– Panie Williams – zaczął Kafir – proszę mi wybaczyć nieobecność, ale nie przypuszczałem, że nadal przebywa pan w Stambule. Miał pan przecież odlecieć najbliższym samolotem…
– Usiądź, Hajib – przerwał mu Rhys. – Wyślesz telegramy do czterech krajów. Chcę, aby doręczyli je adresatom posłańcy naszej korporacji. Zrozumiałeś?
– Oczywiście, panie Williams.
Wzrok Rhysa przykuł nagle złoty zegarek firmy Baum i Mercier, połyskujący na nadgarstku Turka.
– O tej porze poczta główna będzie już zamknięta. Nadaj więc telegramy z Yeni Posthana Cad. Zrób to najpóźniej za pół godziny.
Po tych słowach wręczył Kafirowi kopie telegramów. Zarządca pośpiesznie przeczytał ich treść i zamarł z przerażenia.
– Co to ma znaczyć? – wyjąkał.
– Sam Roffe zginął w wypadku – odparł spokojnie Rhys.
Nagle jego myśli zaprzątnął skrywany w głębi serca wizerunek Elżbiety Roffe, córki wielkiego Sama. Miała dwadzieścia cztery lata. Rhys doskonale pamiętał ich pierwsze spotkanie, kiedy to była jeszcze piętnastoletnim zbuntowanym podlotkiem, nieśmiałym i pełnym kompleksów wywołanych nadwagą.
Odziedziczyła po ojcu inteligencję i energię. Z czasem bardzo zbliżyło ją to do ojca. On zaś przepadał za nią, tym bardziej że urodą przypominała matkę.
Williams wiedział, jak bardzo dotknie ją śmierć ojca, i dlatego postanowił przekazać jej tę tragiczną wiadomość osobiście.
Rozdział 2
BERLIN, PONIEDZIAŁEK, 7 WRZEŚNIA, 10 RANO
Anna wiedziała, że nie powinna krzyczeć, bo Walther może wrócić i zabić ją. Skuliła się więc w rogu pokoju i, drżąc na całym ciele, oczekiwała na śmierć.
To, co zaczęło się niczym cudowna baśń, zakończyło się koszmarem.
Walther Gassner był pierwszą i jedyną miłością Anny Roffe. Ona sama była niezwykle kruchym i chorowitym dziewczęciem. Często mdlała i miewała zawroty głowy, które ustąpiły dopiero, gdy ukończyła osiemnaście lat. Całe jej życie wypełniały wizyty lekarzy z najodleglejszych zakątków świata. Była przecież córką Antona Roffe'a i największe sławy medyczne starały się jej pomóc.
Anna jako dziecko nie mogła bawić się z rówieśnikami ani chodzić z nimi do szkoły. Stworzyła więc sobie własny świat, pełen marzeń. Była nieobecna i zamknięta w sobie. Żyła we własnym świecie, do którego nikt nie miał wstępu. Kiedy ukończyła osiemnaście lat, jej niezwykłe dolegliwości nagle ustąpiły, budząc ją jakby ze snu. Długa choroba upośledziła ją jednak w pewien sposób. Była w wieku, kiedy większość dziewcząt wychodziła już za mąż, ona zaś nie znała nawet smaku pocałunku.
Nie przejmowała się jednak tym zbytnio. Nadal żyła we własnym świecie, a adorujący ją mężczyźni (była dziedziczką jednej z największych fortun) mało ją obchodzili. Otrzymywała wiele ofert matrymonialnych: od szwedzkiego hrabiego, znanego włoskiego poety i pół tuzina książąt z ubogich krajów. Wszystkie te propozycje zostały przez nią odrzucone.
W dniu trzydziestych urodzin córki sędziwy Anton Roffe wzruszył ramionami i zauważył:
Umrę, nie ujrzawszy upragnionego wnuka.
Walthera Gassnera poznała w Austrii dokładnie w swoje trzydzieste piąte urodziny. Był od niej młodszy o trzynaście lat. Imponował jej muskularną budową ciała i elokwencją. Nie przeszkadzało jej nawet to, że był tylko instruktorem jazdy na nartach.
Po raz pierwszy zobaczyła go, gdy zjeżdżał ze stromego stoku Hahnenkamm. Nie mogła oderwać od niego oczu. Wyglądał niemal jak młody bóg. Po pewnym czasie Walther także ją zauważył i, wykonując kilka efektownych skrętów, zbliżył się do niej.
– Zmęczyła się pani jazdą, gnadiges Fraulein? – zapytał.
Uśmiechnęła się i ku swojemu zaskoczeniu zaproponowała:
– Jestem potwornie głodna. Zapraszam pana na obiad.
