Выбрать главу

W ową ostatnią środę sezonu doznała okropnie głupiego przeżycia.

Tłok panował nieco większy, niż w zwykłe środy z tej racji właśnie, iż ta była ostatnia, loża jednakże akurat świeciła pustką. Wszyscy oglądali konie na padoku, jakiś jeden facet stał przy bufecie, dwie osoby rozmawiały na fotelach tyłem zwrócone do pomieszczenia, kasjerka przy swoim urządzeniu robiła sobie kanapkę, a przy jednym stoliku siedziało dwóch osobników, z których jeden był nieziemsko pijany. Usiłował zapalić papierosa i domacać się popielniczki, musiał jednakże widzieć już podwójnie, a może nawet potrójnie, bo w nic nie trafiał. Drugi, na bani odrobinę mniejszej, na coś go namawiał, machając trzymanym w ręku dowodem osobistym. Pierwszy nie zwracał na niego uwagi, uparcie operując przy papierosie, drugi się zniecierpliwił, wygrzebał mu z kieszeni portfel i odnalazł w nim dowód osobisty, nie napotykając oporu. Scena dla doświadczonych graczy była w pełni zrozumiała, jeden pijany nakłaniał drugiego pijanego, żeby zagrać jakąś kombinację na numery dowodów, co na wyścigach przytrafia się częściej, niżby kto przypuszczał.

Ten pierwszy, zabalsamowany w czarnoziem, do protestów nie był zdolny. Drugi usiłował napisać coś na serwetce śniadaniowej, nie szło mu, zgniótł serwetkę i podniósł się od stolika, zgarniając oba dowody tożsamości. Na ten właśnie moment trafiła Elunia. Ściśle biorąc, trafiła na moment wcześniejszy, ten, w którym drugi osobnik wyrywał pierwszemu portfel z kieszeni, chodząc powoli do szeroko otwartych drzwi i zastanawiając się, co zagrać, patrzyła przed siebie i doskonale widziała ostatnie chwile konwersacji pijaków. Pierwszego znała z twarzy drugi był jej kompletnie obcy. Zdawałoby się też pijany, ciąż nieco mniej. I nagle ujrzała w jego oczach błysk absolutnej trzeźwości, podniósł się swobodnie, wcale nie skierował się do kasy, tylko szybko ruszył ku drzwiom, a oba dowody zniknęły w jego kieszeni.

Elunia nie pomyślała nic, ale za to znieruchomiała radykalnie, do tego stopnia, że nie była w stanie nawet odwrócić oczu. Dzięki czemu przechodzący obok niej osobnik nie napotkał jej spojrzenia, zobaczył tylko zadumaną facetkę, wpatrzoną w dal. Nie przejął się nią, pośpiesznie zbiegi po schodach i znikł w wyjściu.

Pozostała przy stoliku moczymorda zrezygnowała z walki z papierosem, złożyła utrudzona głowę w talerzu z resztkami golonki i zasnęła.

Elunia poruszyła się samodzielnie dopiero po bardzo długiej chwili. Złapała dech i uruchomiła myśl. Najpierw konsekwentnie udała się do kasy i zagrała pierwsze kombinacje, jakie jej przyszły do głowy, a dopiero potem usiadła w fotela i spróbowała się zastanowić.

Co właściwie widziała? I dlaczego wywarło to na niej takie wstrząsające wrażenie? Dwóch facetów, z których jeden tylko udawał pijanego. No to co? Udawał może z grzeczności, temu prawdziwie pijanemu do towarzystwa, i cóż takiego… Zabrał mu dowód osobisty i dokądś z nim poszedł, zapewne znajomy, poszedł coś załatwiać. Nie kradł mu tego dowodu podstępnie i ukradkiem, zabrał go wręcz jawnie, nie obchodziło go, czy ktoś tego nie widzi. A że sam mu wyciągnął portfel…? Pijany nie był zdolny do skoordynowanych ruchów, może nawet nie wiedział, gdzie ma kieszeń. I tamten trzeźwy nie tknął żadnych pieniędzy…

Wciąż nie pojmując, skąd w tym wypadku wziął się w niej wybuch emocji, Elunia dała sobie spokój i wróciła do zainteresowania wyścigami. Kiedy Kazio padł na fotel obok niej, zapomniała już prawie o wydarzeniu, pozostało jej tylko jakieś podświadome, nieprzyjemne uczucie obawy.

