Выбрать главу

— A któż mnie wówczas od kata zratował, jeśli nie ona! O Jezu! Danuśka moja!… O Jezu!…

I począł drzeć włosy, a następnie gryźć pięści, którymi łkanie chciał potłumić, tak rozskowyczało się w nim serce z nagłego bólu.

— Chłopie! miej Boga w sercu!… cichaj! — wołał Maćko. — Co wskórasz[1583]? Hamuj się! cichaj!…

Ale Zbyszko długi czas nie mógł się uspokoić i upamiętał[1584] się dopiero, gdy Maćko, który był istotnie jeszcze chory, zesłabł tak bardzo, że zachwiał się na nogach i padł na ławę w zupełnym zmysłów zamroczeniu. Wówczas młodzian położył go na tapczanie, pokrzepił winem, które przysłał komtur[1585] zamkowy, i czuwał nad nim, póki stary rycerz nie zasnął.

Nazajutrz zbudzili się późno, rzeźwiejsi i wypoczęci.

— No — rzekł Maćko — chyba jeszcze na mnie nie czas, i tak myślę, że byle mnie wiater polny przewiał, to i na koniu dosiedzę.

— Posłowie ostaną jeszcze kilka dni — odpowiedział Zbyszko — bo coraz to do nich ludzie przychodzą z prośbą o jeńców, którzy na Mazowszu albo w Wielkopolsce na rozboju schwytani, ale my możem jechać, kiedy chcecie i kiedy poczujecie się w siłach.

W tej chwili wszedł Hlawa.

— Nie wiesz zaś, co tam czynią posłowie? — spytał go stary rycerz.

— Zwiedzają Wysoki Zamek i kościół — odrzekł Czech. — Komtur zamkowy sam ich oprowadza, a potem pójdą do wielkiego refektarza[1586] na obiad, na który i wasze miłości ma mistrz zaprosić.

— A ty coś od rana czynił?

— A ja przypatrywałem się niemieckiej najemnej piechocie, którą kapitanowie ćwiczyli, i przyrównywałem ją z naszą czeską.

— A ty czeską pamiętasz?

— Wyrostkiem mnie pojmał rycerz Zych ze Zgorzelic, ale pamiętam dobrze, bom od małego był do takich rzeczy ciekawy.

— No i cóż?

— A nic! Jużci tęga[1587] jest krzyżacka piechota i ćwiczona godnie[1588], ale to są woły, a nasi Czesi wilcy. Gdyby tak przyszło co do czego, to przecie wasze miłoście wiedzą: woły wilków nie jadają, a wilki okrutnie na wołowinę łakome.

— Prawda jest — rzekł Maćko, który widocznie coś o tym wiedział — kto się o waszych otrze, to jako od jeża odskoczy.

— W bitwie konny rycerz za dziesięciu piechoty stanie[1589] — rzekł Zbyszko.

— Ale Marienburga jeno piechota może dobyć — odpowiedział giermek.

I na tym skończyła się rozmowa o piechocie, gdyż Maćko, idąc za biegiem swych myśli, rzekł:

— Słysz, Hlawa, dziś, jak podjem i poczuję się w mocy — to pojedziemy.

— A dokąd? — spytał Czech.

— Wiadomo, że na Mazowsze. Do Spychowa — rzekł Zbyszko.

— I tam już ostaniem?…

Na to spojrzał Maćko na Zbyszka pytającym wzrokiem, gdyż dotychczas nie było między nimi mowy o tym, co dalej uczynią. Młodzian może miał gotowe postanowienie, ale nie chciał nim widocznie stryjca zasmucić, więc rzekł wymijająco:

— Wpierw musicie wydobrzeć[1590].

— A potem co?

— Potem? Wrócicie do Bogdańca. Wiem, jako Bogdaniec miłujecie.

— A ty?

— I ja go miłuję.

— Nie mówię, żebyś do Juranda nie jechał — rzekł powoli Maćko — bo jeśli zamrze, to pogrześć[1591] go przystojnie należy, ale ty bacz, co powiem, gdyż, jako młody, rozumem mi nie dorównasz. Nieszczęśliwa to jakowaś ziemia ten Spychów. Co cię spotkało dobrego — to gdzie indziej, a tam nic, jeno strapienia ciężkie i frasunki[1592].

— Prawdę mówicie — rzekł Zbyszko — ale tam Danusina truchełka[1593]

— Cichaj! — zawołał Maćko w obawie, że Zbyszka chwyci taki sam niespodziany ból jak wczoraj.

Ale na twarzy młodzianka odbiło się tylko rozrzewnienie i smutek.

— Będzie czas uradzać — rzekł po chwili. — W Płocku i tak musicie odpocząć.

— Starunku[1594] waszej miłości tam nie zbraknie — wtrącił Hlawa.

— Prawda! — rzekł Zbyszko — wiecie, że tam jest Jagienka? Jest dwórką przy księżnie Ziemowitowej[1595]. Ba — ale przecie wiecie, boście ją sami tam przywieźli. Była i w Spychowie. Aż mi to dziwno, żeście mi nic o niej u Skirwoiłły nie wspomnieli.

