Выбрать главу

Inne aligatory były już blisko. Alvin sięgnął ku najbliższemu i usiłował go skłonić do ataku na aligatora, który go pochwycił, lecz choć drugim zwierzęciem nie kierowała złośliwość, ono także go nie posłuchało. Bało się. Niszczyciel potrafił wykrzyczeć strach do jego serca głośniej, niż Alvin mówił do niego o głodzie. To zwierzę uciekło, inne czekały w półkolu, jakieś piętnaście kroków od Alvina, przyglądając się walce.

Aligator nadal usiłował zmiażdżyć zębami pług. Przy każdym rozwarciu i zaciśnięciu szczęk Alvin wbijał pług głębiej. Był grubszy od jego nogi; wreszcie, kiedy zęby już nie wbijały się w jego ciało, Alvin zdołał się przekręcić i wysunąć okaleczoną nogę spomiędzy wielkich szczęk.

W tej samej chwili aligator szarpnął się, usiłując uciec z pługiem w zębach, lecz Alvin był na to przygotowany. Skoczył gadowi na grzbiet i potężnym niedźwiedzim uściskiem zacisnął jego szczęki na pługu.

Aligator nie zareagował. Pług był zbyt duży, nie mógł go połknąć, nie mógł też wypluć. W dodatku nozdrza miał nadal zaciśnięte. W trakcie tej walki Alvin parę razy zaczerpnął oddechu. Jak długo wytrzyma bez powietrza aligator?

Bardzo długo, zrozumiał, coraz mocniej zaciskając chwyt.

Po jakimś czasie uświadomił sobie, że aligator przestał się rzucać.

Mimo to nie rozluźniał chwytu.

No, wreszcie. Ostatnie szarpnięcie, ostatnia słaba próba wypłynięcia na powierzchnię.

W tej samej chwili udrożnił jego nozdrza. Niszczyciel nie zmusi go do zabicia zupełnie niewinnego stworzenia, które nie zrobiłoby mu krzywdy, gdyby nie było zmuszone.

Alvin wstał, wspierając się na zdrowej nodze. Uniósł głowę aligatora nad wodę. Zwierzę od razu zaczęło się rzucać, oddychając przez paszczę i nozdrza. Wówczas cisnął je na kłodę; rozwarło szeroko szczęki i Alvin wyrwał mu worek z pługiem. Potem zepchnął aligatora do wody. Tym razem jego rozkaz został wysłuchany. Zwierzę odpłynęło.

Inne aligatory otoczyły je i wciągnęły pod wodę.

Nie! — krzyknął Alvin prosto w ich mózgi. Puśćcie! Odejdźcie! Zostawcie go.

Usłuchały.

A kiedy odpływały, Alvinowi wydawało się przez krótką chwilę, że widzi między nimi płomienne, podobne do gada stworzenie, nie aligatora, lecz raczej salamandrę, której lśnienie przygasiły mętne wody Mizzippy.

Czy to właśnie zobaczył Thrower w kościele, kiedy Armor-of-God zastał go skulonego z przerażenia na widok tego czegoś, co śmigało po ścianach? A może to tylko złudzenie, bo ból… jest… tak wielki…

Alvin wyszedł na brzeg, ciągnąc za sobą okaleczoną nogę i worek. Upadł na piasek, zdyszany.

Wtedy zdał sobie sprawę, że Niszczyciel jednak zwyciężył. Nie chciał, żeby Alvin przeszedł na drugi brzeg. Dlatego trzeba to zrobić, natychmiast, żeby nie dać nieprzyjacielowi wygrać.

Woda podtrzymywała nieznośny ciężar wyrwanej ze stawu nogi. Alvin na poły doskakał, na poły dopłynął do kłody. Rzucił na nią worek i wpełzł za nim. Musiał skorzystać ze swojej mocy, by kłoda nie obróciła się razem z nim. Powiosłował rękami w stronę prądu.

Przed nim czekała ściana mgły. Tam jest bezpiecznie. Jeśli Alvin tam dotrze, znajdzie się w strefie ochronnej Tenskwa-Tawy. Za stworzeniem tej mgły stoi cała moc Czerwonych. Niszczyciel nie będzie mógł się tam dostać.

Alvin wiosłował, choć z bólu w każdej chwili mógł stracić przytomność. Nie potrafił się skoncentrować na tyle, by wiosłowanie szło mu szybko lub z mniejszym wysiłkiem. Nie mógł się też skupić na okaleczonym biodrze. Sunął do przodu, wiosłował, wiedząc, że nurt znosi go na lewo.

Otoczyła go mgła. Z pierwszą falą ulgi spadło na niego omdlenie.

