Kiedy któregoś dnia pojawiła się na przyjęciu, usłyszała:
– Cóż za niespodzianka, Elżbieto. Właśnie robiliśmy zakłady, że nie przyjdziesz.
Powietrze w pokoju przesiąknięte było słodkawym dymem palonej marihuany. Elżbieta wiedziała, że wiele dziewcząt pali marihuanę, choć sama nigdy tego nie próbowała.
Gospodyni przyjęcia, Francuzka o imieniu Renee, podeszła do Elżbiety, paląc długiego, czarnego papierosa. Zaciągnęła się mocno dymem i podała go Elżbiecie, mówiąc:
– Teraz twoja kolej.
– Chętnie – odparła Elżbieta, wkładając papierosa do ust z taką miną, jakby paliła trawkę” od dziecka. Następnie, krztusząc się dymem, odparła: – Niezły tytoń.
Kiedy Renee odwróciła się, Elżbieta zbladła i usiadła ciężko na sofie. Przez moment czuła mdłości i świat wirował jej przed oczami. Później jednak, gdy zaryzykowała i zaciągnęła się dymem po raz drugi, odczuła coś w rodzaju odprężenia. Ciało jej stało się wiotkie, a myśli przypominały leniwie przepływające obłoki.
Wiele słyszała o halucynacjach, które wywoływała marihuana. Postanowiła pójść na całość i po raz kolejny nabrała do płuc gryzącego dymu. Po chwili zdawało się jej, że odpływa z pokoju. Gdzieś z oddali dobiegała muzyka i głosy rozmawiających dziewcząt. Nie wiadomo kiedy zaczęła szybować nad budynkiem szkoły, coraz wyżej i wyżej, aż dotarła do zaśnieżonych szczytów Alp…
Nagle poczuła, że ktoś nią potrząsa, i usłyszała swoje imię. Kiedy otworzyła oczy, zobaczyła zatroskaną twarz Renee.
– Nic ci nie jest, Elżbieto?
– Wszystko w porządku, Renee. Czuję się cudownie. Pierwszy raz w życiu paliłam marihuanę.
– Marihuanę?! – Renee nie ukrywała zdziwienia. – Przecież to był zwykły papieros, głuptasie.
Po drugiej stronie wioski znajdowała się szkoła dla chłopców. Dziewczęta z jej klasy często wymykały się z internatu na potajemne schadzki. Potem godzinami opowiadały o umięśnionych torsach chłopców i ich długich penisach. Opisywały wszystko z pikantnymi szczegółami. Czasem, kiedy ich słuchała, zdawało jej się, że jest otoczona przez nimfomanki.
Jedną z ich ulubionych zabaw było frólage. Jedna z dziewcząt rozbierała się do naga i, leżąc na plecach, pozwalała innej pieścić swoje ciało. Zwykle po dziesięciu minutach osiągała orgazm i fundowała ciastko swojej kochance. Jeżeli zabawa przeciągała się, wówczas kochanka otrzymywała kolejne ciastko.
Inne ulubione divertissemente rozgrywało się w szkolnej wannie. Któraś z kolejnych ofiar obsesji seksualnej pozbywała się odzienia i siadała w dużej wannie. Następnie, odkręcając prysznic, wkładała jego końcówkę między uda. Dziewczęta z wypiekami na twarzy obserwowały, jak ich szkolna koleżanka oddaje się rozkoszy.
Elżbieta wprawdzie nie brała udziału w tych wyrafinowanych zabawach, lecz równie silnie jak jej koleżanki zaczynała odczuwać potrzeby seksualne.
Jedną z jej szkolnych nauczycielek była drobna kobieta, Chantal Harriot. Chantal niedawno skończyła dwadzieścia lat i swoim wyglądem nie różniła się zbytnio od uczennic. Była ładna i wzbudzała sympatię. Elżbieta ufała jej bezgranicznie i opowiadała o swoich problemach. Chantal umiała ją pocieszyć. Była dla niej wyrozumiała. Pomagała jej wyjść z trudnej sytuacji. Na koniec częstowała ją filiżanką gęstej czekolady i ciastkami.
Chantal uczyła dziewczęta francuskiego i mody. Na lekcjach mody szczególny nacisk kładła na harmonię barw i dodatki.
– Pamiętajcie, dziewczęta – zwykła mówić – nawet najelegantsza suknia wygląda okropnie bez odpowiednich dodatków.
“Dodatki” – było to bez wątpienia magiczne słowo madame Harriot.
Elżbieta nie przestawała o niej myśleć. Czuła ciarki na ciele, kiedy wspominała dotyk dłoni Chantal na swoim ramieniu i piersiach, gdy nauczycielka obejmowała ją przy powitaniu.
