Выбрать главу

Orson Scott Card

Xenocyd

Markowi i Kathy Kidd:

za swobodę, za przystań

i zabawy w całej Ameryce

ROZDZIAŁ 1

ROZSTANIE

Dziś jeden z braci zapytał mnie: Czy to straszne więzienie, kiedy nie możesz się ruszyć z miejsca, w którym stoisz?

A ty odpowiedziałeś…

Że jestem teraz bardziej wolny od niego. Niezdolność do ruchu uwalnia mnie od obowiązku działania. Wy, którzy mówicie językami, wciąż kłamiecie…

Han Fei-tzu siedział w pozycji lotosu na nagiej drewnianej podłodze obok łoża żony. Jeszcze przed chwilą drzemał chyba — nie był tego tak zupełnie pewien. Lecz teraz uświadomił sobie lekką zmianę jej oddechu, zmianę subtelną jak podmuch wywołany ruchem skrzydeł motyla.

Jiang-qing także najwyraźniej dostrzegła w nim zmianę, gdyż przedtem milczała, a teraz odezwała się. Mówiła bardzo cicho, ale Hań Fei-tzu słyszał wyraźnie, gdyż w domu panowała cisza. Prosił przyjaciół i służbę o zachowanie milczenia na okres zmierzchu życia Jiang-qing. Dość będzie czasu na nieostrożne hałasy podczas długiej nocy, która nadejdzie, nocy bez przytłumionego szeptu jej warg.

— Jeszcze nie umarłam — powiedziała.

Od kilku dni po każdym przebudzeniu witała go tymi słowami. Z początku uważał je za ironiczne lub drwiące, ale teraz już wiedział, że wymawia je z rozczarowaniem. Tęskniła za śmiercią nie dlatego, że nie kochała życia, ale dlatego, bowiem śmierć była nieunikniona. Czego nie można odepchnąć, trzeba przyjąć z otwartymi ramionami. Taka jest Droga. Jiang-qing przez całe życie nie zboczyła z Drogi ani o krok.

— A więc bogowie są dla mnie łaskawi — rzekł Hań Fei-tzu.

— Dla ciebie — tchnęła. — Co kontemplujemy?

W ten sposób prosiła go, by dzielił z nią swe najskrytsze myśli. Gdy inni o nie pytali, czuł się tak, jakby szpiegowali go. Ale Jiang-qing pytała, by myśleć o tym samym. Dzięki temu oboje stawali się jedną duszą.

— Kontemplujemy naturę pożądania — odparł Hań Fei-tzu.

— Czyjego pożądania? — spytała. — I pożądania czego?

Mojego pożądania, by twoje kości wyzdrowiały, stały się silne i nie pękały przy najlżejszym ucisku. Znowu mogłabyś stanąć, a nawet unieść ramię, a twoje mięśnie nie wyrywałyby odłamków kości, ani kość nie łamałaby się od naprężenia. Nie musiałbym patrzeć, jak gaśniesz. Ważysz teraz zaledwie osiemnaście kilogramów. Nie zdawałem sobie sprawy, jak bardzo jesteśmy szczęśliwi, dopóki nie dowiedziałem się, że nie możemy zostać razem.

— Mojego pożądania — odpowiedział. — Ciebie.

— „Cenisz tylko to, czego nie masz”. Czyje to słowa?

— Twoje. Niektórzy mówią: czego mieć nie możesz, a inni: czego mieć nie powinieneś. A ja mówię: naprawdę możesz docenić tylko to, czego zawsze będziesz pragnął.

— Masz mnie na zawsze.

— Utracę cię tej nocy. Albo jutro. Albo za tydzień.

— Zajmijmy się kontemplacją natury pożądania — spokojnie poprosiła Jiang-qing. Jak zwykle, wykorzystywała filozofię, by wyrwać go z posępnej melancholii.

Opierał się, choć tylko z przekory.

— Jesteś surową władczynią — oświadczył. — Jak twoja przodkini-serca, nie zważasz na słabości innych.

Jiang-qing otrzymała imię po rewolucyjnej przywódczyni z dalekiej przeszłości, która próbowała wprowadzić lud na nową Drogę, ale została pokonana przez tchórzy o zajęczych sercach. To niesprawiedliwe, myślał Hań Fei-tzu, by żona umierała przed nim: jej przodkini-serca przeżyła swego męża. Poza tym, żony powinny żyć dłużej niż mężowie. Kobiety są bardziej dopełnione wewnętrznie. I żyją w swych dzieciach. Nigdy nie cierpią takiej samotności jak osamotniony mężczyzna.

Jiang-qing nie pozwoliła mu wrócić do smutnej zadumy.

