Выбрать главу

– Dokąd, panie nadinspektorze?

– Do Berlina.

Następnie nadinspektor zadzwonił do Elżbiety Williams, aby podzielić się z nią dobrą nowiną.

– Złapaliśmy mordercę, proszę pani.

Elżbieta zacisnęła dłoń na słuchawce. A więc jednak… W końcu dowie się, kim jest ten anonimowy łotr, sprawca wszystkich jej nieszczęść.

– Kim jest ten człowiek? – zapytała.

– Nazywa się Walther Gassner, proszę pani.

Pędzili autostradą w kierunku Wannsee. Max siedział na tylnym siedzeniu obok majora Wagemana. Po drodze Wageman streścił Hornungowi przebieg wydarzeń.

– Dom jest otoczony – oznajmił. – Musimy jednak zachować ostrożność. Groził, że zabije swoją żonę.

– Jak udało się wam go dopaść? – zapytał Hornung.

– Dzięki panu. Dlatego pomyśleliśmy, że chciałby pan być obecny przy jego aresztowaniu.

– Ja wam pomogłem? – zapytał zaskoczony.

– Tak. Opowiedział mi pan o tym psychiatrze, którego odwiedził Gassner. Nie tylko jemu złożył wizytę. Sprawdziliśmy to. W ostatnim czasie odwiedzał kilku lekarzy. Za każdym razem podawał inne nazwisko i znikał bez słowa. Wiedział o swojej chorobie. Bał się jej. Jego żona dzwoniła do nas kilka miesięcy temu i błagała o ratunek.

Skręcili z autostrady na drogę prowadzącą do willi Gassnerów.

– Dzisiejszego ranka – mówił dalej Wageman – zadzwoniła do nas ich sprzątaczka. Mówiła, że w zeszły poniedziałek, gdy sprzątała w domu Gassnerów, rozmawiała z żoną Gassnera przez zamknięte drzwi sypialni. Biedna kobieta powiedziała jej, że jej mąż zabił ich dzieci i ją również zamierza pozbawić życia.

– To się stało w zeszły poniedziałek – przerwał majorowi – a ta kobieta zdecydowała się opowiedzieć o tym dopiero teraz?

– Była już notowana. Bała się zgłosić na policję. Dopiero jej konkubin namówił ją, aby do nas przyszła.

Dotarli do Wannsee. Major kazał zatrzymać samochód przecznicę dalej. Kiedy wysiadali, podbiegło do nich kilku mężczyzn.

– Jest w domu, majorze – poinformował Wagemana jeden z nich. – Otoczyliśmy cały dom.

– Czy jego żona jeszcze żyje?

– Niestety, nie wiem.

– W porządku. Powiadom ludzi, że za pięć minut spróbujemy wejść do środka. – Wageman wyjął z samochodu przenośny nadajnik i zaczął wydawać komendy.

Ze wszystkich stron zjawili się mężczyźni. Ubrani byli na czarno i mieli zasłonięte twarze. Zaczęli powoli zbliżać się do budynku. Jedni trzymali w ręku karabiny z lornetkami, inni uzbrojeni byli w miotacze gazu.

Cała akcja została przeprowadzona matematyczną precyzją. Na komendę Wagemana wrzucono przez okna pojemniki z gazem łzawiącym, a następnie policjanci w maskach przeciwgazowych wyważyli drzwi frontowe i weszli do środka.

Wageman i towarzyszący mu detektywi trzymali w ręku broń gotową do strzału. Kiedy wbiegli za policjantami do budynku, wewnątrz unosiły się kłęby siwego, gryzącego dymu, który szybko ulatniał się przez wybite okna.

Dwóch ludzi przyprowadziło zakutego w kajdanki Gassnera. Był w piżamie, na którą w pośpiechu narzucił szlafrok. Miał podkrążone oczy, bladą, zmęczoną twarz. Był nieogolony.

– Jest pan aresztowany – powiedział Wageman. – Gdzie jest pańska żona?

– Zamknąłem ją… – urwał w pół zdania, wznosząc oczy do góry.

– Jest tutaj, znalazłem ją! – zawołał jeden z detektywów. – Zamknął ją w sypialni!

Na schodach pojawiła się Anna Gassner. Drżała na całym ciele.

– Dzięki Bogu, że zdążyliście… – nie dokończyła i wybuchnęła płaczem.

Major Wageman wbiegł na schody i przytrzymał ją za ramię.

Kiedy Anna zobaczyła Walthera stojącego w holu, przerażona odwróciła się.

– Niech się pani uspokoi. – Major pogłaskał ją delikatnie po głowie. – Ten człowiek już nigdy pani nie skrzywdzi.

– Gdzie są moje dzieci? – krzyknęła nagle w stronę Gassnera. – Co zrobiłeś z naszymi dziećmi?

