Выбрать главу

Bieżan ucieszył się tak, że zapomniał ją spytać o rozmówcę, który wtrącił się na początku. Kazio wyszedł z tego ulgowo.

– Pani jest istną perłą! – zapewnił gorąco i przerwał połączenie.

Powoli, z wyraźnym osłabieniem w sobie, Elunia odłożyła słuchawkę.

O żadnych zasadniczych wyjaśnieniach z Kaziem nie mogło już być mowy. Nastąpiło coś okropnego, czego nie mogła albo może nie chciała zrozumieć. Co, na litość boską, brodaty Stefan mógł mieć wspólnego z kwadratowym blondynem komisarza…? Zaraz, brodaty, może to jednak naprawdę nie był Stefan…?

Ale Kazio okazał się Kaziem…

Kazio przyjrzał jej się ponownie z wielką uwagą, podszedł do barku, znalazł co trzeba i zaserwował swojej dziewczynie potężny kielich koniaku.

– Wypij to jednym chlupem – rozkazał. – W razie czego pojedziesz taksówką albo ja cię podrzucę. No, już!

Niezdolna do protestów Elunia spełniła polecenie. Już po krótkiej chwili poczuła, jak jej organizm wraca do równowagi, a umysł się rozjaśnia. Zaczęła mniej więcej panować nad sobą.

– Teraz powiedz, co to było – zażądał Kazio. – Dalszy ciąg afery, to rozumiem, musieli podjąć forsę na czeki akurat wtedy, kiedy tam byłaś, gliniarz cię wyłapał, bo komputer księguje godzinę. Pytali pewnie wszystkich obok. Dasz już radę ocenić sytuację?

– Nie wiem. Chyba dam.

– Usiądź w ogóle. Na siedząco lepiej się myśli, pomijając wyjątki. Jest szansa, że wyłapałaś numer ich samochodu?

– Nie wiem. Chyba jest.

– A oni cię widzieli?

– Nie wiem. Chyba nie.

Kazio poniechał pytań i zamyślił się głęboko. Usiadł również i otworzył następną butelkę piwa. Elunia, korzystając z jego milczenia, powoli wracała do równowagi.

– Nie podoba mi się to cholernie – oznajmił nagle z gniewnym niezadowoleniem. – Za dużo w tym ciebie. Na moje oko, co najmniej dwóch gości możesz rozpoznać osobiście i nikt inny, tylko ty. Jeśli ta cała mafia zdaje sobie z tego sprawę, ja się o ciebie boję. Niech szlag trafi moje głupoty, dobrze, że wróciłem. I niech ten gliniarski palant nie myśli, że mu pozwolę ciebie narażać, won od osoby postronnej. Nawet jeśli skończą rozrywkę, niebezpieczeństwo istnieje nadal, bo każdego z nich możesz zobaczyć w każdej chwili. Przedawnienia tak zaraz nie będzie, nie wiem, ile tam forsy przeleciało, ale parę osób uszkodzili cieleśnie, więc jakaś przykrość im grozi. Okoliczności łagodzących w postaci uczuć wyższych nie widzę. Do tego mi doskakuje ta jakaś tajemnicza swołocz u twojej sąsiadki. Ja wiem, że jesteś odważna…

Zasadniczą cechę Eluni, to przeraźliwe nieruchomienie, Kazio zdążył już odkryć, chociaż swojej wiedzy nie eksponował. Wciąż jednak tkwiło w nim wspomnienie owego buhaja, przed którym ona jedna nie uciekła i przekonania o jej odwadze nie umiał się wyrzec.

Elunia zdołała mu przerwać.

– Czekaj, Kaziu, zaraz, chyba się za bardzo rozpędziłeś. To wcale nie musiał być ich samochód, a ja ich widziałam dwa razy. No, nie twarze, ale resztę. No i profil. I ten prostokątny blondyn nie pasował, za niski, inna figura, takiego nie było ani w Konstancinie, ani u Zielińskiego…

– Elunia, skarbie, nie chcę być niegrzeczny, ale ty głupia jesteś kompletnie, a ja kocham nawet twoją głupotę. Myśl logicznie, to inny rodzaj personelu. Musieli znaleźć kogoś z mordą dopasowaną do dowodu osobistego, do zdjęcia, mam na myśli. Z kopytem w rączce latają, powiedzmy, trzej, ale forsę odbierać muszą różni. Może nawet tacy jednorazowi, a czasem baby. Ja pamiętam wszystko, co mi tu streściłaś, różne mam wady, ale bez sklerozy.

– I sądzisz, że ten prostokątny mógł być sporadyczny…?

– A pewnie. Ważniejszy był pasażer, bo możliwe, że albo kontroler, albo nawet boss… Eluni zrobiło się jakby niedobrze.

