Выбрать главу

– Amelciu, a czy widziałaś już Pałac Kultury i Nauki? W de dochodziły mnie szamotaniny.

– Tak – mama przejęła po krótkiej walce telefon. – Widziała. Pierwsze pytanie, jakie skierowała do portiera brzmiało: „Przepraszam, czy przychodzi tu ktoś sławny?”. – Sławny? – zasępił się portier. – Ostatnio była tu Manuela Michalak z Big Brothera.

No, jeśli to oznacza dzisiaj sławę, to ja wolę być incognito.

– Mamo, co dzisiaj robiłyście? – zaryzykowałam pytanie w nadziei na jakąś ambitną odpowiedź, np. jadłyśmy lunch z prezydentem. – Jeździłyśmy metrem, w tą i z powrotem. Wiesz, jak fajnie było? Jezu, załamałam się zupełnie. Wysyłam dziecko na wycieczkę kulturalną do stolicy po to, by jeździło metrem???

– Amelko, powinnyście pójść obejrzeć Łazienki – podrzuciłam plan zwiedzania.

– Mama, no co ty? Wiesz, jakie ja łazienki w życiu widziałam!!! W szkole ostatnio wyremontowali damską.

No tak. W obecnej sytuacji zacznę chyba rozważać skok z okna. Choć powiało optymizmem, bo wieczorem wybierają się do opery. Podejrzewam, że zamiast patrzeć na balet, Amelka będzie tropiła jakieś znane z TV twarze.

Po operze idą na jakiś bankiet ze znajomą, która wzięła je na przechowanie w Warszawie i opiekuje się nimi. Włosy mi stanęły dęba, jak się o tym dowiedziałam. Moja córka i bankiet. Szwedzki stół. Nałoży sobie na talerz tyle jedzenia, że będzie się z niego wysypywało, a najgorsze, że to wszystko zje.

Kiedy ostatni byłyśmy w Pizza Hut i wykupiłam jej barek sałatkowy, dokonała niemożliwego, nakładając sobie stos jedzenia do małych miseczek. Po tym, co zobaczyłam, zanim oczywiście schowałam się ze wstydu w toalecie, stwierdzam, że Zygmunt Chajzer mógłby przydzielić mojej córce niejedno trudne zadanie w „Chwili prawdy”. Następnie bez odrobiny skrępowania uda się po następną porcję, następną i następną. Moje dziecko je, jakby miało tasiemca. Zazdroszczę jej tego, bo je, a nie tyje, skubana. OK. Dziecko było gwiazdą wieczoru. Goście w smokingach i muchach, panie w sukniach bez pleców. Potrawy, których mama nie dość, że nawet nie potrafiła nazwać, to nie wiedziała, czym się to je. A w dodatku wykonała klasyczny piruet na środku kuchni, ponieważ nie zauważyła (pewnie z tego podniecenia), że kuchnia jest dwupoziomowa. Ogólnie sami swoi: ten ma w swojej posiadłości kort tenisowy, tamten basen, a trzeci znowu pole golfowe. Gospodyni domu posiada trzy kuchnie i trzy osoby z pomocy domowej na etacie. I co z tego? Ja mam w kuchni pełno moli, a oni nie. Amelka brylowała na parkiecie niczym córka prezydenta, zabawiając gości rozmową. I opowieściami różnej maści. Między innymi o tym, jak nasz kot upolował w domu mysz.

– O Boże! – pani z dekoltem do pępka potrząsnęła z obrzydzeniem ufryzowaną głową, a jej zwisające do ramion kolczyki zagrały brylantowymi szkiełkami. – A skąd się ta mysz wzięła w domu? Mama, wypluwając pospiesznie na talerz sałatkę z łososia, ratowała sytuację.

– No jak to skąd? Jak się otwiera drzwi, to z pola wbiegają. Jednocześnie modliła się, żeby przypadkiem Amelka nie zaczęła opowiadać o wszystkich zjedzonych z trzech szuflad przez myszy przyprawach. Na szczęście pominęła ten drobny szczegół. Ciekawe, czy gdyby nie pominęła, mama na pytanie pani z dekoltem do pępka: „O Boże, a skąd się ta mysz wzięła w szufladzie?”, odpowiedziałaby zapewne: „No jak to skąd? Jak się otwiera szuflady, to wbiegają”. Następnie 30 osób w smokingach ochało i achało:

– Och, jakie to elokwentne dziecko!

– Ach, a jakie mądre!

– Ojej, jakie wykształcone (no tak, całe dwie klasy podstawówki).

– I języki obce zna! Proszę, proszę, w jej wieku?