Na początku wydawało się Elżbiecie, że Chantal przypadkowo dotykała jej piersi czy pośladków. Później jednak dostrzegła jej pełen wyczekiwania wzrok i… zdała sobie sprawę, że Chantal nie jest jej obojętna. Często przyłapywała się na tym, że wyobrażała ją sobie nagą, z długimi nogami i falującymi piersiami. Wtedy to właśnie uświadomiła sobie gorzką prawdę o sobie: była po prostu lesbijką.
Jej pożądania nie wzbudzały jednak głupiutkie dziewczęta z klasy, lecz dojrzała i wrażliwa kobieta w osobie panny Harriot. Elżbieta wystarczająco dużo wiedziała o poniżeniu, jakiego doświadczały lesbijki. Otoczenie nie akceptowało ich, uważając takie związki za przejaw zwyrodnienia ludzkiej natury.
“Czy jest coś złego w tym, że kocha się kogoś tej samej płci? – pytała samą siebie. – Przecież liczy się miłość, która łączy kochanków, bez względu na to, czy jest to związek homo – czy heteroseksualny”.
Ciekawe, jak zareaguje ojciec, kiedy dowie się o jej skłonnościach. Będzie jednak musiał pogodzić się z tym, że jego córeczka nie będzie miała męża i nie urodzi mu ukochanego wnuka. Do końca życia pozostanie wyrzutkiem społeczeństwa.
Ona i madame Chantal Harriot zamieszkają w jakimś małym domku o ciepłych, pastelowych kolorach. Nie zapomną też o odpowiednio wyposażonych wnętrzach. Do wszystkich pokoi kupią francuskie meble, a na ścianach powieszą obrazy.
Ojciec na pewno im pomoże. Nie… nie poprosi ojca o pieniądze. Zresztą, kiedy mu o wszystkim powie, z całą pewnością nie będzie chciał więcej o niej słyszeć.
Elżbieta postanowiła, że nie będzie nosić szerokich tweedowych spodni ani szytych na miarę kostiumów czy wulgarnych męskich kapeluszy. Postara się wyglądać jak najbardziej kobieco.
Dla Chantał nauczy się gotować i będzie przyrządzać jej ulubione dania. Wyobrażała sobie, jak każdego wieczoru zasiądą do stołu i przy świecach zjedzą przygotowaną przez siebie kolację: bukiet smacznych sałatek, do tego krewetki lub homar i chateaubriand z lodami na deser. Po kolacji usiądą na podłodze przy kominku i będą czytały poezję T. S. Eliota lub V. J. Rajadhona…
Elżbieta z całego serca pragnęła zbliżenia z Chantał. Gdy pewnej nocy obudziła się i zobaczyła stojącą przy jej łóżku madame Harriot, serce zabiło jej mocniej.
– Elżbieto, moja kochana – szepnęła Chantał i zrzuciła z siebie koszulę nocną. – Spójrz na mnie. Stoję przed tobą zupełnie naga.
Chantał nie przypominała tej idealnej kochanki z jej marzeń. Jej piersi nie były tak jędrne, jak to sobie wyobrażała Elżbieta, brzuch był zbyt mocno wystający, a nogi zbyt umięśnione. Jej wygląd zewnętrzny nie miał jednak dla Elżbiety najmniejszego znaczenia. Liczyła się dusza tej kobiety i odwaga, z jaką przeciwstawiała się światu, a także to, że ją pokochała i pragnęła z nią zostać do końca życia.
– Zrób mi miejsce, mon petit ange – poprosiła szeptem Harriot.
Elżbieta posłusznie przesunęła się na środek łóżka. Chantał położyła się obok niej i objęła ją za szyję.
– Och, cheri. Od dawna marzyłam o tej chwili. – Mówiąc to, lekko musnęła wargami jej czoło, a później, pojękując i sapiąc, próbowała włożyć jej język do ust.
Elżbieta doznała szoku. W jednej chwili poczuła wstręt do tej kobiety. Harriot bezwstydnie ugniatała jej piersi, głaskała po udach i wkładała dłoń między uda, nie przestając sapać jak… zwierzę.
Ze łzami w oczach dziewczyna żegnała się z małym kolorowym domkiem, kolacjami przy świecach, sałatką z homara, poezją Eliota czytaną przy kominku i tymi wszystkimi uroczymi chwilami, które przyszłoby im spędzić razem.
– Och, cheri. Tak bardzo chciałabym wejść w ciebie – Harriot chwyciła mocno jej kolana i rozchyliła na boki.
– Niestety, nie uda się to pani, madame Harriot – odparła Elżbieta, siląc się na spokój. – Brakuje pani pewnego istotnego rekwizytu.