– Domyślam. Czekaj, kurczaka na dół, niech się przez noc rozmrozi, jutro go uduszę. Otwórz to. Do flaków mamy piwo. Nie podziękowałam ci jeszcze.
– Za co?!
– Uratowałeś mi życie, mam wrażenie…
– Tobie? Ja sobie twoje życie uratowałem i nie masz mi za co dziękować! Ten garnek będzie dobry…?
Dopiero po dwudziestu minutach, siedząc już przy flakach i piwie, Elunia poczuła się naprawdę nieswojo. Kazio wystąpił w charakterze wysłannika opatrzności, rycerza, podpory życiowej, nie wiadomo czego tam jeszcze, wszystkiego, powinna mu być wdzięczna, jest wdzięczna, oczywiście, ale co z nim teraz zrobić? Zdecydowała się przecież na Stefana! Z Kaziem musi zerwać, jak można zerwać z kimś, kto człowiekowi uratował życie?! A nawet jeśli nie życie, taż pewnością pieniądze… Co ona ma zrobić, nieszczęsna, to chyba klątwa jakaś…?!
– No więc mówili mi o tym – odpowiedziała wreszcie na pytania Kazia. – Może się zdarzyć, że jakaś mafia pilnuje wygranych, jadą za takim i odbierają mu pieniądze. Czasem nawet kasyno ich odwozi, to znaczy daje samochód i ochronę.
– Wygrałaś dzisiaj?
– Wygrałam, ale niedużo. Już wygrywałam znacznie więcej i nikt na mnie nie napadał. Dlatego się dziwię.
– Ja się wcale nie dziwię, bo tu nie idzie o takie drobne zyski. Mówiłem ci, za dużo wiesz o tej całej aferze i ktoś sobie wykombinował, że dobrze byłoby cię wyciszyć radykalnie. Pretekst z wygraną całkiem niezły, ale to by znaczyło, że mają wtyczkę w kasynie. Przyglądał ci się ktoś, jak wygrywałaś?
– Nie wiem. Z daleka mogła się przyglądać cała wycieczka. Zauważa się tylko tych, co stoją za plecami, ale akurat nikt mi nie stał. Skąd się tu w ogóle wziąłeś?
– Spod kasyna właśnie. Mówiłaś, że tam będziesz, podjechałem popatrzeć, jak tam wygląda, bo dawno nie byłem, i w tym momencie odjeżdżałaś, więc pojechałem za tobą…
Zakłopotana Elunia pomyślała, że jutro zapewne będzie odjeżdżać ze Stefanem i Kazio to zobaczy… No i dobrze, niech zobaczy, już mu przecież dała do zrozumienia…
– …i nie ja jeden. Jechał za tobą peugeot. A ja za nim. Tu cię doprowadził, zwolnił, jak parkowałaś, i pojechał dalej, a ja wysiadłem. Mam jego numer, na wszelki wypadek. Zniknęłaś mi z oczu, nie wiedziałem, że pójdziesz do sklepu, bo bym ci pomógł z tą torbą…
Elunia zachichotała.
– Okazuje się, że torba się przydała. Samej by mi nie przyszło do głowy walić go w nogę. Ani w głowę.
– Szkoda. Potem cię zobaczyłem, pojechałem na górę drugą windą, a on tam chyba na ciebie czatował. Ten jego wór na łbie nic ci nie mówi?
– Mówi. Takie same miewają ci… od wymuszeń czekowych. Ale może to taka moda.
– Może i moda, ale ja wolę być ostrożny.
– A ten numer peugeota jaki był?
– WZR 2218. Zapisz sobie i daj temu twojemu gliniarzowi. Też na wszelki wypadek, bo może to niewinny człowiek, który tu mieszka. Chociaż ja w żadną niewinność nie wierzę.
Ku zdziwieniu i wielkiej uldze Eluni Kazio nie postanowił u niej zostać. Zachował się jakoś' inaczej niż zwykle, jak dobry kolega, przyjaciel, kuzyn, a nie jak gach, ewentualnie narzeczony. Pomógł jej pozmywać po flakach i oznajmił, że idzie do domu. Ona ma tylko porządnie zamknąć drzwi, nie otwierać nikomu, a pod ręką mieć telefon i tasak do mięsa. Jutro dostarczy jej gaz i ma nadzieję, że w razie czego zdoła go użyć.
Czas do pierwszej w nocy spędziła przy pracy. Nie upierała się już przy topieniu okrętów i rozbijaniu samolotów, przeciwnie, doskonale jej wychodziło spokojne morze i pogodne niebo. Przydały się nawet aktualne komplikacje w życiorysie, dodały bowiem reklamowym prospektom wigoru i wręcz sensacyjności. Zrobiła tyle, że na jutro zostało jej bardzo mało roboty.
W promiennym humorze zadzwoniła nazajutrz o poranku do Bieżana.