– Na skrzypcach grasz? Co ty powiesz? Śpiewasz? To może coś zaśpiewasz?

I stało się. Zaśpiewała, zatańczyła, zastępowała, porysowała podłogę za nie wiem jaką sumę i skończyła o piątej rano. O tak, dziecko jest idealne! Gdyby usłyszały, jak ten chodzący ideał dyskutuje ze swoimi rówieśnikami na podwórku, padłyby trupem prosto na sofę a la Ludwig XVI.

Podsłuchałam Amelkę ostatnio. Przycupnęłam na tarasie, gdy rozpoczęła się bardzo pouczająca wymiana zdań pomiędzy Amelką a dziećmi sąsiadów. Starszy syn sąsiada, najwyraźniej bolał go palec środkowy, bo pokazał go w wymownym geście Amelce. Już się zagotowałam. Już miałam się zdekonspirować, ale zaczepiłam się stringami o ruszt od grilla. Chwilę potrwało, zanim się zdołałam odczepić, niestety nie bez pewnych strat. Stringów nie da się naprawić, a ruszt od grilla nieco się wygiął, bo straszliwie się szamotałam. Pozostało na nim także troszkę moich włosów, bo musiałam się nachylić, żeby wyplątać majtki z rusztu, no i zaplątały mi się włosy. A to gnojek jeden! Postanowiłam interweniować, wychyliłam się przez barierkę i groźnie spojrzałam na chłopaczka. Najgroźniej jak umiałam. Wrzasnął na mój widok jak opętany i uciekł. No! Ale jestem groźna i mam poważanie! Wróciłam mocno z siebie zadowolona do sypialni i postanowiłam poćwiczyć na wszelki wypadek groźne miny. Zobaczyłam się w lustrze i wrzasnęłam jak opętana. Wyglądałam jak Czarownica z Eastweek – rozczochrana i usmarowana węglem drzewnym, biel białek mych oczu kontrastowała z czernią twarzy. Nagle usłyszałam donośny głos mojej córki, zwracającej się do uciekającego kolegi pokazującego jej palec, z angielskiego, nie tłumacząc: fuck you!

Amelka, niezrażona:

– Wiesz co? Palec pedała na mnie nie działa!

Innym razem usłyszałam nieco inną przypowieść. Jakoś tak mniej więcej leciało: „Jedzie ci z pyska jak z dupy Tygryska”. Cóż. Pięknie. Widzę, że moja interwencja jest zbyteczna, przynajmniej w tym kierunku, o jakim myślałam. Zamiast ratować własne dziecko, powinnam pomagać innym. Generalnie to dobrze, że nie interweniowałam, bo mogłabym przestraszyć dzieci.

Ostatnie trzy dni przeżyłam na koszt naszego ukochanego państwa. Żywił mnie szpital wojewódzki, a konkretnie oddział chirurgii. Nie powiem, jedzonko przednie, tylko te pobudki o piątej rano nieco zakłócały mój wypoczynek. Nie ma mowy o spaniu, gdy do sali wtacza się salowa, ciągnąc za sobą wiadro z mopem. Gdyby nie to oraz fakt, że moje sumienie nie pozwoliło mi na dalsze okłamywanie całego personelu medycznego, zostałabym dłużej. Głupio tak trochę za każdym razem, gdy pojawiał się na obchodzie nowy lekarz, odpowiadać na pytanie: „W jakich okolicznościach powstał uraz głowy?” – spadłam ze schodów w nocy, gdy szłam do toalety. Tym bardziej że nikt w to nie wierzył, zważywszy na to, że innych obrażeń typu siniaki, otarcia na ciele, nie miałam. Służba zdrowia zafundowała mi gratisową sesję zdjęciową – z profilu i en face oraz przy okazji prześwietlono mi odcinek szyjny kręgosłupa. Żadnych niepokojących zmian) nie było, wobec czego postanowiłam udać się do domu. Niestety, lekarz prowadzący był innego zdania i namiętnie przysyłał mi codziennie (nie, niestety nie kwiaty) neurologa. Ten kazał mi wyczyniać różne śmieszne sztuczki – zbliżone do tych, które muszą wykonywać podpici kierowcy.

Stań na baczność. Zamknij oczy. Prawą ręką dotknij czubka nosa. Teraz lewą to samo. Rozłóż ręce na boki i przejdź prosto kilka kroków. A teraz się połóż. Młoteczkiem w kowadełko – pac! Dotknij brodą klatki piersiowej. Na koniec jeszcze połaskoczą ci stopy i orzekną, że wszystko jest w najlepszym porządku.