Na ekranie ukazała się w zbliżeniu twarz osiemnastoletniej dziewczyny. Miała jasne włosy, a w ustach trzymała członka klęczącego obok niej łysego mężczyzny. Po chwili mężczyzna rozłożył dziewczynie kolana i wszedł w nią. Potem uniósł wysoko pośladki, aby kamera mogła zrobić kolejne zbliżenie. Hornung nigdy przedtem nie widział twarzy tej dziewczyny, ale zwrócił uwagę na czerwoną kokardkę, widniejącą na jej szyi. Gdzieś już ją widział…
Dziewczyna na ekranie zaczęła krzyczeć:
– Już! Już jest! Szybciej! Szybciej!
Nagle umilkła. Mężczyzna chwycił ją za szyję. Ściskał coraz mocniej, póki wijące się w agonii ciało nie zastygło w bezruchu. Nastąpił kolejny najazd kamery na twarz dziewczyny i film się skończył.
“Ta kokardka… – powtórzył w myślach Hornung. – Podobną miała ta dziewczyna, którą wyłowiono z rzeki w Zurychu”.
Takie same znaleziono również na szyjach dziewcząt wyłowionych z rzek w Londynie, Rzymie, Hamburgu i Paryżu.
– Opisy wyłowionych z wody dziewcząt idealnie do siebie pasują – zauważył Almedin podczas rozmowy z Hornungiem. – Wszystkie mają blond włosy i są młode. Zamordowane zostały w trakcie stosunku płciowego. Były nagie i na szyjach miały czerwone kokardki. Mamy do czynienia z maniakalnym mordercą, który z zimną krwią przygotowuje każdą kolejną zbrodnię.
– Mamy szczęście – przerwał Almedinowi detektyw, który właśnie wszedł do biura. – Tę kasetę, na której znajdował się film, wykonała mała firma z Brukseli. Cała partia była wadliwa, dlatego łatwo można było ją zidentyfikować. Mamy już listę klientów, którzy nabyli kasety.
– Czy mógłbym ją zobaczyć? – poprosił Hornung.
Rozdział 43
Alec Nichols nie miał ochoty brać udziału w bankiecie. Zjawił się tam jedynie po to, aby dotrzymać towarzystwa Elżbiecie.
Bankiet odbywał się w Glasgow, którego Alec nienawidził.
Przez cały czas od momentu, gdy zjawili się w hotelu, był niespokojny i bolał go żołądek. Jakiś idiota przyrządził haggis, które właśnie on musiał spożyć.
– Nic ci nie jest, Alec?
– Nie, nic – poklepał Elżbietę po ręku i skrzywił się z bólu.
Na bankiecie wszyscy mieli wygłosić referaty. Kiedy przyszła kolej na Nicholsa, podszedł do niego kelner i szepnął:
– Telefon do pana, sir.
Alec wyszedł do recepcji. Podniósł słuchawkę zawieszonego na ścianie telefonu.
– Słucham?
– To nasza ostatnia rozmowa, Nichols. Przygotuj się na najgorsze – powiedział Swinton i rozłączył się.
Rozdział 44
Następnym przystankiem Maxa Hornunga był Berlin. Jego elektroniczni przyjaciele już czekali na niego. Max postanowił rozpocząć od dostojnego Nixdorfa.
– “Co mogę dla ciebie zrobić, przyjacielu?”
– Opowiedz mi o Waltherze Gassnerze.
Po kilku sekundach na zielonym ekranie ukazała się charakterystyka Gassnera zapisana matematycznymi symbolami. Hornung dowiedział się z nich, co Walther jada, jak chodzi ubrany, jakie pije gatunki win i o tym, że kiedyś był instruktorem narciarskim i bawidamkiem oraz że ożenił się z zamożną kobietą, znacznie od siebie starszą.
Hornunga zaciekawił czek wystawiony dla doktora Heissena na dwieście marek. Na czeku widniał napis: “Za konsultację”. “Jakiego rodzaju konsultację?” – zastanawiał się Max.
Zadzwonił do Dresdener Bank w Diisseldorfie, gdzie zrealizowano czek.
– Oczywiście znamy doktora Heissena – odpowiedziano mu. – Jest jednym z naszych najlepszych klientów.
– Jaka jest jego specjalność?
– Jest doktorem psychiatrii.
Max potrzebował pięć minut na podjęcie decyzji. Uniósł raz jeszcze słuchawkę i wykręcił numer gabinetu Heissena.
– Proszę zadzwonić później – powiedziała sekretarka. – Doktor jest teraz bardzo zajęty.
– To bardzo pilne – nalegał detektyw.
