– Doprawdy? – siwowłosy ambasador uniósł brwi, puszczając mimo uszu złośliwość. – I czego pan się o nim dowiedział?
– Miał opinię bardzo bystrego i ambitnego człowieka. Można to było wywnioskować z tempa, w jakim piął się w górę w Pekinie. Kilka lat wcześniej wpadł w oko wysłannikom Komitetu Centralnego na Uniwersytecie Fudan w Szanghaju przede wszystkim z uwagi na doskonałą znajomość angielskiego, a także dzięki wyśmienitej orientacji w problemach ekonomiki Zachodu.
– Co jeszcze?
– Uznano go za obiecujący materiał, a po dokładnej indoktrynacji wysłano do Londyńskiej Szkoły Ekonomicznej na studia podyplomowe. Przyjęły się obydwie sadzonki.
– Co pan przez to rozumie?
– Jeśli chodzi o kwestie związane z rządzeniem scentralizowanym państwem, jest czystej wody marksistą, ale jednocześnie żywi głęboki szacunek dla kapitalistycznych zysków.
– Rozumiem – mruknął Havilland. – Czyli akceptuje upadek radzieckiego systemu?
– Obciąża za to winą rosyjską skłonność do korupcji, bezmyślny konformizm wyższych kadr państwowych i alkoholizm szerzący się wśród niższych. Trzeba przyznać, że w najważniejszych okręgach przemysłowych Chin udało mu się wytępić wszystkie te wady.
– Można pomyśleć, że przeszedł szkolenie w IBM.
– Wniósł poważny wkład w rozwój nowej polityki handlowej Chin, a także przysporzył im sporych pieniędzy. – McAllister ponownie pochylił się naprzód w fotelu, wpatrując się w swoich rozmówców ze zdumionym, a nawet wręcz oszołomionym wyrazem twarzy. – Dobry Boże, dlaczego ktokolwiek na Zachodzie miałby pragnąć śmierci Shenga? To nie ma najmniejszego sensu! Pod względem ekonomicznym jest naszym sprzymierzeńcem, a pod politycznym – czynnikiem stabilizującym we władzach największego narodu na Ziemi, który wyznaje przeciwstawną do naszej ideologię! Wszystko, co udało nam się do tej pory osiągnąć, dokonaliśmy dzięki niemu i jemu podobnym. W chwili, gdy z jakiegokolwiek powodu go zabraknie, na horyzoncie natychmiast pojawi się widmo katastrofy! Jestem specjalistą w sprawach Chin, panie ambasadorze, i powtarzam jeszcze raz, jasno i wyraźnie: to absurd! Człowiek o tak ogromnym doświadczeniu jak pańskie pierwszy powinien to dostrzec.
Wiekowy dyplomata spojrzał ostro na oskarżającego go mężczyznę, po czym odpowiedział, starannie dobierając każde słowo:
– Kilka minut temu usłyszał pan, że młody naukowiec Dawid Webb stał się Jasonem Bourne'em dla pewnych celów. Analogicznie, Sheng Chouyang nie jest już pańskim przeciwnikiem w negocjacjach, którego zdołał pan tak dobrze poznać. On stał się takim człowiekiem również dla pewnych celów.
– O czym pan mówi? – zapytał ze zdumieniem McAllister. – Przecież wszystko to, co o nim mówiłem, jest w naszych oficjalnych kartotekach, w większości ściśle tajnych i dostępnych jedynie dla wąskiego kręgu wtajemniczonych!
– Tak pan uważa? – zapytał ze znużeniem w głosie stary dyplomata. – Na tego rodzaju raportach oficjalna pieczęć jest często przystawiana przez ludzi nie mających najmniejszego pojęcia, kto je sporządził i co one zawierają. Nie, panie podsekretarzu, to jeszcze o niczym nie świadczy.
– Najwyraźniej dysponuje pan informacjami, o których ja nic nie wiem – odparł chłodno funkcjonariusz Departamentu Stanu. – O ile oczywiście są to informacje, a nie dezinformacje. Ja znałem Sheng Chouyanga takiego, jakiego opisałem.
– Tak samo jak Dawid Webb, którego panu opisaliśmy, był Jasonem Bourne'em? Nie, proszę się nie denerwować. Nie bawię się z panem w kotka i myszkę, tylko zależy mi, żeby pan to zrozumiał:
Sheng nie jest tym człowiekiem, którego pan znał. Nigdy nim nie był.
– W takim razie kogo znałem? Kto siedział po drugiej stronie stołu w czasie negocjacji?
