Выбрать главу

— O wa! — rzekł Zbyszko.

Po czym zwrócił się do Jagienki i mówiąc jej: ty, wedle polecenia Zycha, zapytał:

— A ty którego wolisz?

— Żadnego.

— Wilk, sierdzisty[871] pachołek!—zauważył Zych.

— Niech w inną stronę wyje!

— A Cztan?

Jagienka poczęła się śmiać.

— Cztan — mówiła zwracając się do Zbyszka — takie ci ma kudły na gębie jak cap, że mu oczu nie widać — i sadła tyle na nim co na niedźwiedziu.

A Zbyszko uderzył się w głowę, jakby coś sobie nagle przypominając, i rzekł:

— Ale!… kiedyście tacy dobrzy, to was jeszcze o jedną rzecz poproszę: nie ma też u was w domu niedźwiedziego sadła, bo stryjkowi na lek potrzebne, a w Bogdańcu nie mogłem dopytać?

— Było — rzekła Jagienka — ale chłopaki na dwór wynieśli do smarowania łuków — i psi do szczętu zjedli… Bodajże to!

— Nic nie ostało?

— Do czysta wylizane!

— Ha! to nie ma innej rady, jeno trza będzie w boru poszukać.

— Uczyńcie obławę, bo niedźwiedzi nie brak, a jeśli myśliwskiego sprzętu chcecie, to damy.

— Gdzie mi tam czekać! Pójdę na noc pod barcie[872].

— Weźcie z pięciu naroczników[873]. Są między nimi chłopy sprawne.

— Nie będę kupą chodził, bo jeszcze mi zwierza spłoszą.

— To jakże? Z kuszą pójdziecie?

— A co bym z kuszą w boru po ciemku zrobił? Miesiąc[874] teraz przecie nie świeci. Wezmę widły z zadziorami, topór dobry i pójdę jutro sam.

Jagienka umilkła na chwilę, po czym w twarzy jej odbił się niepokój.

— Poszedł od nas łońskiego roku[875] — rzekła — myśliwiec Bezduch i niedźwiedź go rozdarł. Zawsze to jest nieprzezpieczna[876] rzecz, bo on, jak samego człowieka w nocy uwidzi, a tym bardziej przy barciach, to zaraz na zadnie[877] łapy staje.

— Żeby uciekał, to by się go nie dostało — odrzekł Zbyszko.

Tymczasem Zych, który się był zdrzemnął, zbudził się nagle i począł śpiewać:

A ty, Kuba, od roboty,

A ja, Maciek, od ochoty!

Idźże rano z sochą[878]w pole!

A ja z Kasią w żytko wolę.

Hoc! hoc!

Po czym do Zbyszka:

— Wiesz? jest ich dwóch: Wilk z Brzozowej i Cztan z Rogowa… a ty…

Lecz Jagienka bojąc się, żeby Zych nie powiedział czegoś nadto, zbliżyła się szybko do Zbyszka i jęła wypytywać:

— I kiedy pójdziesz? jutro?

— Jutro, po zachodzie słońca.

— A do których barci?

— Do naszych, do bogdańskich, niedaleko od waszych kopców[879], wedle Radzikowego błota. Powiadali mi, że tam o misia łatwo.

Rozdział dwunasty

Zbyszko wybrał się, jak zapowiedział, gdyż Maćko czuł się coraz gorzej. Z początku podtrzymywała go radość i pierwsze domowe zajęcia, lecz trzeciego dnia wróciła mu gorączka i ból w boku ozwał mu się[880] z taką siłą, iż musiał się położyć. Zbyszko poszedł naprzód w dzień, obejrzał barci[881], zobaczył, że jest blisko ogromny ślad na błocie — i rozmówił się z bartnikiem Wawrkiem, który nocami sypiał w pobliżu w szałasie, razem z parą srogich podhalskich[882] kundli, ale właśnie miał się już wynieść do wsi z powodu chłodów jesiennych.

Obaj rozrzucili szałas, zabrali psy, tu i ówdzie rozsmarowali trochę miodu po pniach, by zapach znęcił zwierza, za czym Zbyszko wrócił do domu i począł się gotować na wyprawę. Ubrał się dla ciepła w kubrak łosi[883], bez rękawów; na ciemię nawdział[884] żelazny czepiec z drutu, aby niedźwiedź nie mógł mu obedrzeć skóry z głowy, wreszcie wziął widły dobrze okute, dwuzębne, z zadziorami, i topór stalowy, szeroki, na dębowym toporzysku[885] nie tak krótkim, jakich zażywają[886] cieśle. O wieczornym udoju[887] był już u celu i wybrawszy sobie dogodne miejsce przeżegnał się, zasiadł i czekał.

