– Wyglądasz na wyczerpaną, Elżbieto. Masz natychmiast pójść do łóżka i nie wstawać co najmniej przez kilka dni. Zaraz zamówię telefonicznie coś do jedzenia. Poproszę o zakupy na cały tydzień.
– A kto zajmie się gotowaniem?
– Ja…
Tego wieczoru Alec rzeczywiście przyrządził kolację i zaniósł Elżbiecie do łóżka.
– Przyznam ci się, że gotuję nie najlepiej – oznajmił, stawiając tacę na pościeli. – Ale przynajmniej trochę się posilisz.
Okazało się, że Alec nie miał zielonego pojęcia o gotowaniu. Danie, które przygotował, było przesolone i niedogotowane. Zjadła jednak wszystko, ponieważ umierała z głodu. Nie chciała też urazić Aleca. Przez cały czas siedział przy niej i zajmował rozmową. Ani razu nie wspomniał o incydencie w policyjnym garażu i Elżbieta była mu za to wdzięczna.
Alec nie odstępował jej na krok również przez kilka następnych dni. Gotował, wychodził z nią na spacery, a wieczorami czytał jej ulubioną powieść. Odbierał też telefony, które stale dzwoniły.
Ivo i Simonetta dzwonili rano i wieczorem, wypytując o jej zdrowie. Podobnie Helena i Charles oraz Walther. Wszyscy zgłaszali chęć przyjazdu. Elżbieta tłumaczyła im, że czuje się dobrze i że wkrótce przyjedzie do Zurychu.
Zadzwonił również Rhys Williams. Kiedy usłyszała w słuchawce jego głos, o mało nie zemdlała. Zdała sobie nagle sprawę, jak bardzo za nim tęskniła.
– Słyszałem, że próbowałaś pobić rekord szybkości w jeździe górskiej – żartował Rhys.
– Na pewno pobiłam jeden z ostatnich rekordów Heleny – śmiała się.
– Cieszę się, że jesteś cała i zdrowa – powiedział z wyraźną ulgą w głosie.
Zastanawiała się, czy jest może teraz z którąś ze swoich kochanek. “Pewnie jest równie piękna, jak inne, które płaszczyły się u jego stóp” – pomyślała z odrazą.
– Czy wiesz, że piszą o tobie w gazetach?
– Chyba żartujesz sobie ze mnie.
– Nie. Posłuchaj: “Dziedziczka fortuny cudem uniknęła śmierci zaledwie kilka tygodni po tragicznym wypadku jej ojca, znanego…”
Rozmawiali przez dłuższą chwilę i kiedy skończyli, Elżbieta poczuła się trochę lepiej. Rhys interesował się tym, jak ona się czuje i co porabia. Wyraźnie martwił się o nią. Pomyślała, że chyba umarłaby z rozpaczy, gdyby na przykład oznajmił jej, że zamierza poślubić którąś z tych znienawidzonych przez nią kobiet.
“Elżbieta Williams…” – pomyślała, odkładając słuchawkę.
– Przypominasz mi kota z Cheshire – powiedział Alec, wchodząc do sypialni.
– Jesteś miły – odparła. “Może powinnam była powiedzieć Rhysowi o tajnym raporcie ojca?”
– Czas na nas – oznajmił Alec następnego dnia rano. – Chętnie pozwoliłbym ci jeszcze poleniuchować kilka dni, ale musimy lecieć do Zurychu. Czeka cię przecież arcyważne spotkanie z dyrektorami korporacji.
Na lotnisku czekali na nich dziennikarze. Zanim wsiedli do limuzyny, Elżbieta wygłosiła krótkie oświadczenie dla prasy dotyczące wypadku.
Kilka minut później znalazła się w sali konferencyjnej. Zajęci dotąd rozmową mężczyźni nagle umilkli. Elżbieta wolno zbliżyła się do stołu, przy którym siedzieli, i siląc się na spokój, powiedziała:
– Panowie, chcę was poinformować, że podtrzymuję swoją poprzednią decyzję, co oznacza, że nie zamierzam zgadzać się na sprzedaż akcji.
Charles gniewnie zmarszczył brwi. Wyrzucał jej, że niepotrzebnie się upiera i że jest nieodpowiedzialna. Gdyby wiedział, jak bliska była decyzji, która z pewnością zadowoliłaby wszystkich. Nie mogła się jednak poddać. Wśród nich był przecież zabójca jej ojca, który teraz czyhał również na jej życie. Gdyby zgodziła się na sprzedaż “Roffe & Sons”, złoczyńca odniósłby zwycięstwo.
