– Wiem o tym i dlatego pojechałem autobusem.
– Autobusem?! – Schmied pokiwał głową z niedowierzaniem. – Wie pan doskonale, że nie wolno korzystać na służbie z publicznych środków transportu! Nie widzę też wydatków na posiłki. Dochodzenie trwało trzy dni. Czyżby pan nic nie jadł w tym czasie?
– Kupowałem tylko obiady. Śniadania i kolacje przyrządzałem sobie sam, Herr Oberleutnant. Wydatki na obiady znajdzie pan w ostatniej rubryce: szesnaście franków.
“Pewnie jadł te swoje obiady w Armii Zbawienia” – pomyślał Schmied i powiedział:
– Detektywie Hornung, wydział, w którym pan pracuje, istnieje od stu lat i prawdopodobnie będzie istniał jeszcze przez następne sto. Mamy pewne tradycje, których z dumą przestrzegamy.
Niech pan pomyśli o swoich kolegach. – Schmied położył przed Hornungiem listę wydatków. – Proszę to poprawić.
– Rozumiem, Herr Oberleutnant. Przepraszam za kłopot.
– Nie szkodzi. W końcu nie ma pan jeszcze doświadczenia.
Pół godziny później Hornung zwrócił nadinspektorowi listę, podnosząc wydatki zaledwie o trzy procent.
Tego listopadowego ranka, po tragicznym wypadku w budynku zarządu “Roffe & Sons”, nadinspektor trzymał w ręku kolejny raport Maxa i trząsł się z oburzenia.
– Kiedy nadeszło zgłoszenie o wypadku, miał pan obowiązek natychmiast stawić się w budynku biurowca!
– Tak, proszę pana – odparł Hornung.
– Zrobił pan to dopiero po czternastu godzinach! W tym czasie cała policja australijska zdążyłaby przylecieć do Zurychu, przeprowadzić czynności śledcze i wrócić do domu!
– Myli się pan. Na sam przylot z Australii potrzebowaliby…
– Niech pan się zamknie! – warknął Schmied i nerwowo przeczesał palcami gęste, ostatnio bardzo szybko siwiejące włosy. Zastanawiał się, jak przemówić temu idiocie do rozsądku. – Nie będę tolerował samowoli w moim wydziale! – powiedział z naciskiem. – Kiedy inni detektywi pojechali na miejsce wypadku, wezwali karetkę, zabrali ciało do kostnicy i uczestniczyli w autopsji, pan najspokojniej w świecie popijał w biurze kawę i budził w środku nocy niewinnych ludzi.
– Myślałem…
– Gówno mnie obchodzi, co pan myślał! – Schmied zapomniał o głębokich oddechach, które doradzał mu w chwilach zdenerwowania mistrz jogi. – Cały ranek musiałem wysłuchiwać skarg na pana!
– Musiałem dowiedzieć się…
– Dosyć tego! Niech mi się pan więcej nie pokazuje na oczy, Hornung!
– Tak jest. Czy mogę pójść na pogrzeb ofiary wypadku? Ma się odbyć dzisiejszego ranka.
– Dobrze.
– Dziękuję. Chciałem przeprosić, jeżeli… – przerwał, widząc jak Schmied zerwał się z miejsca i nagłym ruchem ręki pokazał mu drzwi.
Rozdział 32
Kaplica na cmentarzu Sihlfed była zabytkowym budynkiem, wykonanym z kamienia i marmuru. Obok sali, gdzie ubierano zwłoki, znajdowało się małe krematorium.
Wewnątrz kaplicy przednie rzędy przed katafalkiem z trumną zajmowali przedstawiciele dyrekcji i pracownicy “Roffe & Sons”. W tyle obok katafalku kręciło się niespokojnie kilkunastu dziennikarzy.
Wśród nich stał Hornung, zatopiony w rozmyślaniach o śmierci. “Jak to możliwe – pytał sam siebie – że kiedy człowiek zaczyna osiągać sukcesy i może spokojnie cieszyć się życiem, nagle ginie w wypadku? Ludzka egzystencja zdaje się nie mieć najmniejszego sensu”. Detektyw patrzył na trumnę i słuchał słów mistrza ceremonii pogrzebowej:
– Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz.
Kwadrans później wszyscy wstali i ruszyli do wyjścia. Pogrzeb dobiegał końca.
Max stanął w pobliżu drzwi i kiedy zbliżyli się do niego mężczyzna i kobieta, zagadnął:
– Panna Elizabeth Roffe? Chciałbym z panią zamienić kilka słów.
Usiedli na małej ławeczce na wprost kaplicy.