Gassner nie wytrzymał jej spojrzenia i odwrócił głowę.

– Ma pan prawo nic nie mówić. Może pan też poprosić o adwokata – powiedział spokojnie major.

– Dlaczego ich wezwałaś, Anno? – przerwał majorowi Walther. – Przecież byliśmy ze sobą tacy szczęśliwi.

– Co zrobiłeś z dziećmi? – Anna zacisnęła pięści. – Mów!

– Nie żyją – powiedział cicho Gassner.

– Jezus Maria! – krzyknęła Anna. – Ty morderco! – Zachwiała się i osunęła zemdlona na podłogę.

– Anno! – Gassner rzucił się do przodu, ale silna dłoń detektywa przytrzymała go na miejscu.

– Gdzie są ciała dzieci? – zapytał Wageman.

– Na cmentarzu Saint Paul – odpowiedział za Gassnera Hornung.

Rozdział 51

ZURYCH, CZWARTEK, 4 GRUDNIA, GODZINA 20

Za oknami zapadał zmierzch. Zaczął padać śnieg i wkrótce wszystkie domy w okolicy okryły się cienką warstwą białego puchu.

Elżbieta pracowała w swoim biurze. Czekała na Rhysa, który wyjechał rano na ważne spotkanie do Genewy. Tak bardzo pragnęła, aby już tu był. Nie czuła się najlepiej. Nie mogła przestać myśleć o Annie i Waltherze. Przypomniała sobie, że kiedy zobaczyła Gassnera po raz pierwszy, był młody, niezwykle przystojny i po uszy zakochany w Annie. A może tylko udawał? Z trudem mogła uwierzyć, że popełnił tak okrutną zbrodnię. “Biedna Anna – pomyślała. – Ileż ona musiała wycierpieć”. Próbowała dodzwonić się do niej, ale nikt nie odpowiadał. Postanowiła, że jutro albo pojutrze poleci do Berlina, aby się z nią spotkać. Nagle jej rozmyślania przerwało brzęczenie telefonu. Uniosła słuchawkę i usłyszała głos Nicholsa.

– Wiesz już o Waltherze? – zapytał.

– Tak, to okropne. Z trudem mogę w to uwierzyć.

– Być może zabił swoje dzieci, ale nie ma nic wspólnego ze śmiercią twojego ojca.

– Chcesz powiedzieć, że policja jest w błędzie?

– Walther był pierwszą osobą, którą sprawdziliśmy z Samem. Doszliśmy do wniosku, że Walther nie jest sabotażystą.

– Nie wiem, o czym mówisz, Alec – Elżbieta udawała zaskoczoną.

– Widzisz – Nichols odchrząknął – przez ostatni rok próbowano narazić na szwank dobre imię “Roffe & Sons”. Ktoś wysadził w powietrze jedną z naszych fabryk w Ameryce Południowej, podkradano nam patenty i zamieniano etykietki na niebezpiecznych lekach. Któregoś dnia udałem się w tej sprawie do Sama. Wspólnie doszliśmy do wniosku, że należy prosić o pomoc którąś z agencji detektywistycznych spoza korporacji. Postanowiliśmy zachować wszystko w tajemnicy.

Elżbieta czuła, jak serce bije jej coraz mocniej. Przecież Alec powtarzał dokładnie słowa Rhysa.

– Kiedy po skończonym dochodzeniu Sam otrzymał tajny raport – mówił dalej Alec – pojechał z nim do Chamonix.

Elżbieta w tym momencie przypomniała sobie słowa Rhysa: “Sam poprosił mnie, abym pojechał z nim do Chamonix… Zdecydowaliśmy zachować wszystko w tajemnicy. Chcieliśmy dowiedzieć się, kto jest za to wszystko odpowiedzialny”.

Starając się, aby jej głos zabrzmiał naturalnie, zapytała:

– Kto jeszcze oprócz ciebie i mojego ojca wiedział o istnieniu raportu?

– Nikt więcej, Elżbieto. Twojemu ojcu bardzo zależało na zachowaniu tajemnicy. Zgodnie z tym, co wykazywał raport, winowajcą był ktoś z zarządu korporacji.

“Rhys… – myślała gorączkowo Elżbieta. – Ani słowem nie wspominał jej o swoim pobycie w Chamonix. Dopiero ten detektyw Hornung powiedział jej o tym”.

– Czy Rhys mógł wiedzieć o raporcie? – zapytała ostrożnie.

– Nie, a dlaczego pytasz?

Elżbieta nie odpowiedziała. Trzęsącymi się rękami odłożyła słuchawkę.

“Rhys znał treść raportu, bo go po prostu ukradł. – Myśli kłębiły się w jej głowie. – Potem pojechał do Chamonix i zabił ojca, przecinając mu linę”.