Wszyscy obecni próbowali przekonać ją, by zmieniła decyzję, przytaczając różne argumenty.
Alec utrzymywał, że “Roffe & Sons” potrzebuje doświadczonego prezesa, który wyciągnąłby korporację z obecnych tarapatów.
Ivo kokietował ją jeszcze bardziej niż zwykle.
– Jesteś przepiękną kobietą, carissima. Masz cały świat u swoich stóp. Powinnaś cieszyć się życiem, a nie zajmować nudnymi interesami.
Charles tłumaczył jej wszystko na swój sposób.
– Przejęłaś kontrolę nad firmą wskutek tragicznego zbiegu okoliczności. Powinnaś jak najszybciej naprawić swój błąd, zanim będzie za późno.
– Mamy poważne kłopoty – dodał Walther. – Jedynym rozwiązaniem jest rozpisanie akcji i ich sprzedaż.
Elżbieta analizowała dokładnie wszystkie argumenty.
Ich wypowiedzi nie były pozbawione sensu. Mieli na względzie dobro korporacji, a mimo to któryś z nich pragnął ją zniszczyć. “Tylko który?” – zastanawiała się, próbując przeniknąć szare od gniewu twarze.
Jedno było pewne: pragnęli z całego serca, aby usunęła się z drogi i zezwoliła na sprzedaż akcji. Rozumiała jednak, że z chwilą, gdy wyrazi na to zgodę, szansę znalezienia zabójcy ojca i jednocześnie winowajcy wszystkich obecnych problemów korporacji będą równały się zeru.
Postanowiła jak najszybciej zakończyć posiedzenie.
– Doskonale zdaję sobie sprawę, że zarządzanie tak ogromną firmą nie należy do spraw najłatwiejszych, dlatego oczekuję od was pomocy. W ten sposób z pewnością stawimy czoło obecnym kłopotom…
– Niech ktoś przemówi jej do rozsądku! – przerwał Elżbiecie Ivo. Wreszcie dał o sobie znać jego temperament.
– Obawiam się, panowie, że będziecie musieli zatańczyć tak, jak zagra wam ta młoda dama – odezwał się nagle Rhys i, śmiejąc się, mrugnął porozumiewawczo do Elżbiety.
– Dziękuję, panie Williams. Chciałabym, aby oficjalnie ogłoszono, że od dziś zajmuję miejsce ojca.
– Czy to ma oznaczać, że zostajesz nowym prezesem? – zapytał Charles.
– Przecież już nim jest – odparł Alec. – Robi nam jedynie grzeczność, że nas o tym informuje.
Charles zawahał się przez moment, ale w końcu wykrztusił z siebie:
– Głosuję za tym, aby Elżbieta Roffe została nowym prezesem “Roffe & Sons”.
– Popieram wniosek – powiedział Walther i uniósł rękę do góry.
Rozdział 21
– Słucham, panno Roffe – powiedziała Kate Erling, stojąc na baczność niczym żołnierz. Elżbiecie wydawało się, że biedna Kate za chwilę zasalutuje.
– Mój ojciec miał ponoć przy sobie jakiś tajny raport. Czy wie pani coś na ten temat? Kate potrząsnęła przecząco głową.
– Nic mi o tym nie wiadomo. Pan Roffe nie wspominał o żadnym raporcie.
– A gdyby chciał wszcząć prywatne dochodzenie, kogo poprosiłby o pomoc?
– Którąś z agencji detektywistycznych korporacji, proszę pani.
Było to zapewne ostatnie miejsce, gdzie udałby się jej ojciec. Nikomu więc nie mogła ufać.
Na biurku leżał raport o stanie finansów firmy. Elżbieta przejrzała go pobieżnie i posłała po księgowego, Wiltona Krausa. Kraus był człowiekiem błyskotliwym i tryskającym energią. Prawdopodobnie ukończył Wharton School albo Harvard.
Kiedy się pojawił, Elżbieta zapytała bez ogródek:
– Czy jest możliwe, aby tak potężne przedsiębiorstwo, jak nasze, miało kłopoty finansowe?
Kraus wzruszył ramionami. Nie był widać przyzwyczajony do szefa kobiety.
– No cóż – zaczął, przełykając ślinę. – Kilka lat temu nasze przedsiębiorstwo przeżywało okres ekspansji i potrzebne były pieniądze na założenie kilku nowych filii. Dlatego pani ojciec i członkowie zarządu postanowili zaciągnąć krótkoterminowe pożyczki od banków. Jesteśmy obecnie zadłużeni na sześćset milionów dolarów.
– I zalegamy ze spłatą odsetek?