– W porządku – rzekł pod koniec gonitw. – Ma pani alibi. Jest pani ofiarą, a nie sprawcą. W razie czego proszę nas o wszystkim informować.
Elunia nie miała wprawdzie zielonego pojęcia, czego padła ofiarą i o czym powinna go informować, ale chętnie przyjęła polecenie. Zajęta była ostatnią gonitwą, co do której dusza informowała ją, że faworyt nie przyjdzie i wygra jakiś dziki fuks. Dzikiego fuksa zgadła i ujrzała przed sobą perspektywę pełnego umeblowania swojego apartamentu.
Przy okazji pokazała jeszcze palcem owego pijanego osobnika, który po pierwsze, okazał się istotnie dziennikarzem, a po drugie, był idealnie trzeźwy, ale cele i skutki pokazywania już jej nie interesowały…
– A otóż, proszę pani – rzekła do niej dama w sile wieku, bywalczyni wyścigowa, poza tym normalna pracująca kobieta, przy czym w jej tonie dźwięczał odcień smętnego rozgoryczenia – osobiście znałam jednego takiego, który wyniósł z tego toru mieszkanie spółdzielcze trzypokojowe, domek letniskowy, samochód i parę innych drobiazgów. A kto wie, może pani też się uda? Pod jakim znakiem pani się urodziła?
– Pod Koziorożcem – wyznała Elunia.
– Koziorożec niezły. Może być. Jeśli zachowa pani umiar i zdrowy rozsądek… W kasynie pani bywa?
– W jakim kasynie?
– W jakimkolwiek. Marriot, Grand hotel, Victoria, Pałac Kultury…
– Nie. W życiu tam nie byłam.
– Głupia pani czy jaka…? Przepraszam, nie chciałam być niegrzeczna. Marriot najlepszy, ewentualnie Pałac Kultury. Co pani zależy, ja też pracuję, dla relaksu coś tam trzeba…
Wypowiedź damy w średnim wieku, która przy odrobinie uporu mogłaby być matką Eluni, wywarła swój wpływ. We wnętrzu Eluni drgnęło jakieś przypomnienie. Jej własna, rodzona matka w życiu i za skarby świata nie wypowiedziałaby takich słów. Natomiast babcia… Babci wczesna młodość przebiegała jakoś burzliwie i podobno takie Monte Carlo było jej znane osobiście. Babcię usiłowano od niej separować… A kto wie, jakiś sens w tym był, obawiano się zapewne demoralizacji…
Z emocjonującym piknięciem w sercu postanowiła spróbować nowej rozrywki.
Na razie jednak odpracowała pilniejsze obowiązki. Załatwiła nowy dowód osobisty, dokupiła kilka mebli i mniej więcej urządziła mieszkanie. Na brak pracy nie narzekała, jej reklamy przyczyniały zysków inwestorom, a od każdego zysku dostawała prowizję, pod wpływem Kazia bowiem zaczęła zawierać korzystne dla siebie umowy. Pieniądze na konto doszły, zamieniła zatem starego volkswagena na nową toyotę i wyraźnie poczuła, że życie ma swój urok.
Wyścigi się skończyły, nastąpiła przerwa zimowa i Eluni nagle czegoś zabrakło.
Gdyby nie cały rejwach ze świętami i Nowym Rokiem, zapewne od razu wpadłaby w dalszą rozpustę, chwilowo jednak nie miała czasu. Święta spędzała u rodziców, z przyjemnością kupowała gwiazdkowe prezenty, nareszcie, po raz pierwszy w życiu, nie przejmując się ich ceną. Sylwestra spędziła hucznie, z Kaziem, na balu w Victorii, bo Kazio szczęśliwie też się nie przejmował kosztami imprezy, w przeciwieństwie do Pawełka, skąpiącego na wszystko przez całe trzy lata małżeństwa, podstępnie i dyplomatycznie. Na Sylwestra z reguły dostawał kataru, zatrucia przewodu pokarmowego albo co najmniej bólu głowy, żeby przypadkiem nigdzie nie pójść. Kazio odwrotnie, lubił rozrywki, a skąpstwo było od niego odległe o lata świetlne. Rzecz oczywista na ten bal Elunia musiała zdobyć nową suknię, nowe pantofle, zrobić się na bóstwo…
Po Nowym Roku jednakże Kazio znów wyjechał w podróż służbową i nastała chwila spokoju.
