Ale za to od dzisiaj BĘDĘ: – nadal się odchudzać, – wyniosła i chłodna, – panowała nad emocjami, – mniej spontaniczna, – bardziej pewna siebie, – mądra i inteligentna (???), – gardziła wszystkim facetami na świecie (nawet Ріегсе’ет Brosnanem), – mniej nerwowa, – KONSEKWENTNA (ojojojojoj!!!), – mniej snobistyczna, – mniej naiwna (choć może być ciężko), – wyrozumiała dla Domniemanej, – walczyła o kanapki w łóżku, – udawała, że wcale mi na nim nie zależy, – częściej dzwoniła do znajomych, – codziennie rozmawiała z Amelką o jej kłopotach, – mniej krzyczała, – bardziej tolerancyjna dla znienawidzonych ugrupowań politycznych, – odpowiedzialna, Krucbosc forcelany – uprawiała jogging, – wykonywała przynajmniej 20 „brzuszków” dziennie, – oglądała więcej programów publicystycznych, – szczęśliwa.
Niedzielny poranek.
Spokojnie schodzę do kuchni przygotować śniadanko, włączam komórkę, bo a nóż widelec będzie jakaś wiadomość Wymyślonego. I rzeczywiście. Po chwili pika. SMS. Czytam i nogi się pode mną uginają: „Bądź dzisiaj przed McDonaldem. Przynieś 1 000 000 USD. Inaczej powiem prasie”. O mało ducha nie wyzionęłam. Ale szybko zaczęłam myśleć. I 18 razy przeliczyłam zera. Trochę się uspokoiłam. Jeden milion dolarów amerykańskich. To musi być głupi żart. Który szantażysta domagałby się tak absurdalnie wysokiej kwoty? Chociaż czubków nie brakuje. Myślę dalej, aż mi się grzeją zwoje mózgowe. Czy jest numer nadawcy? Jest.
To na pewno żart. Dzwonię. A to odzywa się Kaśka. Ta od grzybicy. Radośnie szczebiocząc, pyta, czy, ha! ha! ha!, dostałam od Jarka wiadomość. Dostałam, jasna cholera, dostałam. Jak i również zawału mało co nie dostałam. To się nazywa poczucie humoru. Powinnam się tego spodziewać po historii z piwem. Ale i tak ich lubię. Bardzo. Teraz także za to, że ten SMS okazał się być żartem. Ale co się strachu najadłam! A jak mi się ręce trzęsły! Jak alkoholikowi na odwyku. Sumienie mam nieczyste czy co?
Chyba się zastrzelę. Najpierw nie mogę spać po nocach i snuję się po domu niczym biała dama, a potem zasypiam. Dzisiaj o mało Amelka nie spóźniła się do szkoły. Ale udało się. Mogłabym iść do wojska. Pobudkę mam opanowaną. Gorzej z makijażem. Nie da rady. W pięć minut zbiec do kuchni, zrobić śniadanie, kanapki do szkoły, naszykować małej ciuchy, zrzucić na dół tornister, ubrać się. Nie wyrabiam się z makijażem. Chociaż kiedyś próbowałam. I efekt był żałosny. Jedno oko fioletowe, drugie różowe, jedno z tuszem, drugie bez. Krzywe usta. Poza tym takie pospieszne malowanie rzęs grozi trwałym kalectwem, gdyż w ferworze walki można sobie wydłubać oko szczoteczką.
Kiedy już Amelkę wyekspediowałam, weszłam do jej pokoju. I przeraziłam się. Pomyślałam, że to przecież niemożliwe, żeby ktoś się do nas włamał w ciągu ostatnich 10 minut. Taka rozkojarzona jeszcze nie jestem, żeby nie zauważyć włamywacza. A wyglądało jak p° włamie albo rewizji.
Drzwiczki wszystkich szaf pootwierane, w promieniu sześciu metrów walające się wokół ubrania. To po prostu niewiarygodne, jak w tak krótkim czasie można tak zdewastować pokój. Zupełnie jakby pokój nawiedziło tornado. Ona nie powinna mieć absolutnie żadnych mebli, a ubranie wyłącznie jednorazowe. Papierowe. Albo osobistą pokojówkę.
