Tamto jednak należało już do przeszłości. Z przerażeniem przyglądał się w lustrze ranom na twarzy.
~ Jak mogłaś mnie tak skaleczyć, cara. Co za diabeł w ciebie wstąpił?
Mówiąc to, zbliżył się do Donatelli i wziął ją w ramiona. Zanim jednak zdołał ją przytulić, poczuł, jak jej długie paznokcie rozcinają mu skórę na plecach. Ivo syknął z bólu.
– Masz za swoje, niegodziwcze! Daj mi nóż, a odetnę ci to twoje cazzo i rzucę psom na pożarcie!
– Przestań, cara, błagam. Obudzisz dzieci.
– Nie widzę w tym nic złego. Czas, aby dowiedziały się, jakim potworem jest ich ojciec.
– Carissima – Ivo złożył ręce jak do modlitwy i ruszył w stronę Donatelli.
– Nie dotykaj mnie. Szybciej rzuciłabym się z mostu, niż pozwoliła ci zbliżyć się do mnie.
– Nigdy nie przypuszczałem, że matka moich dzieci może mnie tak znieważyć. – Ivo był wyraźnie wzburzony.
– Chcesz, abym traktowała cię jak należy i była dla ciebie miła? To daj mi to, czego chcę.
– Nie mam takiej sumy, na miłość boską.
– To zdobądź ją dla mnie! Przecież obiecałeś!
Zaczynała znowu histeryzować. Ivo zdecydował się zejść jej z drogi, zanim sąsiedzi po raz kolejny wezwą policję.
– Trochę potrwa, zanim zbiorę ten milion dolarów dla ciebie – starał się ją uspokoić – ale postaram się.
W pośpiechu wciągnął spodnie i sięgnął po zakrwawioną koszulę. Zapinając guziki, kątem oka spoglądał na biegającą po pokoju Donatellę.
– Co za kobieta – westchnął, nie spuszczając oczu z jej ogromnych, jędrnych piersi.
Czul, jak koszula przykleja mu się do poranionych pleców.
– Carissima, jak ja się wytłumaczę z tego mojej żonie?
Ivo Palazzi był mężem Simonetty Roffe, dziedziczki włoskiej filii korporacji “Roffe & Sons”. Poznał Simonettę, gdy jeszcze jako architekt nadzorował budowę jej willi w Porto Ercole. Wystarczyło, że wpadł jej w oko, a jego dni jako kawalera były policzone. Już pierwszej nocy zaliczył z Simonettą wszystkie cztery etapy, a kilka tygodni później w obecności księdza wypowiedział sakramentalne “tak”.
Bez żalu też porzucił swoje dotychczasowe zajęcie i zajął się interesami korporacji w Rzymie. Szybko się uczył i był ubóstwiany przez współpracowników. Jego przyjaciele zazdrościli mu niezwykłego poczucia humoru i ogromnej żywotności. Należał do ludzi niezwykle impulsywnych, o których mówi się, że w porywach gniewu zdolni są nawet zabić. Małżeństwo Ivo z Simonettą było niezwykle udane. Na początku Ivo sądził, że ich związek ograniczy jego wolność osobistą. Obawy okazały się jednak bezpodstawne. Wystarczyło, że znaczenie ograniczył liczbę kochanek, i mógł czuć się bezpiecznie.
Ojciec Simonetty kupił im w prezencie ślubnym przepiękną posiadłość w Oligata, otoczoną murem i chronioną dzień i noc przez umundurowanych strażników.
Simonettą była cudowną żoną i gospodynią. Kochała Ivo i uważała go za swego władcę, choć, jak sądził, nie zasługiwał na to. Miała tylko jedną wadę: była bardzo zazdrosna.
Gdy kiedyś odkryła, że z jedną z klientek spędził kilka upojnych nocy w Brazylii, wpadła w szał i stłukła wszystkie naczynia, jakie mieli w domu, z tego przeszło połowę na głowie biednego Ivo. Potem chwyciła nóż kuchenny i zagroziła, że zabije jego i siebie. Musiał się nieźle natrudzić, zanim ją obezwładnił i tuląc do siebie sprawił, że ochłonęła z gniewu. Po tym incydencie Ivo stał się niezwykle ostrożny. Miał zbyt wiele do stracenia. Simonettą była bowiem młoda, niezwykle piękna, a przy tym bardzo bogata. Mieli wspólne zainteresowania i przyjaciół. Czasem, gdy szedł do łóżka z nowo poznaną dziewczyną, zastanawiał się, dlaczego wciąż zdradza swoją Simonettę. Odpowiedź była prosta: ktoś przecież musiał uszczęśliwiać kobiety.