Potem oblała się rumieńcem i pośpiesznie oddaliła w stronę hotelu Tennerhof. Nie była głupia. Wiedziała, że nie jest ani ładna, ani wyjątkowo inteligentna i niczego innego oprócz nazwiska nie mogła zaoferować mężczyźnie. Wiedziała też jednak, że ma niezwykle wrażliwą osobowość. Brak urody traktowała jako pewnego rodzaju ułomność, którą rekompensowała sobie, podziwiając piękno dzieł sztuki w galeriach i muzeach. Być może dlatego niezwykle przystojny Gassner wydawał jej się właśnie takim ożywionym arcydziełem.
Następnego dnia rano Walther spotkał ją ponownie. Jadła akurat śniadanie na tarasie hotelu. Nie mogła oderwać oczu od jego jasnych włosów, białych zębów i błękitnych oczu, a jego muskuły, które opinał narciarski kombinezon, wywoływały w niej dreszcz pożądania. Anna ukryła ręce w połach rękawów, aby Walther nie dostrzegł zrogowaceń.
– Szukałem cię wczorajszego popołudnia na wzgórzu. Chciałbym nauczyć cię jazdy na nartach. Za darmo – dodał z uśmiechem.
Później zabrał ją do Hausbergu na pierwszą lekcję. Już po pierwszym zjeździe stało się oczywiste, że nie miała talentu do narciarstwa. Mimo rozpaczliwych prób utrzymania równowagi, lądowała co chwila w śniegu. Nie rezygnowała jednak w obawie, że Walther inaczej nie będzie miał ochoty widywać się z nią. Kiedy po raz dziesiąty pomagał jej wstać, powiedział:
– Jesteś stworzona do czegoś zupełnie innego.
– Co masz na myśli?
– Dowiesz się dziś wieczorem przy kolacji.
Spędzili ze sobą kilka następnych dni. Walther zaniedbywał swoich klientów i opuszczał lekcje, urządzając sobie z Anną wypady do okolicznych wiosek. Czasem wybierali się też do kasyna Der Goldene Greif, a później, po nieprzespanej nocy, przesiadywali na tarasie hotelu, gawędząc do późnego popołudnia. Te godziny spędzone z Waltherem wydawały się jej cudownym snem. Tydzień później ujął czule jej dłonie i szepnął:
– Wyjdź za mnie, liebchen.
Tymi kilkoma słowami zburzył jej nierzeczywisty świat. Nagle uświadomiła sobie, że nie jest księżniczką z bajki, lecz trzydziestopięcioletnią, nieatrakcyjną kobietą, idealnym łupem dla łowców posagu. Próbowała wstać od stolika, ale przytrzymał ją za ręce.
– Jesteśmy dla siebie stworzeni – powiedział. – Kocham cię nad życie.
Spokojnie słuchała jego kłamstw o tym, że nikogo przed nią nie darzył równie wielką miłością. Uwierzyła mu zapewne dlatego, że bardzo tego pragnęła. Świadomie zagłuszała głos rozsądku. Ufała, że to, co opowiadał o sobie, było prawdziwą historią jego życia.
Prawdą natomiast było, że Walther, podobnie jak ona, nigdy nie kochał. Był bękartem pogardzanym przez otoczenie. Gorąco pragnął miłości, którą obdarzał przypadkowo poznane kobiety – Już jako trzynastolatek był atrakcyjny i kobiety nie wahały się go wykorzystywać. Wszystkie zabierały go na noc do swoich sypialni i uczyły, jak je zadowolić. W nagrodę dostawał pieniądze i smakołyki. Dawały mu wszystko, prócz miłości.
Walther był jej bratnią duszą, jej doppelganger. Wzięli cichy ślub w miejscowym ratuszu.
Anna sądziła, że jej decyzja uraduje ojca. Stało się jednak inaczej. Na wieść o jej zamążpójściu Anton Roffe wpadł we wściekłość.
– Jesteś naiwną idiotką! – grzmiał. – Ten nikczemnik jest zwykłym łowcą fortun. Stałaś się jego ofiarą. Zasięgnąłem o nim jeżyka. Przez całe swoje podłe życie był utrzymankiem kobiet. Tyle że dotąd nie spotkał kobiety dostatecznie głupiej, aby za niego wyszła.
– Przestań, ojcze! – oponowała ze łzami w oczach.
– Przecież nic o nim nie wiesz.
Anton Roffe wiedział jednak swoje i, co gorsza, nie mylił się. Zaraz po ich przyjeździe poprosił zięcia na rozmowę.
Kiedy Walther wszedł do gabinetu, jego wzrok przyciągnęły drogocenne malowidła. Pokiwał głową z aprobatą i oznajmił: