Выбрать главу

– Mogą cię zabić.

– Podejmę ryzyko.

– Czemu?

– Ponieważ to trzeba zrobić. Tu Havilland ma rację. Gdyby Sheng zobaczył, że nie jesteś oszustem, lecz prawdziwym zabójcą, tym, który próbował go zamordować w rezerwacie ptaków, jego strażnicy posiekaliby cię na kawałki.

– Wcale nie zamierzałem mu się pokazywać – powiedział spokojnie Bourne. – Ty miałeś tego dopilnować, ale nie w ten sposób.

W cieniu straganu McAllister przyglądał się meduzyjczykowi. – Zabierasz mnie ze sobą, prawda? – zapytał w końcu. – Zmusisz mnie do tego, jeśli będzie potrzeba.

– Zmuszę.

– Tak też myślałem. Nie zgodziłbyś się tak łatwo, żebym jechał z tobą do Makau. Mogłeś mi powiedzieć na lotnisku, jak dostać się do Shenga, mogłeś też zażądać, żeby dano ci trochę czasu przed rozpoczęciem akcji. Nie sprzeciwialibyśmy się, jesteśmy zbyt przerażeni. Niezależnie od tego widzisz teraz, że wcale nie potrzebujesz mnie zmuszać. Zabrałem nawet ze sobą swój paszport dyplomatyczny – McAllister przerwał na chwilę, po czym dodał: – I drugi paszport, który wyjąłem z akt asystenta technicznego – tego wysokiego faceta, który zrobił ci zdjęcie na stole.

– Co zrobiłeś?

– Wszystkie osoby z personelu technicznego Departamentu Stanu mające dostęp do poufnych spraw muszą oddawać do depozytu swoje paszporty. Jest to środek ostrożności, konieczny również dla ich własnego bezpieczeństwa…

– Ja mam trzy paszporty – przerwał mu Jason. – A jak, do cholery, uważasz, że sobie radzę?

– Wiedzieliśmy, że masz co najmniej dwa zawierające dane dawnego Bourne'a. Lecąc do Pekinu używałeś jednego z poprzednich nazwisk, a w rysopisie podany był brązowy kolor oczu, nie piwny. Jak udało ci się tego dokonać?

– Nosiłem szkła kontaktowe. Za radą pewnego przyjaciela, który ma dziwaczne przezwisko i jest lepszy niż którykolwiek z waszych ludzi.

– O, tak. Czarnoskóry fotograf, spec od fałszywych dokumentów, który nazywa się Kaktus. W rzeczywistości potajemnie współpracował z Treadstone, ale przecież ty z pewnością o tym pamiętałeś, jak również to, że często odwiedzał cię w Wirginii. Z zebranych przez nas informacji wynikało, że należy go zwolnić, ponieważ zadawał się z kryminalistami.

– Jeżeli go tkniesz, postaram się, żebyś wyleciał z hukiem z tej swojej biurokratycznej machiny.

– Nikt nie ma takiego zamiaru. A teraz po prostu zamienimy zdjęcia i wkleimy do paszportu asystenta to, które najbardziej pasuje do jego rysopisu.

– To strata czasu.

– Wcale nie. Paszporty dyplomatyczne mają ogromne zalety, szczególnie tutaj. Eliminują czasochłonną procedurę związaną z ubieganiem się o wizę i chociaż jestem pewien, że posiadasz środki, aby za nią zapłacić, tak będzie znacznie prościej. Chiny chcą od nas pieniędzy, Bourne, ale również zależy im na naszej technologii. Przepuszczą nas szybko, a Sheng będzie mógł skontaktować się ze służbą graniczną i upewnić się, że jestem tym, za kogo się podaję. Jeżeli zechcemy, zapewnią nam także szybki transport, a to może okazać się ważne, w zależności od wyniku naszych kolejnych rozmów telefonicznych z Shengiem i jego doradcami.

– Kolejnych rozmów?

– Będziesz rozmawiał z jego podwładnymi przestrzegając takiej kolejności, jaka jest wymagana. Powiem ci, co masz mówić, lecz gdy droga będzie już całkowicie przetarta, ja będę rozmawiał z Sheng Chouyangiem.

– Nie nadajesz się do tego! – wykrzyknął Jason zwrócony twarzą w kierunku ciemnego straganu i McAllistera. – Jesteś amatorem w tych sprawach!

– W tym, co ty robisz, rzeczywiście jestem. Ale nie w tym, co robię ja.

– Dlaczego nie powiedziałeś Havillandowi o tym swoim wspaniałym planie?