Na niedokładnie przemyślane kombinacje przegrała, co spowodowało, że ogólnie w ową środę wyszła na zero.

Telefon, w który nowe mieszkanie zaopatrzone było od początku, zadzwonił w niedzielę rano. Kazio, mocno już zadomowiony, brał prysznic w łazience, Elunia w kuchni robiła skromne śniadanko. Razem wybierali się na wyścigi, które o tej porze roku zaczynały się o jedenastej, żeby zakończyć się przed zmrokiem, zaś Kazio trwał przy jej boku już od wczoraj. Obecnie, w tej łazience, śpiewał. Elunia podniosła słuchawkę.

– Czy pani Eleonora Burska? – spytał zimno jakiś obcy głos.

Bez żadnych złych przeczuć Elunia odpowiedziała twierdząco. Rozmaici nowi zleceniodawcy dzwonili do niej o najrozmaitszych porach i do rozmów z nieznajomymi ludźmi była przyzwyczajona.

– Otóż zawiadamiam łaskawą panią, że ja idę na glinowo – rzekł głos. – Tak się składa, że moja forsa jest po praniu, więc albo do mnie wróci, termin do jutra, albo prokurator się wami zajmie. Łapówę przebiję, bo mnie na was cholera trzaska, a żonę i dzieci wysłałem do ciepłych krajów. Żegnam panią.

Osłupiała kompletnie Elunia wpatrywała się w trzymaną w ręku słuchawkę, chociaż z drugiej strony połączenie zostało przerwane, aż Kazio zakończył razem śpiewy i ablucje i wyszedł z łazienki.

– Co się stało? – spytał, zaskoczony. – Dlaczego tak stoisz?

Elunia odzyskała zdolność ruchu i odłożyła słuchawkę.

– Nie wiem – odparła w oszołomieniu. – Albo jakiś wariat, albo pomyłka. Ale nie, wymienił moje nazwisko. Komuś coś źle zrobiłam…? Tylko dlaczego mówił do mnie w liczbie mnogiej…?

– Kto?

– Nie wiem…

Kazio miał wprawdzie szczery zamiar jeszcze przed śniadaniem zużytkować ukochaną kobietę erotycznie, bo Eluni nigdy mu nie było za dużo, ale teraz nagle seks wyleciał mu z głowy.

– Powtórz porządnie, co to było – rozkazał surowo. – Od początku do końca!

Elunia postarała się skupić. Z jej strony padły dwa słowa, „słucham” i „tak”, nie miała z tym zatem problemu, gorzej wyglądała wypowiedź rozmówcy. W zdenerwowaniu umknęły jej szczegóły.

– Żonę i dzieci wysłał na wczasy – powiedziała żałośnie. – Jakieś pieniądze miał w pralce, nie wiem, może zapomniał wyjąc z kieszeni. I jutro idzie do prokuratora.

– Oszołom – zawyrokował podejrzliwie Kazio. – Chyba to nie tak wyglądało. Przypomnij sobie porządnie, bo to nigdy nie wiadomo.

Po bardzo długiej chwili, już w trakcie śniadania, Elunia odtworzyła komunikat obcego osobnika nieco bardziej dokładnie. Kazio, młodzieniec życiowy, zaczął rozumieć przekazaną treść.

– Ciekawe – mruknął w zamyśleniu. – Jesteś komuś coś winna?

Elunia poszukała w pamięci.

– Agacie, sto złotych. Znalazłam się na mieście bez pieniędzy i pożyczyłam sobie od niej. Do licha, zapomniałam jej oddać!

– Ale to nie była Agata? Ani jej mąż?

– Nie. Ona nie ma męża.

– Robiłaś może coś z kimś, a inwestor nie zapłacił? Albo zapłacił tylko tobie, a tamtemu nie?

– Nic o czymś takim nie wiem. Dotychczas wszyscy wszystko płacili.

– Znasz jakichś hochsztaplerów? Bywają u ciebie?

– Nie wiem. Zdawało mi się, że nie. To znaczy, co do bywania jestem pewna… Kaziu, oszalałeś…?! Kto ma tu bywać, gdzie usiąść, na tym jednym stołku, czy na podłodze?!