– Zrobiłem to, co zrobiłem, ponieważ miałem taką możliwość. To lekcja, jakiej udzielił mi Jason Bourne, nasz Jason Bourne. Niezależnie od tego, proszę przyjąć moją rezygnację, panie ambasadorze. Natychmiastową – chyba że wysuniesz przeciwko mnie oskarżenie.
– Myślisz, że pozwoliłbym ci tak po prostu odejść? – Haviiland poprawił się na krześle. – Nie bądź śmieszny. Rozmawiałem z prezydentem i on wyraża zgodę. Zostaniesz przewodniczącym Rady Bezpieczeństwa Narodowego.
– Przewodniczącym…? Ależ ja nie byłbym w stanie tym pokierować!
– Ze swoją własną limuzyną i tymi wszystkimi innymi bzdurami.
– Nie będę wiedział, co mówić!
– Potrafisz myśleć, a ja zawsze będę w pobliżu.
– O, mój Boże!
– Rozważ to na spokojnie. A później przekaż swoją decyzję tym, którzy potrafią mówić. To jest ta rzeczywista władza, chyba wiesz o tym. Nie rządzą ci, którzy mówią, lecz ci, którzy myślą.
– Jest to tak niespodziewane, tak…
– Tak zasłużone, panie podsekretarzu – przerwał mu dyplomata. – Umysł to cudowna rzecz. Nie można go nie doceniać. A propos, lekarz twierdzi, że Lin Wenzu się wyliże. Stracił władzę w lewej ręce, ale będzie żył. Jestem pewien, że poprzesz jego awans w MI 6 w Londynie. Oni wezmą twoją opinię pod uwagę.
– A państwo Wehb? Gdzie oni są?
– Są już na Hawajach. Oczywiście z doktorem Panovem i panem Conklinem. Obawiam się, że nie wspominają mnie najlepiej.
– Dałeś im do tego powody.
– Możliwe, ale to już mnie me obchodzi.
– Myślę, że cię rozumiem. Dopiero teraz.
– Mam nadzieję, że twój Bóg ma trochę litości dla ludzi takich jak my, Edwardzie. W przeciwnym razie nie chciałbym się z Nim spotkać.
– Istnieje jeszcze odpuszczenie win.
– Naprawdę? Wobec tego nie chciałbym Go poznać. Okazałby się oszustem.
– Dlaczego?
– Ponieważ zaludnił świat rasą bezmyślnych, krwiożerczych wilków, które myślą tylko o swoim własnym przetrwaniu, nie troszcząc się ani trochę o los całego plemienia. Chyba nie jest to doskonały Bóg, nieprawdaż?
– On jest doskonały. To my jesteśmy niedoskonali.
– W takim razie jest to dla Niego tylko gra. Ustawia jak pionki stworzone przez siebie istoty i dla rozrywki ogląda, jak się wzajemnie niszczą. Patrzy obojętnie, jak się wyniszczamy.
– Ale to są nasze narzędzia zagłady, panie ambasadorze. Mamy przecież wolną wolę.
– Jednak zgodnie z Pismem Świętym taka jest Jego wola, czyż nie? Niech się dzieje wola Jego.
– To nieuchwytne sfery.
– Doskonale! Może pewnego dnia rzeczywiście zostaniesz sekretarzem stanu.
– Nie sądzę.
– Ani ja – przyznał Havilland. – A tymczasem musimy wypełniać nasze zadania: utrzymywać pionki na swoich miejscach, aby uchronić świat od samozagłady. Z pomocą duchów, jak powiadają tu na Wschodzie, i dzięki ludziom takim jak ty i ja, Jason Bourne i Dawid Webb. Wciąż tylko odsuwamy w czasie godzinę Armageddonu. Co się stanie, kiedy nas już tu nie będzie?
Jej długie kasztanowate włosy zakryły mu twarz, jej ciało przywarło do niego, a usta znalazły się blisko ust. Dawid otworzył oczy i uśmiechnął się. Było tak, jak gdyby nie wydarzył się żaden koszmar, który w tak okrutny sposób zakłócił ich życie, jakby nie zadano im gwałtu, który przywiódł ich na skraj otchłani ziejącej przerażeniem i śmiercią. Znowu byli razem i olbrzymia radość, jaką dawała ta rzeczywistość, wypełniała go głęboką wdzięcznością. Było to więcej, aniżeli mógł się kiedykolwiek spodziewać – i to mu wystarczało.
Zaczął przypominać sobie wydarzenia minionych dwudziestu czterech godzin, co wywołało na jego twarzy uśmiech, a następnie krótki, tłumiony wybuch głośnego śmiechu. Życie nigdy nie układa się tak, jak powinno, zgodnie z oczekiwaniami. Razem z Mo Panovem wypili o wiele za dużo podczas lotu z Hongkongu na Hawaje, natomiast Aleks Conklin poprzestał na mrożonej herbacie i wodzie sodowej – na czymś, czym dopiero co wyleczeni z nałogu alkoholicy starają się zaimponować innym – ale znosił to bez utyskiwań, przeżywając swoje męczarnie w milczeniu. Marie przytrzymywała wybitną głowę doktora Panova, podczas gdy sławnego psychiatrę męczyły torsje w małej i zbyt dusznej toalecie brytyjskiego samolotu wojskowego, a potem, gdy Mo zapadł w głęboki sen, okryła go kocem. Wtedy to delikatnie, ale i stanowczo odrzuciła zabiegi miłosne Dawida, wynagrodziła mu to jednak później, gdy wraz z trzeźwym już małżonkiem znaleźli się w hotelu w Kabała. Wspaniała, szalona noc spędzona na miłości, o jakiej marzy się w wieku młodzieńczym, pozwalająca odsunąć w niepamięć paniczny strach przeżytego koszmaru.
