – rzekł i zaraz dorzucił: – Skąd wiesz, że są silikonowe?
Gracze zaczęli rozgrzewać się na korcie. Dwie minuty później Pavel Menansi wkroczył na trybuny. Rozległy się oklaski. Pavel wyraził swoją wdzięczność eleganckim gestem ręki. Niemal jak papież. Na nogach miał białe tenisówki, a wokół szyi owinięty zielony sweter. Na ustach promienny uśmiech. Ruszył w kierunku loży TruPro. Aaron wstał, przepuścił go, a potem znów usiadł. Pavel uścisnął dłoń Roya O’Connora.
Nagle Myron poczuł się tak, jakby ktoś rąbnął go w splot słoneczny.
– O nie! – jęknął.
– O co chodzi? – spytała Jessica.
Myron wstał.
– Muszę iść.
– Teraz?
– Zaraz wrócę. Przeproś w moim imieniu.
28
Jadąc samochodem, słuchał radiowej transmisji meczu. WFAN, 66 AM. Sądząc po dźwiękach, Duane grał nie najlepiej. Właśnie przegrał pierwszego seta 6:3, gdy Myron wjechał na parking przy Central Park West na Manhattanie.
Doktor Julie Abramson mieszkała w kamienicy, niecałą przecznicę od gabinetu. Myron nacisnął dzwonek. Usłyszał brzęczenie, a potem jej głos.
– Kto tam?
– Myron Bolitar. To pilne.
Zapadła krótka cisza. Potem usłyszał:
– Pierwsze piętro.
Znowu zabrzmiał dzwonek. Myron pchnął drzwi. Julie Abramson czekała na niego na schodach.
– To pan zadzwonił do mnie i bez słowa odłożył słuchawkę? – zapytała.
– Tak.
– Po co?
– Żeby sprawdzić, czy jest pani w domu.
Dotarł do jej drzwi. Przez chwilę stali, patrząc na siebie. Dzieląca ich różnica wzrostu – ona około metra pięćdziesięciu, on ponad sto dziewięćdziesiąt – nadawała im niemal komiczny wygląd.
Doktor Abramson podniosła głowę. Wysoko.
– Wciąż nie mogę potwierdzić ani zaprzeczyć, że Valerie Simpson kiedykolwiek była moją pacjentką – zauważyła.
– W porządku. Chcę zapytać panią o hipotetyczną sytuację.
– Hipotetyczną?
Kiwnął głową.
– I to nie może zaczekać do poniedziałku?
– Nie.
Doktor Abramson westchnęła.