Ocknął się i zobaczył pochylonego nad nim Czarnego.

Mężczyzna ten przemówił językiem, którego Alvin nie zrozumiał, choć wydawało mu się, że już go gdzieś słyszał. Nie potrafił tylko sobie przypomnieć gdzie.

Leżał na plecach. Na suchym lądzie. Więc pewnie przeprawił się przez rzekę.

A może ktoś go znalazł i przyciągnął na brzeg.

Mężczyzna zaczął mówić z większym naciskiem. Wkrótce znaczenie jego słów stało się jasne; wielkie, silne ręce chwyciły za okaleczoną nogę Alvina, a drugie ręce pchnęły jego udo. Kość zgrzytnęła o kość, błysnął oślepiający ból. Nie udało się, kość nie wskoczyła na miejsce, a kiedy noga znowu zwisła w dziwnej pozycji, ból stał się zbyt wielki i Alvin zemdlał.

Ocknął się znowu, prawdopodobnie chwilę później. Mężczyzna znowu coś powiedział; Alvin uniósł osłabłą rękę.

— Zaczekajcie — szepnął. — Tylko chwilę.

Nie zareagowali. Teraz widział, że jest ich kilku i postanowili mu nastawić nogę bez względu na wszystko. Nie mógł ich powstrzymać.

W rozpaczliwym pośpiechu zaczął badać swoje ciało, znalazł ścięgna, które blokowały kości drogę, i kiedy tym razem pociągnęli i pchnęli, zdołał przeprowadzić kość bez przeszkód na dawne miejsce. Przez chwilę balansowała na krawędzi stawu, po czym z gwałtownym szarpnięciem zaskoczyła.

Alvin znowu zemdlał.

Gdy odzyskał przytomność, leżał już gdzie indziej, w jakimś pomieszczeniu, i nikt przy nim nie czuwał, choć na zewnątrz słyszał głosy mówiące w dziwnym języku, nie tym samym co poprzednio.

Na zewnątrz czego?

Otwórz oczy, idioto, to się przekonasz.

Chata. Stara, ze ścianami pełnymi szpar, które warto by uszczelnić gliną. Widać od dawna nikt w niej nie mieszkał.

Drzwi się otworzyły i do środka wszedł inny Czarny. Alvin miał wrażenie, że go poznaje. Mężczyzna był ubrany w pióra i zwierzęce skóry, stwarzało to złudzenie ledwie przykrytej nagości. Inaczej niż Czerwony, może tak jak Afrykanie. Może ubrał się tak, jak się ubierał w ojczyźnie, zanim został porwany i sprzedany w niewolę.

Alvin już go kiedyś widział. Na pokładzie statku.

— Ja uczyć angielski — odezwał się mężczyzna.

Właśnie, niewolnicy na statku mówili łamaną angielszczyzną. Niektórzy znali hiszpański, a większość porozumiewała się mową Meksykanów, lecz Alvin żadnego z tych języków nie znał.

— Byłeś na „Yazoo Queen” — powiedział.

Mężczyzna patrzył na niego pytająco.

— Łódź. Ty na łodzi — rzekł Alvin.

Mężczyzna radośnie przytaknął.

— Ty na łódź! Ty bierz ja… my… łódź precz!

— Zgadza się. Uwolniliśmy was.

Mężczyzna rzucił się na kolana przy macie, na której leżał Alvin, i chwycił go w objęcia. Alvin odwzajemnił uścisk.

— Jak długo tu jestem?

Mężczyzna znowu spojrzał pytająco. Najwyraźniej pytanie przekraczało jego znajomość języka.

Alvin usiłował usiąść, ale mężczyzna pchnął go na posłanie.

— Śpi, śpi — powiedział.

— Nie, już się wyspałem.

— Śpi, śpi!

Jak Alvin miał mu wyjaśnić, że kiedy obejmowali się i rozmawiali, sprawdził swoją nogę, znalazł wszystkie obrażenia — bolesne miejsca w stawie, ślady zębów aligatora — i je wyleczył?

Mógł tylko podnieść wyrwaną ze stawu nogę i pokazać, że może nią swobodnie poruszać. Mężczyzna zdumiał się i usiłował położyć jego nogę na posłaniu, lecz Alvin pokazał mu, że w miejscu, gdzie ukąsił go aligator, nie ma blizn.

Mężczyzna roześmiał się nagle i pociągnął za koc. Widać uznał, że Alvin żartuje, pokazując mu zdrową nogę. Ale kiedy się przekonał, że druga też jest cała, wstał i powoli wycofał się do drzwi.

— Gdzie moje ubranie? — spytał Alvin.

W odpowiedzi mężczyzna rzucił się do ucieczki i wypadł na zewnątrz.