Выбрать главу

— Ale spróbuję.

Oparła się na łokciu i pocałowała go w czoło.

— Będę spała spokojniej, wiedząc, że jesteś moim przyjacielem i mogę się od ciebie uczyć.

Wstała i odeszła.

Ty może będziesz spać spokojnie, pomyślał Arthur Stuart. Ja nie.

10. Mizzippy

Alvin nie potrafił usłyszeć zielonej pieśni. Nie tylko dlatego, że na pobliskich polach bawełny pracowali Czarni i ich gorzkie, pełne skargi monotonne nucenie rozlegało się na tle pieśni życia. Rozpraszały go także lęki i zmartwienia.

Zostawienie Arthura na czele grupy było ryzykowne. Chłopak nie wiedział zbyt wielu rzeczy. Nie o Stwarzaniu, lecz o samym życiu, o konsekwencjach każdego czynu. Nie żeby Alvin sam był ekspertem — ani Margaret, bo choć widziała wiele ścieżek, nie była pewna, które prowadzą w dobrym kierunku. Ale wiedział więcej niż Arthur Stuart, po prostu dłużej przyglądał się temu światu.

Co gorsze, prawdziwe rządy w obozie sprawowała La Tia, a także — w mniejszym stopniu — Maria od Zmarłych i jej matka. La Tię poznał na dzień przed przejściem przez jezioro. Przyzwyczaiła się do władzy — jak potraktuje Arthura Stuarta, kiedy Alvina nie będzie w pobliżu? Gdyby potrafił zaglądać do ludzkich serc! La Tia była nieustraszona, ale mogło to oznaczać zarówno brak wahań, jak i brak sumienia.

A Maria od Zmarłych? Widać było, że jest zauroczona Arthurem Stuartem — lubiła jego towarzystwo, śmiała się z jego dowcipów. Oczywiście chłopiec nigdy tego nie zauważy, nie jest przyzwyczajony do towarzystwa kobiet, a ponieważ Maria od Zmarłych nie jest flirciarą ani latawicą, trudno mu będzie odczytać te sygnały. Ale co się stanie, jeśli pod nieobecność Alvina Maria wyjawi swoje uczucia? Co wtedy zrobi pozbawiony nadzoru chłopiec w towarzystwie kobiety, która może być o wiele bardziej doświadczona?

Miał także złe przeczucia odnośnie zabieranych z plantacji niewolników. Ale jak powiedziała La Tia, kiedy zasugerował, by tego nie robić: „To marsz wolności, człowieku! Kogo zostawisz? Ci potrzebują mniej wolności? Dlaczego my jesteśmy wybrani? Oni takie same Izraelici jak my!”.

Izraelici. Oczywiście wszyscy porównywali ten exodus do wyjścia z Egiptu, przy czym mieli nawet zatonięcie „armii faraona”. Mgła to kolumna dymu. A kim był Alvin? Mojżeszem? Raczej wątpliwe. Ale tak uważało wiele osób.

Choć nie wszystkie. W grupie było wiele uraz. Ludzie, którzy uciekli z miasta, nienawidzili wszelkiej władzy, nie tylko władzy Hiszpanów czy właścicieli niewolników. A Bart, służący z domu Cottonerów… w jego sercu było tyle furii, że dziwne, jak zdołał ją powstrzymywać przez tyle lat. Nadal nad sobą panował i wyraźnie się uspokoił, ujrzawszy rozmiary tego przedsięwzięcia. I dobrze, że przy okazji zobaczył, jak Arthur Stuart i La Tia korzystają z mocy, której nigdy nie widział u Czarnych — i że wielu Białych słucha ich rozkazów. To był już nowy świat.

Ale kiedy przybędą na nową plantację, gdzie niewolnicy cierpią bardziej niż ci u Cottonerów, gniew starego Barta znowu wybuchnie, a niewolnicy Cottonerów ujrzą ten ogień i również zapłoną. To leży w ludzkiej naturze. A przez to sytuacja stanie się niebezpieczna.

Ilu ich tam jest — tych, którzy tak jak stary Bart mają posłuch wśród swoich? A ilu tych, którzy narobią zamieszania po prostu dla draki? Przecież nie można mówić na każdej plantacji: Uwolnimy tylko tych, którzy są mili i zdolni do wybaczenia, a reszta, wredna lub zbyt gniewna, żeby zachowywać się spokojnie, ma zostać w niewoli.

Tak jak Mojżesz, zabiorą wszystkich, którzy jęczą w jarzmie. I tak jak Mojżesz, nie zgadną, którzy z ocalonych zrobią złotego cielca, czym zniweczą szansę ucieczki, zanim jeszcze dotrą do Ziemi Obiecanej.

