Выбрать главу

– Co masz na myśli?

– Errol zdołał go namówić na włamanie do klubu tenisowego.

Lucinda Elright przyglądała mu się przez chwilę, a potem wzięła z talerza ciasteczko i zaczęła je pogryzać.

– Daj spokój, Myronie, przecież dobrze wiesz, że to bzdura – powiedziała. – Jesteś mądrym chłopcem. Tak samo jak Curtis. Co mogliby tam ukraść? Włamywanie się do takiego klubu po nocy nie miałoby żadnego sensu. Zastanów się.

Myron już to zrobił. Był rad z tego, że nie tylko jemu nie podoba się oficjalny scenariusz wydarzeń.

– A pani zdaniem co się tam stało?

– Często o tym myślałam, ale nic nie wymyśliłam. To wszystko nie ma sensu. Wydaje mi się, że Curtis i Errol zostali wrobieni. Nawet gdyby Curtis postanowił coś ukraść i nawet gdyby był taki głupi, żeby włamywać się do tego klubu, nie wierzę, że mógłby strzelić do policjanta. To prawda, że ludzie się zmieniają, lecz w tym wypadku to tak, jakby tygrys zmienił swoje paski. Zbyt niewiarygodne. – Usiadła wygodniej na kanapie. – Podejrzewam, że w tamtym klubie dla bogatych białych ludzi wydarzyło się coś nieprzyjemnego i potrzebowali dwóch czarnych chłopców jako kozłów ofiarnych. Nie, nie jestem rasistką. Nie należę do tych, którzy podejrzewają, że biały człowiek zawsze chce skrzywdzić czarnego. To nie leży w mojej naturze. Jednak w tym wypadku nic innego nie przychodzi mi do głowy.

– Bardzo dziękuję, pani Elright.

– Lucindo. I jeszcze jedno, Myronie. Wyświadcz mi pewną grzeczność.

– Jaką?

– Kiedy dowiesz się, co naprawdę przydarzyło się Curtisowi, opowiedz mi o tym.

33

Myron i Jessica pojechali do New Jersey na kolację do Baumgarta. Jadali tam co najmniej dwa razy w tygodniu. Ten lokal był przedziwnym miejscem. Przez pół wieku był popularną knajpką z rodzaju tych, w których okoliczni mieszkańcy jadają lunch, a Johnny zabiera Mary po lekcjach. Przed ośmioma laty lokal został wykupiony przez chińskiego emigranta, Petera Li, który zrobił z niego najlepszą chińską restaurację w okolicy – nie usuwając fontanny z wodą sodową. Nadal można było zasiąść na wysokim stołku przy ladzie, wśród chromów, mikserów i moczących się w gorącej wodzie łyżek do lodów. Można było zamówić koktajl mleczny za kilka groszy albo frytki z kurczakiem á la generał Tso. Kiedy po raz pierwszy zamieszkali razem, Myron i Jess przychodzili tu co najmniej raz na tydzień. Teraz, gdy znowu byli razem, powrócili do tego zwyczaju.

– Śmierć Alexandra Crossa – powiedział Myron. – Nie mogę przestać o niej myśleć.

Zanim Jessica zdążyła odpowiedzieć, pojawił się Peter Li. Myron i Jess nigdy nie składali zamówienia. Peter wybierał za nich.

– Koralowe krewetki dla pięknej pani – rzekł, stawiając przed nią talerz – i kurczak po seczuańsku Baumgarta z bakłażanem dla mężczyzny niegodnego pełzać u jej stóp.

– To było dobre – zauważył Myron. – Bardzo zabawne.

Peter skłonił się.

– W mojej ojczyźnie uważano mnie za człowieka o ogromnym poczuciu humoru.

– Twoja ojczyzna musi być wesołym miejscem. – Myron spojrzał na swój talerz. – Nienawidzę bakłażanów, Peter.

– Tego zjesz i poprosisz o dokładkę – obiecał Peter. Uśmiechnął się do Jess. – Smacznego.

Odszedł.

– W porządku – powiedziała Jess. – Co z tym Alexandrem Crossem?

– Właściwie nie chodzi o Alexandra, lecz o Curtisa Yellera. Wszyscy mówią, że był wspaniałym chłopakiem. Matka nie widziała za nim świata, kochała go, wręcz uwielbiała. A zachowuje się tak, jakby nic się nie stało.

– Czasem smutku nie da się opisać – powiedziała Jessica. – Czasem ból trwa bez końca.

Myron zastanowił się.

– Nędznicy?

Obecnie grali w „zgadnij z czego to cytat”.

– Owszem, ale kto to powiedział?

– Valjean?

– Nie, przykro mi. Mariusz.

Myron pokiwał głową.

– Tak czy inaczej – rzekł – to kiepski cytat.

– Wiem. Usłyszałam go w radiu, kiedy jechałam samochodem – powiedziała. – Może jednak pasuje do tej sytuacji.