Świat się wprawdzie na Kaziu nie kończył, grono przyjaciół Elunia miała liczne, ładna była, zamożna, propozycje dostawała obficie, istniał w niej wszakże jeden mankament, wysoce niemiły dotychczasowym przyjaciółkom. Mianowicie rozwiodła się ostatnio i była do wzięcia. Uroda pogarszała sytuację, wszystkie dziewczyny, jak jedna, obawiały się o swoich mężczyzn i z całej siły starały się młodą piękność od nich odsunąć. Teoretycznie miały rację, aczkolwiek Elunia na żadnego ze znajomych mężów ani też gachów nie leciała. Oni jednakże mogli polecieć na nią, bo nigdy nie wiadomo, co głupiemu chłopu strzeli do głowy, i przytomne kobiety wolały zachować bezpieczny dystans. W związku z czym Elunia wyraźnie czuła, że tu i ówdzie bywa bardzo źle widziana, nie rozumiała powodu i kłębiła się w niej jakaś nieprzyjemność.
Przyjaciółka jeszcze ze szkoły średniej, niejaka Jola, wyjaśniła wreszcie sytuację.
Nastąpiło to w początkach stycznia. Elunia siedziała przy komputerze, który nabyła w pierwszej kolejności, razem z meblami do salonu, bo projektowanie bez komputera było już zupełnie niemożliwe, dobierając kolory do reklamy kosmetyków. Akurat w momencie kiedy osiągnęła upragniony rezultat i wydała z siebie potężne westchnienie ulgi, zadzwonił telefon.
– Ty, słuchaj – powiedziała Jola. – Ty nigdy świnia nie byłaś, to ja ci powiem wprost. Podobno wybierasz się do dyskoteki, sama w dodatku, bo ten twój, co go nigdy nie widać, gdzieś się zapodział. Z pięć osób mi to powiedziało. Zgadza się?
– Owszem – przyznała Elunia. – A co…?
– A to, że ja cię proszę, ty nie przychodź. Z chłopakiem będę i cholernie mi na nim zależy. A ty taka samotna, jak ta wierzba na wygwizdowie, stanowisz konkurencję, od której człowiekowi dupa się marszczy. Ja nie chcę cię podtykać jemu pod nos. Zrób mi grzeczność i idź gdzie indziej.
Elunia poczuła w sobie nagłą eksplozję buntu, połączonego z oburzeniem i rozgoryczeniem.
– Zwariowałaś! Co ty sobie wyobrażasz, że ja będę podrywać twojego…?!
– Głupia jesteś, nie ty jego, tylko on ciebie. Oni wszyscy próbują na ciebie lecieć, nie widzisz tego? Zaślepłaś?
– Przecież ty jesteś ładniejsza ode mnie!
– Nie ładniejsza, tylko mądrzejsza, jak się okazuje. Chłopu mądrość potrzebna jak dziura w moście. Wszystkie baby się ciebie boją i będą się bały, dopóki cię kto nie zakontraktuje. Mogłabyś nie robić nam koło nogi. Miej sumienie, do cholery!
Całych trzech sekund potrzeba było Eluni, żeby mogła wreszcie zrozumieć osobliwą oziębłość przyjaciółek. Pojęła w czym rzecz, ale oburzenie i gorycz w niej zostały.
– No wiesz…! – powiedziała z urazą. – To co ja mam zrobić, zamknąć się w klasztorze? Czy ja się w ogóle kiedykolwiek czepiałam chłopów? Żadnej żadnego nie odbijałam nigdy w życiu i powinnaś o tym wiedzieć!
– A Pawełek to co…?
– Jak to, Pawełek…
– Pawełek z Baśką chodził prawie dwa lata, a ty się ledwo pokazałaś na pierwszym roku i co? Ożenił się z tobą.
Elunię oszołomiło.
– O Boże! Nic o żadnej Baśce nie wiedziałam…
– A bo on taki głupi, żeby ci mówić! A Baśką ambicja szarpnęła i wycofała się z honorem. Teraz się znowu koło niego kręci, to na marginesie. Oni wszyscy pomyleni, na wolną dziewczynę każdy poleci, a dodatkowo to masz mieszkanie i pieniądze. I nawet samochód. Pierwsza lepsza łajza rzuci się na ciebie, a skąd ja mam wiedzieć, czy nie zakochałam się w łajzie? Bądź człowiekiem i nie przychodź dzisiaj. Niech on się najpierw do mnie chociaż trochę przyzwyczai.