Выбрать главу

Wzięła filiżankę z jego ręki i upiła łyk. Kawa miała dziwny smak. Widocznie Campagna dodał coś do niej.

– Kilka kropel whisky… – zdawał się czytać w jej myślach. – Dobrze to pani zrobi.

Elżbieta leżała w łóżku, nie mogąc zasnąć. Czuła się nieswojo z powodu obecności policjantów przed domem i detektywa czuwającego w stołowym pokoju. Myślała o Rhysie. Być może przedziera się teraz gdzieś przez krzaki wśród świszczących pocisków. Nagle kilka kuł trafia go w pierś. Rhys pada na trawę i zastyga w bezruchu. Poczuła, że zapada w błogi sen. Ciężki i wyczerpujący dzień zrobił swoje. Kilka godzin później obudził ją czyjś przeraźliwy krzyk.

Rozdział 53

Elżbieta usiadła na łóżku. Serce waliło jej jak młot. Po chwili znów usłyszała krzyk, gdzieś za oknem. Przypominał wycie konającego zwierzęcia. Elżbieta zerwała się z łóżka i podbiegła do okna. Blade promienie księżyca prześwietlały gęste korony drzew. Z dala dochodził głośny szum wzburzonego morza. Krzyk powtórzył się znowu, a następnie po krótkiej pauzie rozległo się kolejne, przeraźliwe wycie… sirocco.

Dopiero teraz uświadomiła sobie, że to pustynny wiatr wyrwał ją ze snu. Chwiejąc się ruszyła w kierunku drzwi sypialni, otworzyła je i zaczęła schodzić w dół.

– Detektywie Campagna! – zawołała, z trudem utrzymując równowagę.

Nikt jej jednak nie odpowiedział. Przytrzymując się mebli, weszła najpierw do pokoju stołowego, a następnie do kuchni. Stwierdziła z przerażeniem, że jest sama. Pocieszała się myślą, że Campagna wyszedł pewnie na chwilę, aby porozmawiać z policjantami siedzącymi w radiowozie. Podbiegła do drzwi i lekko je uchyliła. Przy wejściu jednak nie było wozu policyjnego. Postanowiła zadzwonić na posterunek i wyjaśnić to nagłe zniknięcie policjantów. Podniosła słuchawkę. Nie usłyszała sygnału. Zanim zdała sobie w pełni sprawę z tragicznej sytuacji, w jakiej się znalazła, zgasły światła.

Rozdział 54

Vivian Nichols odzyskała przytomność w momencie, gdy wywożono ją z sali operacyjnej.

Operacja trwała osiem godzin. Przeprowadzało ją trzech doskonałych chirurgów. Ich trud zakończył się jednak niepowodzeniem. Lady Nichols już nigdy nie stanie na własnych nogach. Vivian płakała i wzywała męża. Tak bardzo pragnęła mieć go teraz przy sobie, czuć ciepło jego dłoni. Alec był jednak nieobecny.

Detektyw Hornung otrzymał depeszę z Interpolu. Dowiedział się, że mężczyznę, który zakupił podejrzane kasety dla “Roffe & Sons”, znaleziono w Sydney… nieżywego. Zmarł na atak serca trzy dni wcześniej.

Walther Gassner przebywał w prywatnej klinice, położonej malowniczo na przedmieściach Berlina. Od dziesięciu godzin nie odezwał się do nikogo ani słowem. Siedział wpatrzony w jeden punkt. Czasami któraś z pielęgniarek przystawała, aby zaproponować mu coś do jedzenia lub picia. On jednak nie zwracał na nie najmniejszej uwagi. Przebywał, podobnie jak Anna, w zupełnie innym świecie.

Simonettę wyrwał ze snu telefon. Usiadła na łóżku i podniosła słuchawkę.

– Dzień dobry pani. Nazywani się Donatella Spolini. Przepraszam, że dzwonię o tak wczesnej porze.

– Nic nie szkodzi – odparła zaspana Simonetta.

– Nigdy dotąd nie spotkałyśmy się, choć mamy sobie wiele do powiedzenia. Chciałabym zaprosić panią na lunch do “Bolognese” na Piazza del Popolo. To bardzo pilne.

Simonettę zaintrygowała ta kobieta. Wprawdzie w porze lunchu miała ważne spotkanie, ale postanowiła je odwołać.

– Zgoda. Jak panią rozpoznam?

– Przyjdę z moimi synami.

Helena znalazła na biurku w swoim gabinecie krótką wiadomość od swojego męża:

“Postanowiłem odejść od ciebie. Nie próbuj mnie szukać”.

Zgniotła kartkę w dłoni i wrzuciła ją do kominka.

– Już ja cię znajdę, ty niewdzięczniku. Słono zapłacisz mi za tę zniewagę!