Donatellę Spolini poznał po trzech latach szczęśliwego małżeństwa, gdy przebywał służbowo na Sycylii. Już przy pierwszym spotkaniu padli sobie w ramiona. Jej duże, zielone oczy burzyły mu krew w żyłach, a krągłe, zmysłowe pośladki z całą pewnością przypadłyby do gustu Rubensowi, gdyby żył. Wyglądem bardzo różniła się od Simonetty, której smukła sylwetka przypominała niewiasty rzeźbione przez Manzu. Donatella okazała się wspaniałą kochanką. W jej objęciach czuł się jak uczniak.
Kiedy po zmaganiach miłosnych leżał obok niej wyczerpany, czuł, że byłby głupcem, pozwalając jej odejść.
I w ten sposób Donatella została jego kochanką. Postawiła mu tylko jeden warunek – że poza nią, no i oczywiście Simonettą, nie będzie spotykał się z żadną inną kobietą. Z żalem, ale przystał na jej żądanie. Od tamtego czasu, choć upłynęło już osiem lat, ani razu jej nie zdradził. Zresztą prawdą było, że zaspokajanie dwóch kobiet o niezwykłym temperamencie wymagało od. niego i tak nie lada wysiłku.
Gdy kochał się z Simonettą, myślał o miękkich pośladkach Donatelli, co dodawało mu sił w zaspokajaniu jej żądzy. Kiedy zaś pieścił Donatellę, wyobrażał sobie, że dotyka młodych piersi Simonetty i jej słodkiej culo, sprawiając sobie niewyobrażalną rozkosz. Całej historii dodawał pikanterii fakt, że Simonettą nawet nie domyślała się istnienia rywalki.
Ivo kupił Donatelli apartament przy Via Montemignaio i spędzał z nią każdą wolną chwilę. Często oznajmiał Simonetcie, że wyjeżdża w interesach, a godzinę później już był w objęciach Donatelli. Odwiedzał ją też w drodze do biura i w czasie popołudniowych sjest.
Pewnego razu, gdy płynął z Simonettą do Nowego Jorku na “Queen Elizabeth 2”, wykupił osobną kabinę dla Donatelli. Jeszcze dziś z rozkoszą wspomina tamte dni spędzone na statku.
Gdy pewnego wieczoru Simonettą oświadczyła mu, że jest w ciąży, nie posiadał się z radości. Kiedy jednak Donatella oznajmiła mu, że niedługo zostanie szczęśliwym ojcem, upuścił z wrażenia filiżankę z kawą.
“Dlaczego – pytał sam siebie – bogowie są dla mnie tak łaskawi?”
Simonettą urodziła dziewczynkę, a Donatella chłopczyka. Rozpierała go duma. Przychylność bogów nie miała granic.
Minęło kilka miesięcy i Donatella poinformowała go, że jest ponownie w ciąży. To samo uczyniła też Simonettą. Jakby się zmówiły, myślał. Dziewięć miesięcy później otrzymał w prezencie kolejnego syna od Donatelli i następną córkę od Simonetty.
Bogowie nie siedzieli z założonymi rękoma. Cztery miesiące później obie kobiety znów zaszły w ciążę. W tym samym niemal czasie urodziły kolejne maleństwa.
Ivo pędził niczym szaleniec ze szpitala Salvator Mundi, gdzie leżała Simonettą, do kliniki Santa Chiera, w której odpoczywała po porodzie Donatella. Po drodze nie omieszkał też pomachać do dziewcząt siedzących przed małymi różowymi namiotami, po obu stronach Raccordo Anułare, w oczekiwaniu na klientów. Jechał zbyt szybko, aby dojrzeć ich twarze, ale wszystkie bez wyjątku kochał i dobrze im życzył.
Donatella urodziła kolejnego chłopca, Simonettą dziewczynkę. W głębi serca Ivo pragnął, aby stało się odwrotnie. Bo czyż nie było ironią losu, że żona rodziła mu same dziewczynki, a kochanka chłopców? Nazwisko i majątek miałby odziedziczyć po nim syn z nieprawego łoża?
Mimo wszystko jednak był szczęśliwy i dumny ze swoich dzieci. Pamiętał o ich kolejnych urodzinach, imieninach i przy każdej okazji kupował im prezenty. Sam wybrał też dzieciom imiona. Dziewczynki nazwał: Izabella, Bernadetta i Camilla, a chłopców Francesco, Carlo i Luca.