Ziemia Obiecana. Oto jego największe zmartwienie. Gdzie ma ich zabrać? Gdzie jest kraina mlekiem i miodem płynąca? Bóg nie ukazał mu się w płonącym krzewie. Jedyne spotkanie, które da się uznać za kontakt z aniołem, nastąpiło tej ciemnej nocy, kiedy Tenskwa-Tawa — wówczas wiecznie pijany Czerwony imieniem Lolla-Wossiky — pojawił się w jego pokoju, a Alvin uzdrowił jego ślepe oko. Ale Lolla-Wossiky nie był Bogiem ani nawet aniołem tego rodzaju, z jakim zmagał się Jakub. Był tylko człowiekiem jęczącym pod brzemieniem bólu swego narodu.

A więc to jedyny anioł, jakiego kiedykolwiek spotkał Alvin. O innych nawet nie słyszał, chyba że uwzględni się to, co mąż jego siostry, Armor-of-God Weaver zobaczył w kościele wielebnego Throwera, kiedy Alvin był dzieckiem. Było to coś migotliwego, co mknęło po ścianach kościoła. Thrower oszalał, ujrzawszy to, lecz Armor-of-God nie wiedział, co to było. Tak wyglądały kontakty Alvina z siłami nadprzyrodzonymi.

O, w jego życiu wydarzały się cuda, mnóstwo dziwnych wydarzeń, niektóre wspaniałe. Peggy, która czuwała nad nim przez całe dzieciństwo, choć on o tym nie wiedział. Moc, którą w sobie odnalazł, zdolność spoglądania w serce świata i nakłaniania go, by stał się lepszy. Ale nic nie dało wiedzy, co powinien zrobić. Zawsze każdej decyzji towarzyszył cień wątpliwości, ponieważ nikt tak naprawdę nie zna prawdy, nawet w głębi serca.

Wkrótce, udręczony natłokiem myśli, które nie prowadziły do żadnych wniosków, poczuł, że nogi mu słabną, a stopy zaczynają boleć — coś takiego nie przydarzyło mu się od czasu, kiedy Ta-Kumsaw nauczył go słuchać zielonej pieśni i czerpać siłę z tętniącego wokół życia.

To na nic, pomyślał. Jeśli będę biec jak normalny człowiek, będę się przemieszczał zbyt wolno. Minie więcej niż jedna noc, zanim dotrę do rzeki. Muszę to wszystko wyrzucić z głowy i dać się zagarnąć zielonej pieśni.

Tylko jedno pomagało mu zapomnieć o wszystkim.

Zaczął szukać płomienia serca Margaret, który zawsze znał równie dobrze jak własny. Jest… a tuż pod płomieniem jej serca lśniła iskierka dziecka, które wspólnie stworzyli. Alvin skupił się na nim, wniknął w maleńkie ciałko, poczuł bicie serca, przepływ krwi, siłę sączącą się z ciała Margaret, ruch mięśni, które jego syn naprężał i rozluźniał.

Poznając to nowe życie, tego przyszłego człowieka, zapomniał o troskach, a wtedy przyszła do niego zielona pieśń, która ogarnęła także jego syna — bijące serce Alvina wtopiło się w rytm drzew, małych zwierząt, trawy i nawet uprawianej przez niewolników bawełny, gdyż wszystko to żyło. Ptaki na niebie, owady pełzające po ziemi, pchły i komary, wszystko to stanowiło część melodii. Aligatory na brzegach leniwych rzek i stojących bajor, jeleń skubiący trawę wśród polan, drobne zioła o leczniczych i trujących mocach, ryby w wodzie i szmer oddechów śpiących ludzi, którzy w nocy, we śnie, znowu stawali się jednością ze światem, choć z nim walczyli za dnia.

Nagle z Alvina opadło zmęczenie i ból, a przyszło ożywienie, zadowolenie. I tak znalazł się na brzegu Mizzippy. Minął wiele ścieżek, lecz żadnej przyzwoitej drogi, gdyż w tych rejonach najlepiej podróżowało się wodą, największym gościńcem była Mizzippy.

Gwiazdy i sierp księżyca świeciły jasno. W ich blasku Alvin ujrzał szeroką rzekę ciągnącą się daleko na prawo i lewo; każda zmarszczka na wodzie lśniła srebrem. Jednak w połowie rzeki przez całą jej długość widać było wieczną mgłę, która chroniła zachodni brzeg przed niespożytą ambicją Europejczyków.

Tenskwa-Tawa bez wątpienia wiedział o przybyciu Alvina. Jego bratowa Becca była tkaczką nici życia. Ona zauważyłaby nić Alvina i to, że przenika granicę między Białymi i Czerwonymi. Tenskwa-Tawa już pewnie o tym wie. Wie, że skoro Alvin tu przychodzi z drugiego brzegu rzeki, a nie z północy czy południa wzdłuż niej, chce przekroczyć wodę. To znaczy, że chce porozmawiać.