– Ta pani babcia to diament najczystszej wody – oznajmił jej na wstępie. – W życiu bym nie przypuszczał, to złoto, a nie kobieta. Mam tego dupka żołędnego, jeszcze mu tylko muszę udowodnić, a to już mięta. Przy okazji rozpozna pani jego zdjęcie z profilu, ewentualnie nawet faceta w naturze, ale nie będę pani niepotrzebnie narażał. Co pani ma nowego?
– Napad – odparła radośnie Elunia, dumna z babci. – Na mnie. Jeden w worku na głowie, ale to był ten z małym numerem butów i wystającymi kostkami. Uprzytomniłam to sobie dopiero dzisiaj rano i dlatego do pana dzwonię, bo przedtem naprawdę myślałam, że chciał mi wyrwać wygraną z kasyna.
– Napad? Cholera… I jak pani z tego wyszła?
– Bardzo ulgowo. Akurat zjawił się znajomy…
Przypomniała sobie nagle, że udział Kazia powinna ukrywać, żeby nie narażać go na to świadkowanie. Prosił ją, Boże drogi, przynajmniej tyle mu się od niej należy, żeby tę prośbę spełnić!
– Zaraz do pani przyjeżdżam…
– Nie trzeba, ja to wszystko powiem panu przez telefon, niech pan tam sobie coś włączy, żeby nagrywało, mnie nie przeszkadza.
– Dobra, niech pani mówi.
Opisawszy wszystkie sceny po kolei i starannie ominąwszy Stefana i Kazia, każdego z innych przyczyn, Elunia podała Bieżanówi numer podejrzanego peugeota, po czym odmówiła podania nazwiska Kazia, z nadzieją, że Bieżan go nie pamięta. Przy sprawdzianach wyścigowych nie czepiał się o niego, nie był mu potrzebny i może go teraz nie skojarzy.
– Znamy się od szkoły podstawowej – oznajmiła stanowczo. – Podejrzany to on nie jest, mowy nie ma, uratował mnie. A o tej całej aferze wie tyle, co ode mnie, więc panu i nic. Pracuje, nie ma czasu, nie będzie mu pan zawracał głów przeze mnie!
Bieżan uparcie prezentował humor szampański.
– W porządku, zostawimy go sobie na kiedy indzie Przyznaję, że pani jest ważniejsza. Wie pani coś takiego, o ich załatwia, a mnie rozwiązuje sprawę, i dopuszczam, że pa ni nie wie, co to jest. Dziś jeszcze nie, ale jutro chciałbym z panią pogadać od serca. O której znajdzie pani czas?
Elunia szybko przebiegła myślą swoje obowiązki.
– Nie wcześniej niż o drugiej. Będę całkiem wolna…
– Doskonale, jestem u pani o drugiej. Odłożyła słuchawkę, uporządkowała i spakowała reklamy dla biura podróży i zadzwoniła do babci.
Babcia była przejęta.
– Okazuje się, moje dziecko, że stare baby są użyteczne. Dobrze mówiłaś, ten policjant to sympatyczny chłopiec. I nie głupi. Zdążył mnóstwo sprawdzić, to pewnie przez te komputery, które podobno myślą milion razy szybciej niż ludzie, chociaż ja osobiście wątpię. Potomkowie Klary odpadli mu od razu, nie ma ich w Polsce, jedno w Szwajcarii, drugie w Kanadzie, żadnych przestępstw u nas nie popełniają. To samo Helenka Kurakówna ze swoim Władkiem, wyprowadzili się już dawno do Szczecina i noga ich, ani też dzieci, w Warszawie od lat nie postała…
– I on to wszystko ci powiedział, babciu?
– A dlaczego miał nie powiedzieć? Jak się chce pomocy społeczeństwa, coś temu społeczeństwu trzeba dać, nie? Skoro mnie pyta o pokera i o pokera, ja chcę wiedzieć dlaczego! Rozrywka naganna, cóż on się tak uczepił? A czy ja wiem, może sam chce grać? No więc powiedział, a dalej to już mi samo wyszło. Okazuje się, że ten młodzieniec moje gorzkie żale zapamiętał, ten znajomy, u którego graliśmy, też wszystko pamiętał, a to dlatego, że wtedy, co ci mówiłam, to nie był pożar, tylko jego ciotka zamknęła się w łazience, zamek się zepsuł, a miała klaustrofobię, więc pojechał z tym drugim, to był ślusarz za młodu, tę ciotkę uwolnili, ale półżywą. Ostatnia chwila to była! Taką rzecz ciężko zapomnieć, wszystko wyszło na jaw. No i pamiętał, jak się ten chichotliwy gówniarz nazywał, to znaczy nie on akurat pamiętał, tylko jego znajomy, ale to już bez różnicy. Tuśmy wszystko przez telefon załatwiali i ten twój policjant ucieszył się, jakby mu kto w kieszeń nasmarkał, i mnie pokochał nad życie. Osoby na emeryturze są szalenie pożyteczne, bo siedzą w domu i zawsze się można do nich dodzwonić…