Po chwili usłyszał w słuchawce głos doktora. Heissen, nie kryjąc złości, poinformował go, że bez sądowego nakazu nie ma obowiązku udzielać informacji o swoich pacjentach, a już na pewno nie zrobi tego przez telefon, i rozłączył się.
Max wrócił do Nixdorfa.
– Co wiesz, przyjacielu, o doktorze Heissenie?
Po rozmowie z komputerem Hornung ponownie wykręcił numer gabinetu doktora.
– Przecież mówiłem już panu, że nie udzielam informacji o moich pacjentach! – krzyczał do słuchawki. – Proszę przyjechać z nakazem, wtedy porozmawiamy.
– Teraz niestety nie mogę przyjechać do Diisseldorfu. Jestem bardzo zajęty.
– Ja również, proszę pana. Czy to już wszystko?
– Niestety, nie. Mam przed sobą wykaz pana zarobków przez ostatnie pięć lat.
– I cóż z tego?
– Wynika z niego jasno, że ukrywa pan ponad dwadzieścia pięć procent dochodów. Jeżeli mi pan nie pomoże, przekażę moje wnioski do urzędu podatkowego w pana rodzinnym mieście. Poradzę im też, aby przejrzeli skrzynkę depozytową w Monachium lub konto bankowe w Basel.
Nastąpiła długa cisza. W pewnym momencie doktor odchrząknął i zapytał:
– Z kim mam przyjemność?
– Detektyw Max Hornung ze szwajcarskiej policji kryminalnej.
– I interesuje pana niejaki Walther Gassner?
– Tak.
– Otóż tak się złożyło, że pamiętam tego człowieka. Wtargnął któregoś dnia do mojego gabinetu nie zapowiedziany. Nie chciał podać mi swojego nazwiska. W końcu zgodziłem się z nim porozmawiać. Próbował mi wmówić, że prosi o pomoc dla swojego przyjaciela, który według niego jest schizofrenikiem i zamierza popełnić morderstwo. Pytał, czy mogę go wyleczyć, nie posyłając do szpitala dla umysłowo chorych. Od razu wiedziałem, że mówi o sobie. To klasyczne zachowanie ludzi, którzy boją się mówić o własnych problemach. Jak to się mówi: nie potrafią spojrzeć prawdzie w oczy.
– Co mu pan poradził?
– Powiedziałem, że przypadek jego przyjaciela nie należy do skomplikowanych i można go łatwo wyleczyć, podając odpowiednie leki. Pocieszyłem go, że nowoczesna medycyna doskonale radzi sobie z najbardziej nawet skomplikowanymi schorzeniami.
– I co się stało potem?
– Nic, zupełnie nic. Od tamtej pory nigdy już nie widziałem tego człowieka, choć bardzo chciałem mu pomóc. Był wyjątkowo zdesperowany. Przypominał mordercę, który na murze domu swojej ofiary napisał: “Powstrzymajcie mnie, zanim znowu kogoś zabiję!”
– Mówił pan, że nie podał swojego nazwiska, a mimo to wypisał panu czek i złożył na nim swój czytelny podpis.
– Przez roztargnienie zapewne. Nie miał przy sobie pieniędzy, więc wręczył mi czek. I stąd właśnie znam jego nazwisko.
Kiedy następnego dnia Max powrócił do Zurychu, znalazł na swoim biurku dalekopis z Interpolu, zawierający listę firm, które zakupiły kasety, było ich osiem. Na jednej z tych kaset nakręcono później wstrząsający film. Wśród kupców znajdowała się korporacja “Roffe & Sons”.
Nadinspektor Schmied tym razem w skupieniu przysłuchiwał się relacji Hornunga z prowadzonego śledztwa. Nie było najmniejszych wątpliwości: ten śmieszny człowieczek natrafił na ślad czegoś naprawdę wielkiego.
– Zrobił to ktoś z tej piątki – Hornung wskazał na listę z nazwiskami i krótką charakterystyką członków rodziny Roffe. – Na razie nie wiem tylko kto. Wszyscy mieli motyw i więcej niż jedną okazję, aby popełnić zbrodnię. Brali udział w zebraniu zarządu w Zurychu w dniu, kiedy w windzie zginęła Kate Erling. Któryś z nich pojawił się też na Sardynii na krótko przed wypadkiem Elżbiety Roffe.
– Mówił pan o pięciu podejrzanych – dociekał Schmied. – Skoro wyklucza pan Elżbietę Roffe, w takim razie pozostaje czwórka…
– Nic z tego – pokręcił głową Hornung. – Jest jeszcze mężczyzna, który przebywał z Samem Roffe'em w Chamonix w dniu jego śmierci… Rhys Williams.