Выбрать главу

W miarę jak dzieci dorastały, życie Ivo zaczynało się komplikować. Przede wszystkim musiał zadbać o to, aby dzieci uczęszczały do różnych, z dala od siebie położonych szkół. Dziewczynki posłano do Saint Dominiąue,'francuskiego klasztoru przy Via Cassia, a chłopców do Massimo, szkoły jezuitów w EUR. Ivo uczęszczał na wywiadówki, pomagał dzieciom w odrabianiu lekcji, towarzyszył im w zabawach, a nawet reperował popsute zabawki. Był przykładnym mężem, kochankiem i ojcem.

Boże Narodzenie spędzał zwykle w towarzystwie Simonetty, Izabelli, Bernadetty i Camilli. Szóstego stycznia, w “Befana”, przebierał się za wiedźmę i udawał z prezentami do Francesca, Carla i Luki.

Ivo kochał swoją żonę, kochankę i dzieci. Po raz kolejny dziękował bogom za ich łaskawość. Ci jednak postanowili spłatać mu figla.

Pewnego ranka, po niezwykle romantycznym pożegnaniu z Simonettą, Ivo udał się jak zwykle do biura. O pierwszej oznajmił sekretarzowi (na wyraźne żądanie Simonetty zwolnił sekretarkę, że całe popołudnie spędzi na ważnym zebraniu. Chwilę później, uśmiechając się pod nosem na myśl o cielesnych uciechach w ramionach Donatelli, minął stację metra przy Lungo Tevere, przejechał most Corso Francie i po upływie godziny zaparkował samochód przy Via Montemignaio.

Gdy tylko otworzył drzwi do apartamentu, od razu wiedział, że w powietrzu wisi coś niedobrego, Chłopcy płacząc tulili się do Donatelli, a ona sama spoglądała na niego z nienawiścią.

– Stromo! – krzyknęła w stronę Ivo.

– Carissima, cóż złego ja znowu uczyniłem?

– Spójrz na to! – Nie przestając trząść się z gniewu, Donatella rzuciła mu w twarz trzymaną w ręku gazetę “Oggi”.

Na pierwszej stronie zobaczył dużą fotografię, na której dostrzegł siebie z Simonettą i dziewczynkami. Pod zdjęciem widniał napis: “Padre di Famiglie”. Dio! Niemal zapomniał o propozycji, jaką otrzymał od redakcji magazynu, opublikowania historii jego rodziny. Klął teraz w duchu, że tak nieroztropnie przystał na tę propozycję. Nie przypuszczał też, że fotografia jego rodziny znajdzie się na pierwszej stronie poczytnego pisma.

– Mogę ci to wytłumaczyć – powiedział, unikając wzroku Donatelli.

– Zrobili to już doskonale koledzy twoich synów – krzyknęła. – Carlo, Luca i Francesco wrócili do domu zapłakani, ponieważ w szkole wyzwali ich od bękartów.

– Cara, ja…

– Gospodyni unika nas, jakbyśmy byli trędowaci! Nie mogę ludziom spojrzeć w oczy! Opuszczam Rzym i zabieram ze sobą moich synów.

– O czym ty mówisz? Przecież to są także moje dzieci. Nie możesz tego zrobić!

– Spróbuj mnie powstrzymać, a zabiję cię!

“To nie może być prawdą” – pomyślał Ivo, spoglądając na płaczących synów i rozhisteryzowaną kochankę.

– Zanim jednak wyjadę, chcę dostać od ciebie milion dolarów.

Jej żądanie wydawało się tak absurdalne, że Ivo zareagował śmiechem.

– W przeciwnym razie zadzwonię do twojej żony – zagroziła.

Od tamtej pory minęło pół roku. Donatella nie spełniła jeszcze groźby, lecz Ivo wiedział, że może to zrobić w każdej chwili. Często dzwoniła do niego do biura, wywierając na niego presję.

– Nie obchodzi mnie, skąd weźmiesz pieniądze. Chcę je dostać natychmiast.

Istniał tylko jeden sposób na zdobycie tak wielkiej sumy: sprzedaż należących do Ivo akcji “Roffe & Sons”. Na razie było to jednak niemożliwe z powodu nieprzejednanego stanowiska prezesa korporacji, Sama Roffe'a, który sprzeciwiał się sprzedaży akcji należących do rodziny.

Tego okrutnego człowieka – oburzał się Ivo

– nie obchodzi los mojego małżeństwa i przyszłość moich dzieci. Niech będzie przeklęty!