— Kiedy mężczyźnie umiera żona, czego może pożądać? Zbuntowany Hań Fei-tzu udzielił jej najbardziej fałszywej odpowiedzi.

— By położyć się przy niej — rzekł.

— Pożądanie ciała — stwierdziła Jiang-qing.

Ponieważ była zdecydowana prowadzić tę rozmowę, Hań Fei-tzu wyrecytował za nią:

— Pożądaniem ciała jest działaniem. Zawiera wszelkie dotknięcia, przypadkowe i intymne, i wszelkie zwyczajowe poruszenia. Gdy zatem mężczyzna widzi kątem oka jakiś ruch, myśli, że widział zmarłą żonę przechodzącą za drzwiami. Nie uspokoi się, póki nie podejdzie do drzwi i nie zobaczy, że to nie jego żona. Dlatego budzi się ze snu, w którym słyszał jej głos, i stwierdza, że odpowiada jej, jakby mogła go usłyszeć.

— Co jeszcze? — spytała Jiang-qing.

— Mam dość filozofii — oświadczył Hań Fei-tzu. — Może Grecy znajdywali w niej pocieszenie. Ja nie.

— Pożądanie ducha — nie ustępowała Jiang-qing.

— Ponieważ duch z ziemi się bierze, jest tą częścią, która czyni nowe rzeczy ze starych. Gdy żona umiera, mąż tęskni za wszystkimi nie dokończonymi dziełami, jakie z nią tworzył, za nie rozpoczętymi snami o tym, co wykreowaliby, gdyby żyła. Dlatego mężczyzna gniewa się na swe dzieci, bo zbyt są do niego podobne, a za mało przypominają zmarłą żonę. Dlatego mężczyzna nienawidzi domu, w którym żyli razem, ponieważ albo go nie zmienia, a wtedy dom staje się równie martwy jak żona, albo zmienia, a wtedy dom nie jest już w połowie jej dziełem.

— Nie wolno ci się gniewać na naszą małą Qing-jao — szepnęła Jiang-qing.

— Dlaczego? — zapytał Hań Fei-tzu. — Czy więc zostaniesz, by nauczyć ją być kobietą? Ja mogę wychować ją tylko na swoje podobieństwo. Będzie zimna i twarda, ostra i mocna jak obsydian. Jeśli taka wyrośnie, a wyglądem przypomina ciebie, jak mogę się nie gniewać?

— Ponieważ możesz ją nauczyć wszystkiego, czym ja jestem.

— Gdybym nosił w sobie część ciebie — odparł Hań Fei-tzu — nie musiałbym cię poślubiać, by stać się pełną osobą. — Przekomarzał się z nią, wykorzystując filozofię, by odwrócić rozmowę od cierpienia. — Takie jest pożądanie duszy. Dusza zbudowana jest ze światła i żyje w powietrzu, ona więc poczyna i przechowuje idee, zwłaszcza ideę całości. Mąż pragnie dopełnienia, pragnie całości, jaka powstaje z męża i żony wspólnie. Nigdy zatem nie wierzy własnym myślom, ponieważ zawsze dręczy go wątpliwość, na którą tylko myśli żony były odpowiedzią. Tym samym cały świat wydaje mu się martwy, gdyż nie ma pewności, czy cokolwiek zachowa swój sens pod ostrzałem tej nierozwiązalnej wątpliwości.

— Bardzo głębokie — stwierdziła Jiang-qing.

— Gdybym był Japończykiem, popełniłbym seppuku, wylewając swe trzewia na urnę twych popiołów.

— Bardzo mokre i bardzo niechlujne. Uśmiechnął się.

— Chciałbym więc być starożytnym Hindusem i spłonąć na twoim stosie.

Ona jednak dość miała żartów.

— Qing-jao — szepnęła. Przypominała mu, że nie może uczynić niczego tak teatralnego, nie może umrzeć wraz z nią. Ktoś musi zająć się małą Qing-jao.

Hań Fei-tzu odpowiedział jej z powagą.

— Jak mogę ją nauczyć, by była tym, kim ty jesteś?

— Wszystko, co we mnie dobre, bierze się z Drogi. Jeśli nauczysz ją, by była posłuszna bogom, szanowała przodków, kochała lud i służyła władcom, przetrwam w niej tak samo jak ty.

— Nauczę ją Drogi jako części samego siebie — obiecał Hań Fei-tzu.

— Nie tak. Droga nie jest naturalną częścią ciebie, mój mężu. Chociaż bogowie przemawiają do ciebie codziennie, upierasz się przy wierze w świat, gdzie wszystko można wyjaśnić naturalnymi przyczynami.