– Proszę nie wymagać ode mnie za wiele – powiedziała z wysiłkiem. – Jutro zadzwonię do babci i spytam o te gorzkie żale i roraty. Uważam, że to pewniejsze, bo nad takimi odruchami człowiek nie panuje, nawet nie wie, że się zdradza. Kaziu, ja też nie chcę być niegrzeczna, ale najwyższy czas dla mnie usiąść do roboty. I w ogóle czuję się ogłuszona, zostaw mnie teraz, ty chyba też masz jakieś sprawy, porozmawiamy kiedy indziej. W ogóle nie dziś. Jutro, bardzo cię proszę…

* * *

Do kasyna Elunia podążyła na skrzydłach. Wszystko trzęsło się w niej ze zdenerwowania. Jeśli Stefana dzisiaj nie będzie… Jeśli będzie, ale znów taki oschły, obcy, uprzejmy z daleka… Nie, teraz już nie popuści, zachowa się inaczej, stanowczo, natrętnie nawet, jak Justyna, uwodzicielsko w razie potrzeby, jakoś tam, może samo jej wyjdzie. Coś zrobi, bo inaczej w ogóle nie wie, co robić, a łgarstw gromadzi się jej coraz więcej i w końcu sama pójdzie siedzieć za niewinność… Nie, za utrudnianie pracy władz wykonawczych…

Już nie tylko Kazio przeistaczał jej się w jeden potężny wyrzut sumienia, ale także Bieżan. Bieżana polubiła, czuła się wobec niego zobowiązana do uczciwości. Dochodziła do tego babcia, nie mogła wplątać babci w ten cały interes z zaskoczenia, należało ją przedtem przynajmniej uprzedzić…

Pierwsze miejsce jednakże zajmował Stefan.

W gruncie rzeczy uczucia Eluni do niego były dość skomplikowane. Jego wygląd zewnętrzny i zachowanie budziły w niej zachwyt bez zastrzeżeń. Pożądanie. Pragnienie kontaktu fizycznego, pragnienie posiadania go na co dzień, w zasięgu rąk, ssało ją do niego. Myśl, że on też jej pragnie, że to ssanie jest wzajemne, pozbawiała ją niemal przytomności. Zarazem jednak jego wymagania natury seksualnej wywoływały w niej protest. Nie wszystkie chwile owych upojnych nocy dostarczały jej wrażeń pozytywnych, niektóre przetrzymywała z zaciśniętymi zębami, stawiając nawet lekki opór. Pojęcia, rzecz jasna, nie miała, że to właśnie go do niej zniechęca.

Gdyby jednak miała pojęcie, też nie zdobyłaby się na entuzjazm. Niewątpliwie usiłowałaby się dostosować, przemóc, przełamać i w efekcie nabawiłaby się nerwicy, nic w zamian nie zyskując. Ani uznania faceta, ani satysfakcji własnej. Traf i przyroda sprawiły, że Elunia wyrosła na jednostkę przeraźliwie normalną, o upodobaniach i potrzebach prostych i naturalnych i nawet przy najpotężniejszym ogromie uczuć żadne wymyślne ekscesy nie przynosiły jej dodatkowej przyjemności. Przeciwnie, dużą jej część odbierały. Wiedza na ten temat tkwiła w jej podświadomości, starannie udeptana i pozbawiona szans wyjścia na światło dzienne.

Zakochana za to była wyraźnie i rzetelnie, do tego stopnia, że nie dostrzegła nawet braku jakiegokolwiek porozumienia duchowego. Intelekt również nie brał w imprezie zbyt wielkiego udziału i na dobrą sprawę nie zdarzyło jej się jeszcze porządnie z nim porozmawiać.

Teraz dopiero zamierzała coś powiedzieć i coś usłyszeć, sama nie bardzo wiedząc co. Kazio swoje dziwactwa wyjaśnił, Stefan chyba też powinien…? W każdym razie niech przyjdzie…!!!

Przyszedł nawet niezbyt późno, około siódmej. Elunia zdążyła przegrać niewiele, bardziej interesując się wejściem do sali niż ekranem automatu. Odwróciła głowę akurat w momencie, kiedy wchodził, wzrok ich się spotkał i Barnicz nie mógł udawać, że jej nie widzi. Ukłonił się z daleka, zawahał, Elunia uparcie na niego patrzyła, podszedł zatem.

– Marny wynik – rzekł z naganą, spoglądając na jej ekran. – Źle się starasz, nie, przepraszam, to ja się źle starałem. Spróbuję się poprawić.

– Byłoby to bardzo wskazane – podchwyciła Elunia natychmiast. – I nie tylko w odniesieniu do tej okropnej maszyny…

Nagle uświadomiła sobie, że zamierza zarzucić mu łgarstwo i zażądać poprawy w postępowaniu, i urwała, bo aż ją lekko zadławiło. Barnicz zaś pomyślał, iż chodzi jej o kontakty osobiste, które właśnie starał się ochłodzić, zaraz usłyszy jakieś wyrzuty i postanowił je uprzedzić.