Max Hornung przebywał na lotnisku Leonardo da Vinci w Rzymie. Od dwóch godzin bezskutecznie próbował nadać wiadomość na Sardynię. Z powodu złych warunków atmosferycznych została przerwana łączność.

– Muszę natychmiast lecieć na Sardynię – tłumaczył kierownikowi lotów. – Od tego zależy czyjeś życie.

– Rozumiem, signore, ale nie jestem cudotwórcą. Wszystkie lotniska na Sardynii są nieczynne do czasu, gdy przestanie wiać ten cholerny sirocco.

– Jak długo będę musiał czekać?

– Jakieś dwanaście godzin.

– Dwanaście godzin?! – jęknął Max. – W tym czasie Elżbieta Williams będzie już martwa!

Rozdział 55

Błądząc w ciemnościach, Elżbieta doszła do wniosku, że detektyw Campagna był w zmowie z Rhysem. To on pewnie pomógł mu zamienić jeepy. I teraz, po przyjeździe do willi, udając, że dzwoni na posterunek, poinformował Rhysa, że już są na miejscu. Powinna stąd uciec za wszelką cenę. Ciążyły jej ręce i nogi. Miała mdłości i zawroty głowy. Campagna dosypał jej pewnie czegoś do kawy. Potykając się o meble, dotarła do kuchni i po omacku wyjęła z kredensu ocet. Wlała sporą porcję octu do kubka i wymieszała z wodą. Następnie wszystko wypiła. Niemal natychmiast zaczęła wymiotować. Już po kilku minutach poczuła się lepiej.

– Rhys! – wyszeptała, choć chciała krzyknąć. – Chodź i zabij mnie! – Potknęła się i upadła. – Na co czekasz?!

Była jeszcze zamroczona narkotykiem. Nagle usłyszała głos Samuela, a może tylko wydawało jej się, że przemówił.

– Musisz go powstrzymać, Elżbieto – mówił.

– Nie mogę, dziadku! Już jest za późno.

– Weź się w garść. On chce upozorować wypadek. Nie pozwól mu na to! Nie pozwolę mu zarządzać korporacją, jeżeli okaże się, że cię zamordował.

– Dobrze, dziadku.

Elżbieta poczuła nagły przypływ energii. Chwyciła lampę stojącą na kominku i stłukła nią lustro. Następnie uderzyła krzesłem kilkakrotnie o blat stołu, póki jeden i drugi mebel nie rozleciał się na kawałki. Potem podeszła do regałów i zaczęła zrzucać i niszczyć książki. Wyrwała też kabel telefoniczny ze ściany.

– Rhys, będziesz się musiał nieźle napocić,?by wytłumaczyć policji, co tu się działo – powiedziała głośno i zamarła.

Wewnątrz domu rozległy się czyjeś głośne kroki. Potem ktoś otworzył okno i podmuch wiatru uniósł do góry luźne kartki książek.

Max Hornung podbiegł do helikoptera, który wylądował na wolnym pasie. Kiedy pilot wyłączył silnik i otworzył drzwi kabiny, zapytał:

– Zabierze mnie pan na Sardynię?

– W taką pogodę? Wykluczone. Przed chwilą ryzykowałem życie, zawożąc tam pasażera. Nie mam zamiaru…

– Zapłacę potrójnie. – Gdyby to słyszał nadinspektor Schmied, pewnie dostałby ataku serca.

– Wsiadaj pan.

Kiedy wystartowali, Hornung zapytał pilota, jak nazywał się tamten pasażer.

– Williams! – odparł pilpt.

Coś nagle spadło Elżbiecie na plecy. Aż krzyknęła z przerażenia. Była ta jednak tylko niewielka gałąź, która wpadła przez otwarte okno.

– Ukryj się, Elżbieto! – znów usłyszała głos Samuela. – Na górze, w moim gabinecie.

Biegła w górę, pokonując po trzy schody naraz. Pewnie Rhys słyszał bicie jej serca. Jeszcze kilka kroków i znalazła się w gabinecie. Szybko zamknęła drzwi od wewnątrz. Zdawało jej się, że drzwi do gabinetu są bramą getta, ona zaś Samuelem, który ma na sumieniu śmierć Arama. Nie może dać się zabić. Musi przechytrzyć Rhysa.

Przez dziurkę od klucza zobaczyła światło. Stawało się coraz jaśniejsze. Więc już idzie po nią. Szykuje się do ostatecznego ataku. Usłyszała na dole głuchy trzask, a później kolejny i jeszcze jeden. Rhys pewnie włamuje się do sypialni, którą zamknęła, biegnąc na górę. Doskonale. Jeszcze jeden ślad dla policji. Czekała w milczeniu, aż Rhys zacznie wyłamywać drzwi, za którymi ukryła się. Nic takiego jednak nie nastąpiło.