Najbardziej jednak ubolewał nad tym, że Donatella zabroniła mu wstępu do swojej sypialni. Mógł wprawdzie odwiedzać synów dwa razy w tygodniu, ale jakakolwiek próba zbliżenia się do ukochanej kończyła się siarczystym policzkiem i obietnicą, że będzie mógł popatrzeć do woli na jej piękne nagie ciało dopiero wtedy, gdy przyniesie pieniądze.

Był już u kresu wytrzymałości, postanowił więc do niej zadzwonić. Gdy odebrała telefon, usłyszała w słuchawce jego słodki szept:

– Mam pieniądze. Zaraz się u ciebie zjawię.

Zdecydował, że najpierw pójdzie z nią do łóżka, a później postara się ją ułagodzić. Udało mu się jednak ją tylko rozebrać. Gdy na pytanie, czy ma pieniądze, Donatella otrzymała wymijającą odpowiedź, wymierzyła mu policzek. Po chwili poczuł na skórze jej ostre paznokcie. Rzuciła się na niego jak dzika kocica.

Przez całą drogę od apartamentu Donatelli do rodzinnego domu przy Oligati jego obolałą głowę zaprzątały myśli o całym zajściu. Nade wszystko zastanawiał się gorączkowo, jak zdoła wytłumaczyć Simonetcie, skąd wzięła się zakrzepła krew na jego ciele. Spojrzał w lusterko na głębokie różowe blizny na twarzy i na zakrwawioną białą koszulę. Przyszło mu na myśl wyznać żonie całą prawdę, że zapomniał się i poszedł z Donatella do łóżka. Szybko jednak zrezygnował z tego zamiaru, bo jak tu wytłumaczyć jej istnienie aż trzech synów. Gdyby dowiedziała się prawdy, jego życie nie byłoby warte nawet jednego lira.

Musiał wrócić do domu na czas, ponieważ spodziewali się na obiedzie ważnych gości. Pewnie Simonetta zastanawiała się już, gdzie podziewa się jej ukochany mąż.

Ivo czuł bolesny ucisk w żołądku. Sytuacja wydawała się bez wyjścia. Tylko San Genaro, patron cudotwórców, mógłby mu teraz pomóc.

Nagle doznał olśnienia. Nacisnął mocno pedał hamulca i z piskiem opon zatrzymał się przy Via Cassia. Po chwili ruszył dalej. Zatrzasnąwszy drzwi samochodu przed domem, zignorował zdziwione miny strażników i pośpiesznie wszedł do holu.

– Ivo, co się stało?! – krzyknęła na jego widok przerażona Simonetta.

Ivo uśmiechnął się smutno.

– Zrobiłem głupią rzecz, cara.

Simonetta podeszła do niego i zaczęła się przyglądać ranom na twarzy. Widział, jak zwężają się jej źrenice.

– Kto cię tak urządził? – zapytała chłodno.

– Tiberio – odparł i pokazał jej wielkiego czarnego kota, którego trzymał za plecami. – Kupiłem go dla Izabelli. Bydlak rzucił się na mnie z pazurami, gdy próbowałem schować go do koszyka.

– Pouero amore miol Połóż się, kochany. Zaraz wezwę lekarza, który opatrzy twoje rany.

– Nic mi nie jest – oponował Ivo. Simonetta zarzuciła mu ręce na szyję i próbowała przytulić się do niego.

– Ostrożnie – poprosił. – Kot poranił mi też plecy.

– Amore! Jak bardzo musisz cierpieć. W tym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi.

– Pójdę zobaczyć kto to, a ty się połóż, najdroższy.

– Nie, ja otworzę drzwi. Czekam na pilną wiadomość z biura.

– Signor Palazzi?

– Si.

– Depesza do pana.

Posłaniec w szarym uniformie podał mu kopertę z wiadomością od Rhysa Williamsa.

Rozdział 4

BUENOS AIRES, PONIEDZIAŁEK, 7 WRZEŚNIA, 3 RANO

Tor wyścigowy, położony na peryferiach stolicy Argentyny, był tego dnia wypełniony po brzegi widzami. Odbywały się bowiem coroczne wyścigi samochodowe. Z całej masy wozów najlepszych firm po sto piętnastym okrążeniu pozostała zaledwie garstka.

Cichy szmer na widowni wyrażał przede wszystkim zachwyt dla kierowców. Obecni bowiem byli: Chris Amon z Nowej Zelandii, Brian Redman z Lancashire, Andrea di Adamici, siedzący za kierownicą alfa romeo, Carlos Maco z Brazylii – zwycięzca marcowego Grand Prix Formuły l, a także Belg lacky Ickx oraz Szwed Reine Wisell na BRM.

Tor wyścigowy przypominał czarodziejską tęczę, której wszystkie barwy wirowały w kosmicznym tempie. Pobłyskiwały groźnie ferrari, bra-bhamsy, mclareny oraz lotusy.