Aleks? Tak, pamiętał. Conklin zabrał się pierwszym samolotem charterowym, jaki leciał z Oahu do Los Angeles i Waszyngtonu. – Są tam tacy, którym trzeba dać porządnie po głowie – ujął to w ten sposób. – I ja zamierzam to zrobić. – Aleksander Conklin zyskał nowy cel w swoim niepełnym życiu. Nazywa się to rozliczaniem ludzi, pociąganiem ich do odpowiedzialności.
Mo? Morris Panov? Pogromca niedouczonych psychologów i szarlatanów w jego zawodzie? Znajdował się teraz obok w sąsiednim pokoju i zapewne leczył największego kaca, jaki przydarzył mu się w życiu.
– Śmiałeś się – szepnęła Marie leżąc z zamkniętymi oczami, z twarzą wtuloną w jego ramię. – Co, u diabła, jest takie zabawne?
– Ty, ja, my – wszystko.
– Zdecydowanie nie dorównuję ci poczuciem humoru. Z drugiej jednak strony wydaje mi się, że słyszę w tobie Dawida.
– Teraz już zawsze będziesz go we mnie słyszeć. Rozległo się pukanie do drzwi, nie do drzwi wejściowych, a do tych, które prowadziły do sąsiedniego pokoju. Panov. Webb wstał z łóżka, poszedł szybko do łazienki i wziął ręcznik, którym owinął swoje nagie ciało. – Za chwilę, Mo! – krzyknął idąc do drzwi.
Morris Panov, którego twarz była blada, ale opanowana, stał z walizką w r»„ku.
– Czy mogę przekroczyć próg świątyni Erosa?
– Oczywiście, przyjacielu.
– Mogłem się tego spodziewać… Dzień dobry, moja droga – zwróci -;ę psychiatra do leżącej w łóżku Marie, podchodząc do krzesła tiiż przy szklanych drzwiach balkonowych, z których rozciągał się widok na hawajską plażę. – Nie rób zamieszania, nie szykuj nic do jedzenia, a jeżeli wstaniesz z łóżka, nie przejmuj się. Jestem przecież lekarzem. Tak sądzę.
– Jak się czujesz, Mo? – Marie usiadła okrywając się prześcieradłem.
– Dużo lepiej niż trzy godziny temu, ale ty tego nie zrozumiesz. Byłaś nieprzyzwoicie trzeźwa.
– Byłeś napięty, musiałeś się jakoś odprężyć.
– Jeżeli będziesz sobie liczyć sto dolarów za godzinę, urocza damo, zastawię swój dom i zgłoszę się do ciebie na pięcioletnią kurację.
– To byłoby niezłe wyjście – rzekł z uśmiechem Dawid, siadając naprzeciw Panova. – A po co ta walizka?
– Wyjeżdżam. Mam w Waszyngtonie pacjentów i myślę sobie, że oni mogą mnie potrzebować.
Zapanowało pełne wzruszenia milczenie. Dawid i Marie wpatrywali się w Panova.
– Cóż mamy rzec, Mo? – zapytał Webb. – Jak to wyrazić?
– Nie mówcie nic. Ja to zrobię. Marie została skrzywdzona, odczuwała ból przekraczający granice normalnej ludzkiej wytrzymałości. Ale przecież jej wytrzymałość nie jest przeciętna i dlatego mogła temu wszystkiemu podołać. Być może niesłusznie oczekujemy tak wiele po niektórych ludziach. Jest to nieuczciwe, ale tak właśnie się dzieje.
– Ja musiałam przeżyć, Mo – rzekła Marie, spoglądając na męża. – Musiałam go odzyskać. Dlatego tak się stało.
– A ty, Dawidzie? Ty doznałeś urazu, takiego, z którym uporać się możesz tylko sam, i nie są ci potrzebne te wszystkie moje bzdury, które miały ci pomóc. Jesteś teraz sobą, nikim innym. Jason Bourne odszedł i już nie powróci. Żyj jako Dawid Webb, myśl wyłącznie o Marie i Dawidzie – bo tylko to istnieje i tak właśnie powinno być. A jeżeli przyjdzie taki moment, że wrócą twoje obawy i lęki – prawdopodobnie tak nie będzie, ale nie miałbym nic przeciwko temu, gdybyś od czasu do czasu sam je stworzył – daj mi tylko znać, a wsiądę do pierwszego samolotu lecącego do Maine. Kocham was oboje, a gulasz wołowy przyrządzony przez Marie jest znakomity.