– To zdrajca, panie podsekretarzu. Sheng Chouyang zdradził swój kraj, a kiedy jego zdrada wyjdzie na jaw, co prędzej lub później musi nastąpić, Pekin obciąży odpowiedzialnością cały wolny świat. Konsekwencje tego błędu będą wręcz niewyobrażalne… Niemniej jesteśmy pewni, że przyświeca mu konkretny cel.
– Sheng zdrajcą! Nie wierzę panu! Przecież w Pekinie jest niemalże wielbiony! Najprawdopodobniej w przyszłości zostanie Przewodniczącym!
– Wówczas Chinami będzie rządził nacjonalista i fanatyk, pod względem ideologicznym wywodzący się z Tajwanu.
– Pan oszalał! Chwileczkę, przed chwilą powiedział pan, że on ma jakiś cel. „Przyświeca mu konkretny cel”, takiego użył pan sformułowania!
– Wraz ze swoimi zwolennikami pragnie zagarnąć Hongkong. Potajemnie przygotowuje ekonomiczny „Blitzkrieg”, polegający na poddaniu całego handlu i wszystkich instytucji finansowych kontroli „neutralnej” komisji, a w rzeczywistości podległej Pekinowi, czyli jemu. Pretekstem ma być fakt, że w roku 1997 wygasa brytyjsko-chiński układ, w związku z czym powołanie owej komisji ma się stać pozornie logicznym wstępem do przejęcia przez Chiny zwierzchności nad wyspą. Nastąpi to w momencie, gdy Sheng usunie ze swojej drogi wszystkie przeszkody i kiedy w sprawach ekonomii będzie się liczyć wyłącznie jego zdanie. Może to się zdarzyć za miesiąc lub dwa. Albo w przyszłym tygodniu.
– Uważacie, że Pekin się na to zgodzi? – zaprotestował McAl-lister. – Mylicie się! To… to szaleństwo! Chińska Republika Ludowa nigdy nie tknie Hongkongu, ponieważ przechodzi przez niego sześćdziesiąt procent jej międzynarodowej wymiany. Porozumienia gwarantują istnienie Wolnej Strefy Ekonomicznej przez pięćdziesiąt lat, a najważniejszym podpisem, jaki na nich figuruje, jest właśnie podpis Shenga!
– Ale dzisiaj Sheng nie jest tym samym Shengiem, którego pan znał.
– Tylko kim, do diabła?
– Proszę się przygotować na niespodziankę, panie podsekretarzu. Sheng Chouyang jest najstarszym synem działającego na terenie Szanghaju przemysłowca, który zdobył swą fortunę w starych, skorumpowanych Chinach Czang Kaj-szeka. Kiedy stało się jasne, że rewolucja Mao jednak zwycięży, cała rodzina uciekła za granicę, tak jak uczyniło to wielu posiadaczy ziemskich i kupców, zabierając ze sobą wszystko, co tylko udało się zabrać. Ojciec jest teraz jednym z najważniejszych taipanów w Hongkongu – niestety nie wiemy którym. Dzięki łaskawości jego syna, najpotężniejszego ministra w Pekinie, kolonia stanie się praktycznie jego własnością. To największa ironia i zarazem zemsta starego człowieka: Hongkong znajdzie się pod władaniem tych samych ludzi, którzy skorumpowali nacjonalistyczne Chiny, Przez długie lata bezwzględnie wykorzystywali swój kraj, ciągnąc olbrzymie zyski z pracy głodujących, ubezwłasnowolnionych ludzi, przygotowując grunt pod rewolucję Mao. Nawet jeżeli to, co mówię, brzmi jak komunistyczny bełkot, to obawiam się, że w większej części jest jednak żenująco prawdziwe. Obecnie garstka prowadzonych przez maniaka fanatyków chce siłą uzyskać to, czego nie przyznałby im żaden sąd na świecie. – Hayilland umilkł na chwilę, po czym fuknął z pogardą: – Szaleńcy!
– Skoro nie wiecie, kto jest tym taipanem, skąd macie pewność, że to wszystko prawda?
– Informacja pochodzi ze ściśle tajnych źródeł, ale została potwierdzona – odparł Reilly. – Po raz pierwszy dotarła do nas z Tajwanu. Pierwszym informatorem był członek tamtejszego rządu obawiający się, że taki rozwój wydarzeń nie przyniesie nic oprócz krwawej łaźni, w której skąpie się cały Daleki Wschód. Błagał nas, byśmy do tego nie dopuścili. Nazajutrz rano został znaleziony z poderżniętym gardłem i trzema kulami w głowie. W chińskim języku symboli oznacza to, że był zdrajcą. Od tamtej pory w podobny sposób zginęło jeszcze pięciu ludzi. To prawda. Spisek istnieje, rozszerza się coraz bardziej, a jego serce znajduje się w Hongkongu.