– Bo on by się na to nie zgodził. Zamknąłby mnie w areszcie domowym, ponieważ uważa, że ja się do tego nie nadaję. Zawsze tak będzie myślał. Nie potrafię grać. Nie mam na każde zawołanie tych gładkich odpowiedzi, które brzmią szczerze, ale w istocie nie zawierają żadnej treści. Tym n.zem jednak to co innego i wykonawcy widzą to dokładnie, ponieważ stanowi to element ich twardej męskiej gry. Pomijając gospodarkę, jest to spisek mający na celu osłabienie podejrzliwego autorytatywnego reżimu. I kto stoi za tym spiskiem, który musi upaść? Kim są ci konspiratorzy, którym Pekin tak ufa? Najbardziej zagorzałymi wrogami Chin – ich własnymi braćmi z Kuomintangu na Tajwanie. Mówiąc dosadnie, gdy całe to gówno wypłynie na powierzchnię – a tak zapewne się stanie – aktorzy ze wszystkich stron wejdą na trybuny i zaczną wrzeszczeć o zdradzie i słusznej „wewnętrznej rewolcie”, ponieważ nic innego nie potrafią zrobić. Zapanuje ogólne zamieszanie, powszechne, na skalę światową, a wielkie zamieszanie prowadzi do wielkiej przemocy.

Teraz z kolei Bourne popatrzył na analityka. Gdy mu się przyglądał, przypomniały mu się słowa Marie, które, choć wypowiedziane w innych okolicznościach, miały również zastosowanie w obecnej sytuacji.

– To nie jest odpowiedź – powiedział. – To punkt widzenia, ale nie odpowiedź. Dlaczego t y? Mam nadzieję, że nie robisz tego po to, aby udowodnić swoją przyzwoitość. To byłoby bardzo niemądre i bardzo niebezpieczne.

– Może to dziwne – zaczął McAllister marszcząc brwi i spoglądając przelotnie na ziemię – ale o tyle, o ile ta sprawa dotyczy ciebie i twojej żony, sądzę, że jest to część odpowiedzi – niewielka część. – Podsekretarz stanu podniósł wzrok i mówił dalej spokojnie. – Lecz zasadniczym powodem, Bourne, jest to, że mam już trochę dość bycia Edwardem Newingtonem McAllisterem, może nawet zdolnym, ale na pewno pozbawionym większego znaczenia analitykiem.

Jestem tylko mózgiem trzymanym w pokoju na zapleczu, który wyciąga się stamtąd wtedy, gdy sprawy zbytnio się komplikują, a po udzieleniu rady odsyła z powrotem. Można powiedzieć, że chciałbym wykorzystać tę okazję, aby przez moment pobyć na słońcu – poza pokojem na zapleczu, jak to było dotąd.

Jason przyglądał się w mroku podsekretarzowi. – Przed paroma minutami powiedziałeś, że istnieje ryzyko niepowodzenia. A ja przecież jestem doświadczony. Ty zaś nie. Czy wziąłeś pod uwagę następstwa, jeżeli t o b i e się nie uda?

– Nie sądzę, aby tak się stało.

– Nie sądzisz, aby tak się stało – powtórzył apatycznie Bour-ne. – Czy mogę zapytać dlaczego?

– Przemyślałem to.

– To doskonale.

– Nie. Ja mówię poważnie – zaprotestował McAllister. – Strategia jest zasadniczo prosta: sprawić, aby Sheng został ze mną sam. Ja mogę to zrobić, natomiast ty tego za mnie nie zrobisz. I na pewno nie doprowadzisz do takiej sytuacji, by pozostał sam na sam z tobą. Wszystko, czego mi potrzeba, to kilka sekund i broń.

– Gdybym do tego dopuścił, nie wiem, co przeraziłoby mnie bardziej. Twój sukces czy twoja porażka. Chcę ci przypomnieć, że jesteś podsekretarzem stanu w rządzie Stanów Zjednoczonych. Przypuśćmy, że cię złapią. Wtedy „żegnaj, Charlie” dla wszystkich.

– Rozważam to od dnia, kiedy wróciłem do Hongkongu.

– Co takiego?

– Przez całe tygodnie rozmyślałem nad tym, że to mogłoby być rozwiązaniem, że j a sam mógłbym być tym rozwiązaniem. Rząd jest kryty. Wszystko to jest zapisane w moich papierach pozostawionych na Victoria Peak, z kopią dla Havillanda i drugim kompletem, który będzie dostarczony do Konsulatu Chińskiego w Hongkongu po upływie siedemdziesięciu dwóch godzin. Być może ambasador jest już w posiadaniu swojej kopii. Więc sam widzisz, że nie ma już odwrotu.

– Coś ty, do cholery, zrobił?!

– Opisałem przyczyny tego krwawego starcia między mną a Shen-giem. Zawarłem tam swoje obserwacje z okresu, który tutaj spędziłem, jak również wspomniałem o znanej skłonności Shenga do utrzymywania wszystkiego w tajemnicy. W gruncie rzeczy jest to całkiem wiarygodne. Jego przeciwnicy w Komitecie Centralnym na pewno się na to rzucą. Jeżeli zginę lub zostanę ujęty, na Shengu skupi się tyle uwagi, posypie się tyle pytań bez względu na jego zaprzeczenia, że nie odważy się zrobić kroku – jeśli oczywiście przeżyje.