– Czego pan sobie życzy? Panna Roffe składała już stosowne oświadczenie na policji – powiedział Rhys Williams, nie kryjąc złości.
– Bardzo przepraszam, jeżeli zakłócam państwa spokój, ale zależy mi tylko na kilku drobiazgach.
– Czy nie moglibyśmy pomówić o tym kiedy indziej? Panna Roffe nie czuje się najlepiej.
– Daj spokój, Rhys – odezwała się Elżbieta. – W czym mogę panu pomóc, detektywie Hornung?
Max spojrzał na Elżbietę i po raz pierwszy w życiu zaniemówił. Kobiety były mu równie obce jak przybysze z innych planet. Ich postępowanie było pozbawione logiki. W życiu kierowały się emocjami i były przez to nieobliczalne.
Kobietom pociąg seksualny kojarzył się z głębokim związkiem uczuciowym dwojga ludzi. Maxa podniecała jedynie dynamika poruszających się rytmicznie ciał. W dynamice bowiem, a nie w uczuciach, upatrywał sensu ludzkiej egzystencji. Uważał, że mylili się poeci sądząc, że gorące uczucia potrafią ruszyć świat z posad. Według niego, nie potrafią przesunąć nawet ziarnka piasku.
Dziwne więc wydawało mu się to, że w obecności tej kobiety czuł się nieswojo. Starał się nie patrzeć jej w oczy, aby móc zebrać myśli.
– Czy ma pani w zwyczaju pracować do późna, panno Roffe? – zapytał.
– Tak, często przesiaduję w biurze do późna w nocy.
– O której godzinie kończy pani zwykle pracę?
– To zależy. Czasami o dziesiątej, ale bywa też, że pracuję do północy, a nawet dłużej.
– Pani współpracownicy, rzecz jasna, wiedzą o tym?
Elżbieta spojrzała na niego zaskoczona.
– Przypuszczam, że tak.
– Tego wieczoru, gdy miał miejsce wypadek, pracowała pani razem z panem Williamsem i panią Kate Erling?
– Tak.
– Ale nie wyszliście razem?
– Ja wyszedłem pierwszy – odezwał się Rhys. – Byłem umówiony.
Max przyjrzał się uważnie Rhysowi i zwrócił się ponownie do Elżbiety.
– Ile czasu upłynęło od wyjścia pana Williamsa, zanim zdecydowała się pani opuścić biuro?
– Około godziny.
– Czy wyszła pani razem z Kate Erling?
– Tak. Wyszłyśmy razem do holu. – Jej głos wyraźnie drżał. – Winda… ta winda, która czekała już na nas…
– I co się wtedy wydarzyło?
– Weszłyśmy obie do windy. Wówczas zadzwonił telefon. Kate zaproponowała, że odbierze, lecz ja czekałam na pilny telefon i postanowiłam sama… – przerwała i do oczu napłynęły jej łzy. – Wysiadłam z windy. Kate zapytała, czy ma zaczekać, ale ja kazałam jej zjechać w dół. Widziałam, jak naciska przycisk z napisem “parter”. Ruszyłam w kierunku mojego biura. Później, kiedy otwierałam drzwi, usłyszałam przeraźliwy krzyk… – Elżbieta nagle umilkła.
– Dosyć tego! – powiedział oburzony Rhys. – Do czego pan zmierza?
“Chcę udowodnić, że to nie był zwykły wypadek, lecz morderstwo zaplanowane z zimną krwią – pomyślał Max Hornung. – Ktoś próbował zamordować Elżbietę Roffe”.
Starał się przypomnieć sobie wszystko, czego dowiedział się o “Roffe & Sons”.
Korporacja poniosła ostatnio ogromne straty. Winna była bankom astronomiczne kwoty, o które banki zaczynały się gwałtownie upominać. Aby uzyskać potrzebne pieniądze, należało wypuścić akcje. Na tę operację nie zgadza się jednak były prezes i dlatego pewnie ginie w górach. Później na czele korporacji staje jego córka i kiedy stanowczo odmawia rozpisania akcji, ją również ktoś próbuje posłać na tamten świat. Ma widocznie ku temu powody i nie cofnie się przed niczym. Hornung zdawał się być na właściwym tropie i wiedział, że nie spocznie, póki nie rozwikła tej intrygującej zagadki.
– Czy dowiem się w końcu, dlaczego pan wypytuje o to wszystko pannę Roffe?
– No cóż… to tylko rutynowe przesłuchanie. Bardzo państwa przepraszam.
Wstał i ruszył w stronę bramy wyjściowej cmentarza.