– Smutek, którego nie da się opisać?

– Właśnie.

Upił łyk wody.

– A więc twoim zdaniem to ma sens, że matka zachowuje się tak, jakby nic się nie stało.

Jessica wzruszyła ramionami.

– Minęło sześć lat. Co według ciebie powinna zrobić? Załamywać ręce i wybuchać płaczem za każdym razem, kiedy się pojawisz?

– Nie – odparł Myron – ale można by oczekiwać, że zechce wiedzieć, kto zabił jej syna.

Jeszcze nie dotknąwszy swoich krewetek, Jessica wyciągnęła rękę i nabiła na widelec kawałek kurczaka Myrona. Nie bakłażana. Kurczaka.

– Może ona już to wie – powiedziała.

– Co, sądzisz, że ją też przekupili?

Jess wzruszyła ramionami.

– Może. Jednak nie to cię naprawdę męczy.

– Ach tak?

Jess energicznie żuła. Nawet sposób, w jaki przeżuwała, był urzekający.

– Widok Duane’a w pokoju hotelowym z matką Curtisa Yellera – odparła. – O to ci chodzi.

– Musisz przyznać, że to bardzo niezwykły zbieg okoliczności.

– Czy masz jakąś teorię? – zapytała.

Myron zastanawiał się chwilkę.

– Nie.

Jessica nadziała na widelec drugi kawałek kurczaka.

– Mógłbyś zapytać Duane’a – zasugerowała.

– Pewnie. Mógłbym po prostu powiedzieć: „O rany, Duane, śledziłem cię trochę i zauważyłem, że sypiasz ze starszą babką. Zechcesz mi o tym opowiedzieć?”.

– No tak, to może być problem – przyznała. – Oczywiście, mógłbyś podejść do tego z innej strony.

– Deanna Yeller?

Jessica skinęła głową. Myron skosztował kurczaka, zanim Jess spałaszowała wszystko.

– Warto spróbować. Chcesz pójść ze mną?

– Spłoszyłabym ją – odparła Jess. – Podrzuć mnie do mojego mieszkania.

Skończyli posiłek. Myron zjadł nawet bakłażana. Był niewiarygodnie smaczny. Peter przyniósł im deser czekoladowy z rodzaju tych, które tuczą od samego patrzenia. Jess pochłonął go z apetytem. Myron powstrzymał się. Przejechali z powrotem przez most Jerzego Waszyngtona, przez Hudson i zachodnimi brzegiem. Podwiózł ją do jej apartamentu przy Spring Street w Soho. Nachyliła się do niego.

– Przyjedziesz później? – zapytała.

– Jasne. Włóż ten kusy strój francuskiej pokojówki i czekaj.

– Nie mam stroju francuskiej pokojówki.

– Och.

– Może kupimy jakiś rano, a do tego czasu znajdę coś odpowiedniego.

– Cudownie – rzekł Myron.

Jess wysiadła z samochodu. Weszła schodami na drugie piętro. Jej apartament zajmował połowę tej kondygnacji. Przekręciła klucz w zamku i otworzyła drzwi. Zapaliła światło i drgnęła na widok wyciągniętego na jej kanapie Aarona.

Zanim zdążyła się poruszyć, drugi mężczyzna – ubrany w siatkową koszulkę – zaszedł ją od tyłu i przyłożył lufę do skroni. Trzeci – czarnoskóry napastnik – zamknął drzwi i zasunął rygiel. On też miał w ręku broń.

Aaron uśmiechnął się.

– Cześć, Jessica.

34

W samochodzie Myrona zadzwonił telefon.

– Halo.

– Bubusiu, tu twoja ciotka Clara. Dzięki za referencje.

Clara właściwie nie była jego ciotką. Ona i wuj Sidney byli po prostu starymi przyjaciółmi jego rodziców. Clara studiowała z matką Myrona. Teraz polecił jej usługi Rogerowi Quincy’emu.

– Jak ci idzie? – zapytał Myron.

– Mój klient prosił, żebym przekazała ci ważną wiadomość – powiedziała Clara. – Nalegał, abym jako jego adwokat potraktowała to polecenie priorytetowo.

– Jaką wiadomość?

– Pan Quincy powiedział, że obiecałeś mu autograf Duane’a Richwooda. Chciałby, żeby to nie był tylko autograf, ale zdjęcie z autografem. Kolorowe, jeśli to nie za duży kłopot. Z jego imieniem. I pięknie ci dziękuje. Nawiasem mówiąc, czy powiedział ci, że jest miłośnikiem tenisa?

– Zdaje się, że o tym wspominał. Zabawny facet, no nie?

– Do upojenia. Do łez. Aż mnie boki bolą ze śmiechu. Jakbym reprezentowała Jackiego Masona.

– I co o tym myślisz? – spytał Myron.