Czerwone promienie zachodzącego słońca świeciły między gałęziami chojarów[888]. Po wierzchołkach sosen tłukły się wrony, kracząc i łopocąc skrzydłami; gdzieniegdzie kicały ku wodzie zające, czyniąc szelest po żółciejących jagodziskach[889] i po opadłych liściach; czasem śmignęła po buczku chybka[890] kuna. W gąszczach odzywał się jeszcze świegot ptaków, który stopniowo ustawał.

O samym zachodzie nie było w boru spokoju. Przeszło niebawem opodal Zbyszka stadko dzików z wielkim hałasem i fukaniem, a potem kłusowały łosie długim rzędem trzymając jeden drugiemu łeb na ogonie. Suche gałęzie trzeszczały im pod racicami i las aż dudnił, one atoli[891] połyskując czerwono w słońcu, dążyły do błota, gdzie im było nocą bezpiecznie i błogo. Nareszcie zorze rozpaliły się na niebie, od których wierzchołki sosen zdawały się płonąć jak w ogniu, i zwolna jęło[892]się wszystko uspokajać. Bór szedł spać. Mrok wstawał od ziemi i podnosił się w górę ku świetlistym zorzom, które też w końcu poczęły omdlewać, zasępiać się, czernieć i gasnąć.

„Teraz póki się wilki nie odezwą, to będzie cicho” — pomyślał Zbyszko. Żałował jednak, że nie wziął kuszy, mógłby był bowiem z łatwością położyć dzika lub łosia. Tymczasem od strony błota dochodziły jeszcze czas jakiś przytłumione odgłosy, podobne do ciężkiego stękania i poświstywania. Zbyszko spoglądał ku temu błotu z pewną nieufnością, albowiem chłop Radzik, który mieszkał tu niegdyś w ziemnej chacie, znikł razem z rodziną, jakby się pod ziemię zapadł. Jedni mówili, że porwali ich zbóje, byli wszelako ludzie, którzy widzieli później wedle[893] chaty jakieś dziwne ślady ni to ludzkie, ni zwierzęce — i którzy bardzo kręcili nad tym głowami, a nawet namyślali się, czyby nie sprowadzić księdza z Krześni, aby tę chałupę poświęcił. Nie przyszło wprawdzie do tego, bo nie znalazł się nikt, który by chciał tu zamieszkać, i chatę, a raczej glinę na chruścianych ścianach, rozpłukały z czasem dżdże[894] — miejsce jednakże nie używało[895] odtąd dobrej sławy. Nie uważał wprawdzie na to Wawrek, bartnik, który tu nocował latem w szałasie, ale i o tym Wawrku różnie mówiono. Zbyszko, mając widły i topór, nie obawiał się dzikich zwierząt — myślał natomiast z pewnym niepokojem o siłach nieczystych i rad też był, gdy owe gwary wreszcie umilkły.

вернуться

sierdzisty (daw.) — śmiały, czupurny.

вернуться

barć — wydrążony w drzewie ul dla leśnych pszczół.

вернуться

narocznik — słowo wieloznaczne: chłop płacący roczną daninę bądź przedstawiciel ludności niewolnej zobowiązany do bliżej niesprecyzowanych świadczeń wojskowych.

вернуться

miesiąc (daw.) — księżyc.

вернуться

łońskiego roku (gw.) — zeszłego roku.

вернуться

nieprzezpieczny — dziś popr.: niebezpieczny.

вернуться

zadni — tylny.

вернуться

socha — prymitywny, drewniany pług.

вернуться

kopce — kopcami często oznaczano granicę posiadłości.

вернуться

ozwać się (daw.) — odezwać się.

вернуться

barć — wydrążony w drzewie ul dla leśnych pszczół.

вернуться

podhalski — dziś popr.: podhalański.

вернуться

łosi — tu: ze skóry łosia.

вернуться

wdziać, nawdziać — ubrać.

вернуться

toporzysko — drewniany uchwyt siekiery bądź topora.

вернуться

zażywać — tu: używać.

вернуться

udój — dojenie krów.

вернуться

chojar (daw.) — wysokie drzewo iglaste.

вернуться

jagodzisko — miejsce, gdzie rosną jagody.

вернуться

chybki (daw.) — szybki i zwinny.

вернуться

atoli (daw.) — jednak.

вернуться

jąć (daw.) — zacząć.

вернуться

wedle (daw.) — obok.

вернуться

dżdże (daw.) — deszcze.

вернуться

używać (daw.) — mieć coś, dysponować czymś, cieszyć się czymś.