— Nie tylko była w Spychowie, ale bez niej Jurand alboby dotychczas macał koszturem drogi, alboby zamarł gdzie przy drodze. Przywiozłem ją do Płocka wedle opatowego dziedzictwa, a nie wspomniałem ci o niej, bo choćbym był wspomniał, byłoby to samo. Na nic tyś, niebożę, wówczas nie baczył.

— Wielce ona was kocha — rzekł Zbyszko. — Chwalić Boga, że nijakie listy nie były potrzebne, ale ona od księżny dostała listy za wami i przez księżnę od posłów krzyżackich.

— Niech Bóg za to dziewce błogosławi, bo lepszej na świecie nie ma! — rzekł Maćko.

Dalszą rozmowę przerwało im wejście Zyndrama z Maszkowic i Powały z Taczewa, którzy zasłyszawszy o wczorajszym omdleniu Maćka, przyszli go dziś odwiedzić.

— Pochwalony Jezus Chrystus! — rzekł przestąpiwszy próg Zyndram. — Jakoże wam dziś?

— Bóg zapłać! Pomału! Zbyszko prawi[1596], że byle mię wiater obwiał, to będzie całkiem dobrze.

— Co nie ma być?… będzie! Wszystko będzie dobrze — wtrącił Powała.

— Wywczasowałem[1597] się też na porządek! — odrzekł Maćko. — Nie tak jak wasze miłoście, którzy jako słyszę, ranoście wstali.

— Naprzód przychodzili do nas ludzie tutejsi mianować[1598] jeńców — rzekł Zyndram — a potem oglądaliśmy gospodarstwo krzyżackie: Przedzamcze i oba zamki.

— Tęgie gospodarstwo i tęgie zamki! — mruknął posępnie Maćko.

— Pewnie, że tęgie. Na kościele są arabskie ozdobności, o których powiadali Krzyżacy, że się takiego murowania od Saracenów[1599] w Sycylii nauczyli, a w zamkach komnaty ci osobliwe, na słupcach w pojedynkę alibo gromadami stojących. Obaczycie sami wielki refektarz. Utwierdzenie[1600] też wszędy okrutne, jakiego nigdzie nie masz. Takich murów i kula kamienna, chociażby największa nie ugryzie. Wiera[1601], iż miło patrzeć…

Zyndram mówił to tak wesoło, że Maćko spojrzał na niego zdziwiony i zapytał:

— A bogactwo ich, a porządki, a wojsko i gości — widzieliście?

— Wszystko nam pokazywali niby z gościnności, a w rzeczy[1602] dlatego, aby serce w nas upadło.

— No i cóż?

— Ano, da Bóg, że jak przyjdzie wojna, wyżeniem[1603] ich het, za góry i morza — tam, skąd przyszli.

A Maćko, przepomniawszy[1604] w tej chwili o chorobie, aż zerwał się na równe nogi ze zdziwienia.

— Jak to, panie — rzekł. — Mówią, że rozum macie bystry… Bo mnie aż zemdliło, gdym się ich potęgi napatrzył… Dla Boga! z czegoż to miarkujecie?

Tu zwrócił się do bratanka:

— Zbyszku, każ zaś to wino, które nam przysłali, postawić. Siadajcie, wasze moście, i mówcie, bo lepszej driakwi[1605] żaden medyk na moje choróbsko nie wymyśli.

вернуться

wskórać — zdziałać.

вернуться

upamiętać się — dziś popr.: opamiętać się.

вернуться

komtur — zwierzchnik domu zakonnego bądź okręgu w zakonach rycerskich, do których zaliczali się krzyżacy.

вернуться

refektarz — pomieszczenie w klasztorze służące jako jadalnia.

вернуться

tęgi — tu: silny, mocny.

вернуться

godnie (daw.) — mocno, solidnie.

вернуться

stanie (daw.) — starczy.

вернуться

wydobrzeć — wyzdrowieć.

вернуться

pogrześć (daw.) — pogrzebać, pochować.

вернуться

frasunek (daw.) — smutek.

вернуться

truchełka (daw.) — trumienka.

вернуться

starunek (daw.) — opieka.

вернуться

Aleksandra Olgierdówna — (ok. 1370–1434), córka wielkiego księcia Litwy Olgierda, siostra Władysława II Jagiełły, żona księcia mazowieckiego Ziemowita IV.

вернуться

prawić (daw.) — mówić.

вернуться

wywczasować się (daw.) — odpocząć.

вернуться

mianować — tu: wyznaczać do uwolnienia.

вернуться

Saracenowie — muzułmanie w czasie akcji powieści zamieszkujący Hiszpanię.

вернуться

utwierdzenie (daw.) — umocnienia.

вернуться

wiera (daw.) — prawda.

вернуться

w rzeczy (daw.) — w rzeczywistości.

вернуться

wyżenąć (daw.) — wygnać.

вернуться

przepomnieć (daw.) — zapomnieć.

вернуться

driakiew (daw.) — zioło lecznicze, lek.