Byłam w warsztacie samochodowym. Na horyzoncie zaświtała nadzieja na moje auto. Mechanik mocno się do mnie przystawiał, a ma chyba ze 150 lat i pewnie nie ma w domu lustra. Albo nie miał kompleksów. Zaprosił mnie do Szczecina na Wały Chrobrego. Oraz na ognisko. I ryby. Ja w rewanżu zaprosiłam go do psychiatry. Nie zorientowałam się też, czy będziemy piec kiełbaski i łowić ryby na owych Wałach. A nawalony był jak stodoła. I dobrze, bo następnego dnia nic nie pamiętał. Dzięki Ci Ktosiu, co wymyśliłeś napoje wysokoprocentowe.
Ale moje szanse na odebranie samochodu w tym tygodniu zwiększyły się. Znacznie. Pomimo że jako kandydata do wypadu do Szczecina zaproponowałam mojego męża.
Ojej, ojej, ojej! Całkowita kompromitacja. W kwestii feromonów. Wymyślony, wsiadając do samochodu, mówi z odrazą wręcz: „A co to za zapach?”. Milczę jak grób. „Nowe perfumy?”. Ja nic. Niech mnie kołem łamie. Nie przyznam się bez tortur. „Na pewno były bardzo drogie, ale dla mnie są trochę zbyt intensywne. A może to FEROMONY?” A Zuzia, z pąsem na twarzy i świętym oburzeniem w głosie: „No co ty, skąd ci to przyszło do głowy!!!???” Wymyślony: „Przecież lubisz eksperymentować”.
Jasna cholera, myślałam że mnie żółć zaleje. Jasnowidz czy co? Tak mnie niecnie podejrzewać! A potem było tylko gorzej. Bardzo się starał mnie nie urazić. Mógł po prostu powiedzieć, że zwyczajnie śmierdzę, choć nie śmierdziałam, tylko ten zapach jest faktycznie bardzo duszący. Nareszcie wiem, na jakiej zasadzie działają te feromony: facet traci dla ciebie głowę, bo nie może oddychać, mózg nie pracuje jak trzeba z powodu niedodenienia i już gościu nie myśli, co robi i chwyta się ciebie (a ty myślisz, że na ciebie leci) jak ostatniej deski ratunku.
Ostatecznie przyznałam się bez tortur. Chciałam się pod ziemię zapaść. Ale koteczek się tylko roześmiał i powiedział, że nie pociągają go ani sztuczne feromony, ani moje najdroższe perfumy, pociągam go TYLKO JA. JA SAMA BEZ ŻADNYCH DODATKÓW Później się obraziłam, bo powiedział, że mam z siebie to spłukać. A jeszcze później się odbraziłam, jak już to z siebie zmyłam. Długo się godziliśmy. Jutro chyba pójdę do tego sex-shopu i wyleję całą zawartość buteleczki facetowi na podłogę. Miesiąc będzie musiał wietrzyć sklep. O Jezuniu! Dobrze, że nie kupiłam tej hiszpańskiej muchy! Żadnych eksperymentów!!! Ojejej! Za kilka dni mamy rocznicę!!!
Muszę zacząć się leczyć, bo mi głowa wysiada. Poszłam do sklepu. Kupiłam: chleb, owoce, kawę, pepsi i chudy biały ser. Zapomniałam zabrać białego sera. Idę następnego dnia rano: „Przepraszam, zgubił mi się tu chyba ser”. Tak. Znalazł się. Przez 30 minut nawijałam, jaka to jestem kołowata i kupiłam: bułki, mleko, jajka, ciasto i twarożek ze szczypiorkiem i wzięłam zapomniany biały ser. Nie wzięłam twarożku. Zorientowałam się dopiero w domu. Ze wstydu nie wróciłam po niego.
Robię dużo niewytłumaczalnych rzeczy. Zamiast klucza od pokoju, oddaję zdumionej pani kluczyki od samochodu. W środku dnia mówię „dobry wieczór”. Zamiast: „dziura w misce olejowej” mówię: „dziura w misce ozonowej”. Albo może miska w dziurze ozonowej? Niedługo zamiast ręki będę podawała nogę. Czy nie za wcześnie na Alzheimera?
Zachowuję się też nieobliczalnie. Ostatnio, w przypływie głupoty zapewne, zademonstrowałam znajomym (tym od seksu z piwem), mój wibrator. W obecności mojego męża. Śmiechu było co niemiara. Panowie zajęli się analizą techniczną urządzonka. A jak już się wszyscy przestali śmiać, to zrobiła się dziwnie ciężka atmosfera. Znajomi zwinęli się do domu podejrzanie szybko, a mój mąż z rozpaczy upił się w trupa. Poczuł się publicznie skompromitowany. Jestem wyjątkowo beznadziejna. Mam koszmarne huśtawki nastrojów.